Fragmenty

Widziałeś ostatnio ciekawy film albo byłeś na koncercie? Podziel się wrażeniami.
tekajot
Posty: 2043
Rejestracja: wt lis 16, 2010 7:02 am

Fragmenty

Post autor: tekajot »

Driezna – 85. kilometr
- A co w tym zadziwiajacego! I jakie w ogole granice? Granice sa po to, zeby nie pomylic narodow. U nas na przyklad stoi straznik, ktory doskonale wie, ze granica nie jest kwestia fikcji czy godla panstwowego, tylko tego, ze po jednej stronie granicy pija i wiecej mowia po rosyjsku, a po grugiej pija mniej i mowia po nierosyjsku.
A tam? Jakiez tammoga byc granice, jesli wszyscy pija jednakowo i wszyscy mowia po nierosyjsku! Tam moze by i ktos chcial postawic straznika, tyle ze nie ma gdzie … Totez straz graniczna wloczy sie bezczynnie, nudzi i prosi ognia … Slowem, w tym sensie jest zupelna swoboda. Chcesz sie na przyklad zatrzymac w Eboli, prosze bardzo, zatrzymaj sie. Chcesz isc do Canossy – nikt ci nie przeszkodzi w pojsciu do Canossy. Chcesz przekroczyc Rubikon – przekraczaj …
Tak ze dziwic sie nie ma czemu … Punkt dwunasta czasu Greenwich zostalem przedstwaiony dyrektorowi British Museum o dzwiecznym i glupawym nazwisku, cos w rodzaju Kombi Nator. "Czego pan od nas chce?" - spytal dyrektor British Museum. "Chce pana zaangazowac. A wlasciwie chcialbym, zeby pan mnie zaangmam pana angazowac?" "W jakich mianowicie skarpetkach?" – spytalem, juz nie kryjac gniewu.azowal …"
"Mam pana zaangazowac w takich spodniach?" – spytal dyrektor British Museum. "W jakich mianowicie spodniach?" – zapytalem ze skryta uraza. On za, jakby nie slyszac, stanal przede mna na czworakach i zaczal obwachiwac moje skarpetki. Obwachawszy, wstal. Skrzywil sie, splunal i zapytal: "W jakich mianowicie skarpetkach?" – spytalem, juz nie kryjac gniewu. "W jakich znowu skarpetkach? Te, ktore nosilem w Ojczyznie, rzeczywiscie smierdzialy, owszem. Ale przed wyjazdem je zmienilem, poniewaz w czlowieku wszystko powinno byc piekne: dusza, mysl i ..."
Ale on nawet sluchac nie chcial. Poszedl do Izby Lordow i powiedzial : « Lordowie ! Za moimi drzwiami stoi pewien lajdak. Przybyl z zasniezonej Rosji, ale chyba nie jest bardzo pijany. Co mam robic z tym nieszczesnikiem? Angazowac to monstrum, czy tez nie angazowac tego koczkodana?" Lordowie zas, przyjrzawszy mi sie przez monokle, powiadaja: "Sprobuj, Williamie! Sprobuj, wystaw go na widok publiczny, ten zlamany k***s bedzie pasowal do kazdego otoczenia" Tu zabrala glos krolowa Anglii. Podniosla reke i zawolala …
- Kontrolerzy! Kontrola! – rozleglo sie w calym wagonie. Rozleglo sie, przytoczylo i eksplodowalo: - Kontrola!
Moje opowiadanie zostalo przerwane w najbardziej pikantnym miejscu. Ale nie tylko opowiadanie; zarowno pijany polsen czarnowasego, jak i sen dekabrysty – wszystko uleglo zatrzymaniu w pol drogi. Stary Mitrycz ocknal sie, caly we lzach, mlody zas oszolomil wszystkich poswistujacym ziewaniem przechodzacym w smiech I wyproznienie. Jedynie kobieta trudnego losu spala niczym fatamorgana, przysloniwszy beretem wybite zeby …
