Ku rozwadze
: czw mar 24, 2011 7:17 am
Ku rozwadze
Znowu wiatr znosi cię ptaku rodowy,
Ciosy wymierza, wyrywając pióra,
Niech myśl ogarnie, wzrok Salomonowy,
Nie ujmie w szponach dziejowa wichura.
Często po burzy, znów cisza nastaje,
Kalek kikuty, przeżyć zmora wzdycha,
Skażon przemocą ludu obyczaje,
Kroczkami skrada bieda ducha cicha.
Trują urazy i przywar stokrocie,
Myśli zdradliwa na sznurze wisielca.
Bieda aż piszczy,kłamstwo błyszczy w złocie,
Za kromkę chleba karze się chudzielca.
Mrok okupacji kolejnymi straszy,
Stracony zwyczaj, owoców wszelakich,
W tysiącach liczby, wszechmocnych Judaszy,
Kraj nasz pustoszy, stawiając nań wraki,
W szale niszczenia rozumu i prawda opluta.
Dziwne pomysły, utopie szalone.
Klan nihilistów ogarnęła buta,
Dobędę grobów idee uśpione.
Żmijowy rodzie, przekrętów, cwaniaków,
Zmyślnych zbrodniarzy, skrytych wilkołaków,
Niewdzięczny świadku, polityczna zmoro,
Kolejnym razem przyjazny rozbiorom,
Ziemi od wieków, której szczodre łono,
Cię wybroniła, miodem wykarmiono,
I mlekiem. Tutaj wzrastałeś we swojej tradycji,
W historii własnej, choć kara banicji,
Pół świata gnała gdzieś na jego krańce,
Chociaż Bóg obrał jako swe wybrańce.
W nieomylności Jego wszystkie dzieła.
Świat nie rozumie, skąd się myśl ta wzięła,
Że w tym plemieniu zechciał się urodzić,
W ich towarzystwie, po ich ziemi chodzić.
Wiedział Pan pewne, że nikt poza wami,
Nie sięgnie "laurów", zdrady nad zdradami.
Stąd werdykt słuszny i kara od wieków,
Krwią Niewinnego spływa po człowieku.
Wkręca się w naród, podpełza, gdyż gadem,
Razi znienacka go żmijowym jadem.
Ziemię Ojczystą obsiewa kąkolem,
Patriotycznej myśli ludzkiej rolę.
Chwastami kłamstwa, w powój, kolorowe,
Ubrane w szczępy barwy narodowej.
Dzieci kaleczy. A obdziera z pióry,
Orła Białego, z wiekowej kultury.
Unieś się ptaku, tam gdzie wzrok nie sięga,
Zła wielkie gniazdo i jego potęga.
Tu tylko płatki i liczebność mało,
Wymieść robactwo zatem by się zdało,
Czasu niewiele, choć czas ciągle sprzyja,
A w przepychance część prawdy niczyja.
Nie, nie rzucicie na kolana ludu.
Który niewoli niósł brzemienia trudu,
Nie obca bieda, im cięższa niewola,
Wola jest walki, zwyrywa kąkola.
Szatańskich siewców z chwastem rzucą razem,
Owoce jadu zkażone zbrodniarzem.
Nie żebraj łaski, jednakowo żmija,
Jak i dusiciel oplotem zabija.
Obu, już sędzia powinien być katem.
Myśli skażonej, w naturze z psubratem.
Słowo Ojczyzna, obca zdrajcom wielu,
Błąka się zatem po bruku, bez celu,
Przymiera głodem, obdarta o chłodzie,
O głodnych ustach i o brudnej wodzie.
Zbolała jęczy i z sił już opadła,
Kłamstwami bicza sieczona, bezwładna.
Ducha zabija, ciało już niczyje,
Na marginesie tego świata zgnije.
I choć w pamięciach smutek ludzki budzi,
Czas rany leczy, a pamięcie studzi.
Dziś podmiotowość zeszła na plan drugi,
Człowiek jak przedmiot, podlejszy od sługi.
Wolność - obelgą, pomijam to słowo,
Dla mnie i wielu, tylko pustą mową.
W pogardzie słowo, też to brudna szmata,
Obrasta brudem gdyż kąty omiata.
I nie pomogą jej kijanki wodne.
Póki brud kłamstwa, fałszywości modne,
Cud wiary jednak, nadziei choć tchnienie,
Razi uległość, obnaża zwątpienie.
Rzeczywistości chociaż kręta droga,
W jej ułomności upatruje wroga.
Zmienić możemy. Co się zatem stało,
Słonko wolności niebo pochmurało?
Na horyzoncie pomruki, znów burzy.