Prawde mowiac na pietuszkowskiej trasie nikt nie boi sie kontrolerow, poniewaz nikt nie ma biletu. Jesli nawet jakis odszczepieniec kupi po pijanemu bilet, to kiedy przychodza kontrolerzy, robi mu sie glupio. I kiedy podejda do niego, nie patrzy ani na nich, ani na pasazerow i ma ochote zapasc sie pod ziemie. Kontroler zas oglada jego bilet z obrzydzeniem i niszczy go wzrokiem niczym plaza. Natomiast reszta publicznosci patrzy na gapowicza wielkimi pieknymi oczami, jakby mowiac: wstydz sie, kutafon jeden! Sumienie go gryzie, parcha! I tym smielej wpatruje sie w oczy kontrolera: tacy jestesmy! Czy mozna nas potepic? Podejdz do nas, Siemionycz, nie skrzywdzimy cie …
Zanim starszym kontrolerem zostal wlasnie Siemionycz, wszystko wygladalo inaczej. W tych czasach gapowiczow traktowano jak Hindusow: zapedzano do rezerwatow, walono po glowach enzyklopedia Brockhausa i Efrona, a nastepnie karano grzywna i wyrzucano z wagonu. W owych czasach, uciekajac przed kontrola, stada gapowiczow gnaly przez wagony, zagarniajac nawet posiadaczy biletow. Pewnego razu bylem swiadkiem, jak dwaj mali chlopcy, ulegajac powszechnej panice, uciekali wraz z calym stadem i zostali stratowani na smierc … Lezeli potem w przejsciu, sciskajac bilety w posinialych raczkach …
Starszy kontroler Siemionycz zmienil wszystko. Zlikwidowal wszystkie grzywny i kary. Postepowal znacznie prosciej: bral od gapowiczow po gramie za kilometr. Jak Rosja dluga i szeroka, brac szoferska bierze od "lepkow" po kopiejce za kilometr; Siemionycz taz bral poltora raza mniej: po gramie za kilometr. Jesli na przyklad jechalo sie z Czuchlinki do Kseda, na odleglosc dziewiecdziesieciu kilometrow, wypadalo nalac Siemionyczowi dziewiecdziesiat gramow i mozna bylo podrozowac najspokojniej w swiecie, rozwaliwszy sie na lawce niczym kupiec ...
Tak wiec Siemionyczowa innowacja wzmacniala wiez kontrolera z szerokimi masami, a ponadto wiez owa czynila tansza, prostsza I bardziej ludzka … Totez w ogolnym podnieceniu, wywolanym przez okrzyk: "Kontrolerzy!", nie bylo strachu, a jedynie przedsmak …
Siemionycz wszedl do wagonu pozadliwie usmiechniety. Ledwie trzymal sie na nogach. Zazwyczaj dojezdzal tylko do Oriechowa-Zujewa, a w Oriechowie-Zujewie wyskakiwal i, zalany w sztok, szedl do swojego biura.
- Co, znowu ty, Mitrycz? Znowu do Oriechowa? Pokrecic sie na karuzeli? Po sto osiemdziesiat od kazdego. Aa, to ty, czarnowasy? Saltykowska-Oriechowo-Zujewo? Siedemdziesiat dwa gramy. Zbudzcie te k.urw.e i spytajcie, ile mi sie od niej nalezy. A ty, skad i dokad? Sierp i Mlot – Pokrow ? Pan bedzie laskaw sto piec. A na gape coraz mniej jezdzi … Kiedys to budzilo, sprawiedliwy gniew, a teraz zasluzona dume … A ty, Wieniu? …
tekajot
Posty: 2043
Rejestracja: wt lis 16, 2010 7:02 am