Już przesiąkniętej ziemi nie posłuży,
Przyjdzie powodzią i wypełni jary,
Niosąc zarazy i ludzkie ofiary.
Wypoczwarzono sztukę i kulturę,
Dzicz obnażono, kościstą posturę.
Posztrachać może, nie dawać nauki,
Opluwać twarze poranionej sztuki.
Wojną nie mogą, zniewoleniem ludu,
Od kuchni zatem, bez kosztów i trudu,
Odrzucą wartość, tradycję, kulturę,
Naukę poniżą, miast historii- bzdurę,
W pajęcze jarzmo, zakłamania, sieci,
Propagandowa antrapa poleci.
Tych ogłupiałych na przestrzeni wieku,
Kokonem dybów zniewolą w człowieku.
Ducha miłości, mądrości i wiary,
Wyeksponują Narodu przywary.
Dziś zaśmiecone brudami Zachodu,
I libertyńskich pomioto - odchodów.
A gdzie pisarze, poeci, malarze,
Mistrzowie dłuta, umysłów włodarze?
Wieki, ołtarze dla wolności sprawy,
Stosy ofiarne układali, krwawy.
Dzisiaj stoickie, zasiedziały, bierne,
Zgiełki miernotów w talenty mizerne.
Dziś wrona siadła na karku okrakiem,
A Orzeł Biały, już nie orłem ptakiem,
Który na czasie okrutnym i podłym,
Zanosił w niebo na swych skrzydłach modły,
Tam do Królowej, która z Częstochowy,
Bywała Jutrznią, duchowej odnowy.
Gdzież dzisiaj twórcy? Dzisiaj polityka,
Zbałamuciła, zrodziła fircyka,
Ośmieszy prawo, rzeczom świętym obluźni,
Sama zaś pusta, jądrem środka próżni.
A na śmietniku myśli i pamięci,
Hołdy odbiera, złu obrazy święci.
I legła śmieciem, z towarzystwa rada,
W łaski przybłędów uniżenie wkrada.
Dziś rodzi podmiot brudnej fascynacji,
Bratem jest kłamstwa, dziecię profanacji.
Na skrzydłach wieków, jak anielskie córy,
Ze chrześcijańskiej wzrastały kultury,
Radami dumne, ich możności zatem,
Niosły sztandary zwycięstwa nad światem.
Józef Bieniecki
Znowu wiatr znosi cię ptaku rodowy,
Ciosy wymierza, wyrywając pióra,
Niech myśl ogarnie, wzrok Salomonowy,
Nie ujmie w szponach dziejowa wichura.
Często po burzy, znów cisza nastaje,
Kalek kikuty, przeżyć zmora wzdycha,
Skażon przemocą ludu obyczaje,
Kroczkami skrada bieda ducha cicha.
Trują urazy i przywar stokrocie,
Myśli zdradliwa na sznurze wisielca.
Bieda aż piszczy,kłamstwo błyszczy w złocie,
Za kromkę chleba karze się chudzielca.
Mrok okupacji kolejnymi straszy,
Stracony zwyczaj, owoców wszelakich,
W tysiącach liczby, wszechmocnych Judaszy,
Kraj nasz pustoszy, stawiając nań wraki,
W szale niszczenia rozumu i prawda opluta.
Dziwne pomysły, utopie szalone.
Klan nihilistów ogarnęła buta,
Dobędę grobów idee uśpione.
Żmijowy rodzie, przekrętów, cwaniaków,
Zmyślnych zbrodniarzy, skrytych wilkołaków,
Niewdzięczny świadku, polityczna zmoro,
Kolejnym razem przyjazny rozbiorom,
Ziemi od wieków, której szczodre łono,
Cię wybroniła, miodem wykarmiono,
I mlekiem. Tutaj wzrastałeś we swojej tradycji,
W historii własnej, choć kara banicji,
Pół świata gnała gdzieś na jego krańce,
Chociaż Bóg obrał jako swe wybrańce.
W nieomylności Jego wszystkie dzieła.
Świat nie rozumie, skąd się myśl ta wzięła,
Że w tym plemieniu zechciał się urodzić,
W ich towarzystwie, po ich ziemi chodzić.
Wiedział Pan pewne, że nikt poza wami,
Nie sięgnie "laurów", zdrady nad zdradami.
Stąd werdykt słuszny i kara od wieków,
Krwią Niewinnego spływa po człowieku.
Wkręca się w naród, podpełza, gdyż gadem,
Razi znienacka go żmijowym jadem.
Ziemię Ojczystą obsiewa kąkolem,
Patriotycznej myśli ludzkiej rolę.