Re: Fragmenty

Post autor: tekajot »

Oriechowo – Zujewo – Krutoje
… Z tych krzewow zas wychodzi zaspany Tichonow, mruzac oczy od slonca i ode mnie.
- Tichonow, co ty tu robisz?
- Wykanczam tezy. Wszystko juz jest dawno gotowe do wystapienia procz tez. A teraz tezy tez juz sa.
- Myslisz wiec, ze sytuacja dojrzala?
- A kto ja tam wie …! Kiedy troche wypije, wydaje mi sie, ze dojrzala. A jak mi sie w glowie przejasnia – nie, mysle, jeszcze nie dojrzala, jeszcze nie czas chwytac za bron …
- To wypij jalowcoweczki, Wadia.
Tichonow lyknal jalowcoweczki, chrzaknal I sposepnial.
- No i jak? Dojrzala sytuacja?
- Poczekaj, zaraz dojrzeje ...
- No, to kiedy zaczynac? Jutro?
- A cholera wie! Kiedy troche wypije, wydaje mi sie, ze mozna chocby dzis, ze i wczoraj nie bylo za wczesnie. A kiedy otrzezwieje – nie, mysle sobie, i wczoraj bylo za wczesnie, i pojutrze nie bedzie za pozno.
- No to wypij jeszcze, Wadimku. Wypij jeszcze jalowcoweczki …
Wadimek wypil i znowu sposepnial.
- No i co? Myslisz, ze juz czas?
- Czas ...
- Nie zapominaj hasla i powiedz wszystkim, ze nie zapomnieli: jutro rano, miedzy wsia Tartino i wsia Jelisiejkowo, kolo obory, o dziewiatej zero zero czasu Greenwich ...
- Tak. O dziewiatej zero zero czasu Greenwich ...
- Do widzenia, towarzyszu. Postaraj sie tej nocy zasnac ...
- Postaram sie, zasne, do widzenia, towarzyszu ...
Tu musze sie od razu usprawiedliwic wobec sumienia calej ludzkosci. Musze to powiedziec: od samego poczatku bylem przeciwnikiem tej awantury, bezplodnej jak drzewo figowe (pieknie powiedziane: "bezplodnej jak drzewo figowe" . Od samego poczatku mowilem, ze w rewolucji jest jakis pozytek, jesli dokonuje sie w sercach, a nie na placach. Ale skoro juz zaczeto beze mnie, to nie moge sie dystansowac od tych, ktorzy zaczeli. Moglbym w kazdym razie zapobiec nadmiernemu okrucienstwu i zmiejszyc rozlew krwi ...
Kolo dziewiatej czasu Greenwich siedzielismy w oczekiwaniu na trawie nieopodal obory. Do podchodzacych mowilismy: "Siadaj z nami, towarzyszu, w nogach nie ma prawdy". Kazdy tez z podchodzacych slal nadal, pobrzekujac bronia i powtarzajac umowione slowa Antonia Salieriego: "Lecz prawdy nie ma takze wyzej". Haslo bylo frywolne i dwuznaczne, ale nie mielismy do tego glowy: zblizala sie godzina dziewiata zero zero czasu Greenwich.
Od czego sie to wszystko zaczelo? Od przybicia przez Tichonowa czternastu tez do bramy jelisiejkowskiej rady wiejskiej. Wlasciwie nie od przybicia do bramy, a od napisania na plocie. I byly to raczej slowa, a nie tezy; napisane kreda zwiezle i wyrazne slowa, a nie tezy, i bylo ich wszystkiego dwa, a nie czternascie. Ale, tak czy owak, od tego sie wszystko zaczelo.
Ruszylismy dwiema kolumnami, ze sztandarami w dloniach. Jedna kolumna – na Jelisiejkowo. A druga – na Tartino. I szlismy bez przeszkod az do zachodu slonca. Po zadnej stronie nie bylo zabitych ani rannych. Byl natomiast jeden jedyny jeniec – byly przewodniczacy larionowskiej rady wiejskiej, zdymisjowany na starosc za pijanstwo i wrodzona glupote. Jelisiejkowo zostalo wziete, Czerkasowo lezalo u naszych stop, Nieugodowo i Pieksza blagaly o litosc. Wszystkie glowne osrodki powiatu pietuszkowskiego – od sklepu w Polomach do magazynu geesu w Andrejewsku – wszystko zajely sily powstancze.
A gdy slonce zaszlo, wies Czerkasowo zostala ogloszona stolica. Sprowadzono jenca i zaimprowizowano zjazd zwyciezcow. Wszyscy mowcy byli pijani w sztok i wszyscy truli to samo: Maksymilian Robespierre, Oliver Cromwell, Sonia Perowska, Wiera Zasulicz, ekspedycja karna z Pietuszek, wojna z Norwegia – i znowu Sonia Perowska i Wiera Zasulicz ...
Jedni krzyczeli: "A gdzie jest ta cala Norwegia ...?" "A kto ja tam wie!" – odpowiadali drudzy. – "Gdzie pieprz rosnie, a diabel mowi dobranoc!" "Gdziekolwiek jest – powsciagalem rejwach – bez interwencji sie nie obejdzie. Aby odbudowac gospodarke zniszczona przez wojne, trzeba ja najpierw zniszczyc, a do tego celu potrzebna jest wojna, domowa czy inna. Potrzeba co najmniej dwunastu frontow ... "Potrzebni sa polscy panowie!" – wolal podchmielony Tichonow!" "Idioto! – przerywalem mu – zawsze cos strzelisz! Jestes swietnym teoretykiem, twoje tezy przybilismy do naszych serc, ale jak przyjdzie do dzialania, tos gowniany gowniarz. Po co ci, durniu, polscy panowie?" "Przecie sie nie upieram – dawal za wygrana Tichonow. – Tak samo ich potrzebuje jak wy! Jak Norwegowie, to Norwegia ..."
W pospiechu i podnieceniu wszyscy zapomnieli jakos, ze Norwegia jest juz od dwudziestu lat czlonkiem NATO. Wladek C-ski pobiegl na larionowska poczte z paczka listow i pocztowek. Jeden list za potwierdzeniem odbioru zaadresowany do krola Norwegii Olafa i dotyczyl wypowiedzenia wojny. Drugi list – a raczej kawalek czystego papieru w kopercie – zostal wyslany do generala Franco; niech to stare scierwo dojrzy w nim palec losu, niech ten zwiedly k***s "caudillo" zbieleje jak papier! Od premiera Imperium Brytyjskiego Harolda Wilsona zazadalismy niewiele: zabierz, premierze, te swoja glupia kanonierke z zatoki Akaba, a potem mozesz sobie robic, co chcesz ... I wreszcie czwarty list – do Wladyslawa Gomolki. Pisalismy w tym liscie: ty, Wladyslawie Gomolko, masz pelne i niezbywalne prawo do polskiego korytarza, natomiast Jozef Cyrankiewicz nie ma do tego korytarza prawa najmniejszego.
Poslalismy tez cztery pocztowki: do Abby Ebana, Mosze Dajana, generala Suharto i Aleksandra Dubczeka. Wszystkie cztery byly bardzo piekne, z winietkami i kwiatuszkami. Niech sie chlopaki uciesza; moze nas te pleciugi uznaja za podmioty prawa miedzynarodowego ...
Nikt z nas tej nocy nie spal. Wszystkich ogarnal entuzjazm, wszyscy patrzyli w niebo, czekajac norweskich bomb, otwarcia sklepow i interwencji, i wyobrazajac sobie, jak cieszy sie Wladyslaw Gomolka, a Jozef Cyrankiewicz wyrywa sobie wlosy z glowy ...
Nie spal takze jeniec, byly przewodniczacy rady wiejskiej Anatol Iwanycz, i wyl w swej szopie jak steskniony pies:
- To co, chlopaki? Znaczy sie, jutro rano nikt mi nawet nic do picia nie przyniesie ...?
- Patrzcie, czego mu sie zachciewa! Podziekuj chociaz, ze bedziemy cie karmic zgodnie z konwencja genewska ...!
- A co to takiego ...?
- Dowiesz sie, co to takiego! Nogami jeszcze bedziesz
godzilla
Posty: 14046
Rejestracja: sob paź 17, 2009 8:49 pm

Re: Fragmenty

Post autor: godzilla »

ODPOWIEDZ