Chwastami kłamstwa, w powój, kolorowe,
Ubrane w szczępy barwy narodowej.
Dzieci kaleczy. A obdziera z pióry,
Orła Białego, z wiekowej kultury.
Unieś się ptaku, tam gdzie wzrok nie sięga,
Zła wielkie gniazdo i jego potęga.
Tu tylko płatki i liczebność mało,
Wymieść robactwo zatem by się zdało,
Czasu niewiele, choć czas ciągle sprzyja,
A w przepychance część prawdy niczyja.
Nie, nie rzucicie na kolana ludu.
Który niewoli niósł brzemienia trudu,
Nie obca bieda, im cięższa niewola,
Wola jest walki, zwyrywa kąkola.
Szatańskich siewców z chwastem rzucą razem,
Owoce jadu zkażone zbrodniarzem.
Nie żebraj łaski, jednakowo żmija,
Jak i dusiciel oplotem zabija.
Obu, już sędzia powinien być katem.
Myśli skażonej, w naturze z psubratem.
Słowo Ojczyzna, obca zdrajcom wielu,
Błąka się zatem po bruku, bez celu,
Przymiera głodem, obdarta o chłodzie,
O głodnych ustach i o brudnej wodzie.
Zbolała jęczy i z sił już opadła,
Kłamstwami bicza sieczona, bezwładna.
Ducha zabija, ciało już niczyje,
Na marginesie tego świata zgnije.
I choć w pamięciach smutek ludzki budzi,
Czas rany leczy, a pamięcie studzi.
Dziś podmiotowość zeszła na plan drugi,
Człowiek jak przedmiot, podlejszy od sługi.
Wolność - obelgą, pomijam to słowo,
Dla mnie i wielu, tylko pustą mową.
W pogardzie słowo, też to brudna szmata,
Obrasta brudem gdyż kąty omiata.
I nie pomogą jej kijanki wodne.
Póki brud kłamstwa, fałszywości modne,
Cud wiary jednak, nadziei choć tchnienie,
Razi uległość, obnaża zwątpienie.
Rzeczywistości chociaż kręta droga,
W jej ułomności upatruje wroga.
Zmienić możemy. Co się zatem stało,
Słonko wolności niebo pochmurało?
Na horyzoncie pomruki, znów burzy.
Już przesiąkniętej ziemi nie posłuży,
Przyjdzie powodzią i wypełni jary,
Niosąc zarazy i ludzkie ofiary.
Wypoczwarzono sztukę i kulturę,
Dzicz obnażono, kościstą posturę.
Posztrachać może, nie dawać nauki,
Opluwać twarze poranionej sztuki.
Wojną nie mogą, zniewoleniem ludu,
Od kuchni zatem, bez kosztów i trudu,
Odrzucą wartość, tradycję, kulturę,
Naukę poniżą, miast historii- bzdurę,
W pajęcze jarzmo, zakłamania, sieci,
Propagandowa antrapa poleci.
Tych ogłupiałych na przestrzeni wieku,
Kokonem dybów zniewolą w człowieku.
Ducha miłości, mądrości i wiary,
Wyeksponują Narodu przywary.
Dziś zaśmiecone brudami Zachodu,
I libertyńskich pomioto - odchodów.
A gdzie pisarze, poeci, malarze,
Mistrzowie dłuta, umysłów włodarze?
Wieki, ołtarze dla wolności sprawy,
Stosy ofiarne układali, krwawy.
Dzisiaj stoickie, zasiedziały, bierne,
Zgiełki miernotów w talenty mizerne.
Dziś wrona siadła na karku okrakiem,
A Orzeł Biały, już nie orłem ptakiem,
Który na czasie okrutnym i podłym,
Zanosił w niebo na swych skrzydłach modły,
Tam do Królowej, która z Częstochowy,
Bywała Jutrznią, duchowej odnowy.
Gdzież dzisiaj twórcy? Dzisiaj polityka,
Zbałamuciła, zrodziła fircyka,
Ośmieszy prawo, rzeczom świętym obluźni,
Sama zaś pusta, jądrem środka próżni.
A na śmietniku myśli i pamięci,
Hołdy odbiera, złu obrazy święci.
I legła śmieciem, z towarzystwa rada,
W łaski przybłędów uniżenie wkrada.
Dziś rodzi podmiot brudnej fascynacji,
Bratem jest kłamstwa, dziecię profanacji.
Na skrzydłach wieków, jak anielskie córy,
Ze chrześcijańskiej wzrastały kultury,
Radami dumne, ich możności zatem,
Niosły sztandary zwycięstwa nad światem.
Józef Bieniecki