W jutrzni dnia
Tatry-Na Kościeliskiej
Tatry-Na Kościeliskiej
Kucnął na Kościelisku,
Lub klęczy w zadumie.
W bukietach modlitw ,pieśni,
Modli się jak umie.
Nie z granitu- marmuru,
Z starych drzew krzesany.
Brak przepychu i mody ,
W tatrzańskie ubrany.
Wiekowy zapach dawny,
Kadzidłem wonieje.
Maleńki ,a wielki,
Tajemnice wieje.
Z artysty rąk świątki,
Skromna kazalnica.
W cichym stoi kątku,
Okienko przyświeca.
Urokliwa prostota,
Skromnością przyświeca.
Iskra Boża ,wiara.
Brylanty z skier wznieca.
Józef Bieniecki
Kucnął na Kościelisku,
Lub klęczy w zadumie.
W bukietach modlitw ,pieśni,
Modli się jak umie.
Nie z granitu- marmuru,
Z starych drzew krzesany.
Brak przepychu i mody ,
W tatrzańskie ubrany.
Wiekowy zapach dawny,
Kadzidłem wonieje.
Maleńki ,a wielki,
Tajemnice wieje.
Z artysty rąk świątki,
Skromna kazalnica.
W cichym stoi kątku,
Okienko przyświeca.
Urokliwa prostota,
Skromnością przyświeca.
Iskra Boża ,wiara.
Brylanty z skier wznieca.
Józef Bieniecki
Do polskiej wsi
Do polskiej wsi
Bogactwo krajobrazów,
Żródłem wiary ,mowy,
Zwyczajów żeś ostoja,
Duchowej odnowy.
Karmiąca Naród Matko,
Ze zmęczoną dłonią.
Dzieci twoje żywią,
Jak trzeba to bronią.
Nieustraszona w walce,
O ojców swych ziemię,
W codzienności dżwigasz,
Pracowite brzemię.
Nie ulegasz pokusom,
I miejskim swawolom,
Przestrzeń, wolność kochasz,
Przeciwna niewolom.
Zakochana w Bogu,
I Ojczyżnie miłej.
Odrzuć wszystkie zakusy,
Europy zgniłej.
Stań do walki o własność,
O swoje przetrwanie.
W Bogu cała nadzieja,
Na złe przemijanie.
Niechaj chłopski upór,
Mądrość wzięta z życia,
Stanie murem obronnym,
Trwałości i bycia.
Józef Bieniecki
Bogactwo krajobrazów,
Żródłem wiary ,mowy,
Zwyczajów żeś ostoja,
Duchowej odnowy.
Karmiąca Naród Matko,
Ze zmęczoną dłonią.
Dzieci twoje żywią,
Jak trzeba to bronią.
Nieustraszona w walce,
O ojców swych ziemię,
W codzienności dżwigasz,
Pracowite brzemię.
Nie ulegasz pokusom,
I miejskim swawolom,
Przestrzeń, wolność kochasz,
Przeciwna niewolom.
Zakochana w Bogu,
I Ojczyżnie miłej.
Odrzuć wszystkie zakusy,
Europy zgniłej.
Stań do walki o własność,
O swoje przetrwanie.
W Bogu cała nadzieja,
Na złe przemijanie.
Niechaj chłopski upór,
Mądrość wzięta z życia,
Stanie murem obronnym,
Trwałości i bycia.
Józef Bieniecki
Wów lub śpiwaj
Mów lub śpiewaj
W locie chwytam muzyki twe słowa,
Melodyjna i barwna twa mowa.
Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów.
Niechaj serce dyktuje bez końca,
Promienieje ogarkiem gorąca.
Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów.
Słowa piszą na duszy swe znaki,
Nie odpłyną wędrownymi ptaki.
Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów.
Wymówione raz z gestem, uśmiechem,
Niosą ulgę lub stają się grzechem.
Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów.
Wykrzyczane, ale mędrca krzykiem,
W złośliwości nie stoją nawykiem.
Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów.
Myśl natchniona i słowa natchnione,
Wychuchane, sobą wzbogacone.
Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów.
Mądre słowa po owocach znane,
Na mądrości ojców wychowane.
Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów.
Piękna mowa Polska, ma Ojczysta,
W chwale będzie zawsze wiekuista.
Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów.
Józef Bieniecki
W locie chwytam muzyki twe słowa,
Melodyjna i barwna twa mowa.
Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów.
Niechaj serce dyktuje bez końca,
Promienieje ogarkiem gorąca.
Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów.
Słowa piszą na duszy swe znaki,
Nie odpłyną wędrownymi ptaki.
Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów.
Wymówione raz z gestem, uśmiechem,
Niosą ulgę lub stają się grzechem.
Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów.
Wykrzyczane, ale mędrca krzykiem,
W złośliwości nie stoją nawykiem.
Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów.
Myśl natchniona i słowa natchnione,
Wychuchane, sobą wzbogacone.
Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów.
Mądre słowa po owocach znane,
Na mądrości ojców wychowane.
Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów.
Piękna mowa Polska, ma Ojczysta,
W chwale będzie zawsze wiekuista.
Mów lub śpiewaj, jak najwięcej słów.
Józef Bieniecki
Z Łysej Góry-Czas pełni
Z Łysej Góry - czas pełni
Żółtych ognisk światełka,
Ciemne domów pudełka.
Księżyc siwe swe włosy w nie wplata,
Lśni potoku się struga,
Wężem gibka i długa,
Platynowa nad nimi poświata.
Pól jaśniejsze łach, plamy,
Lasów ciemne drzew, bramy,
A nad nimi mgła nocy skrzydlata.
W nocy ciemnej oprawie,
Spływa światełkiem w Naprawie,
By przemierzyć po drogach pół świata.
Luboń skrzydeł ramieniem,
Kładzie nocy się cieniem.
I zasłania od gwiazdy południa.
Mgieł chmur zwiewna pierzyna,
Wierzchołkami drzew wspina,
Ścieli włosem anielskim się cudna.
Psa szczekanie grzmi, echo,
W drugim końcu pod strzechą,
Odpowiedzią znajomą wtóruje.
A nad wszystkim skłon nieba,
Miliardami gwiazd śpiewa,
Myślą Pańską stworzenia króluje.
Cichej nocy otmentem,
Pokrył wieś atramentem.
W uszach biją od ciszy aż dzwony.
Czasem niebem wóz trzeci,
Śniętą gwiazdą przeleci,
Wieś uśpioną noc tuli w kokony.
Józef Bieniecki
Żółtych ognisk światełka,
Ciemne domów pudełka.
Księżyc siwe swe włosy w nie wplata,
Lśni potoku się struga,
Wężem gibka i długa,
Platynowa nad nimi poświata.
Pól jaśniejsze łach, plamy,
Lasów ciemne drzew, bramy,
A nad nimi mgła nocy skrzydlata.
W nocy ciemnej oprawie,
Spływa światełkiem w Naprawie,
By przemierzyć po drogach pół świata.
Luboń skrzydeł ramieniem,
Kładzie nocy się cieniem.
I zasłania od gwiazdy południa.
Mgieł chmur zwiewna pierzyna,
Wierzchołkami drzew wspina,
Ścieli włosem anielskim się cudna.
Psa szczekanie grzmi, echo,
W drugim końcu pod strzechą,
Odpowiedzią znajomą wtóruje.
A nad wszystkim skłon nieba,
Miliardami gwiazd śpiewa,
Myślą Pańską stworzenia króluje.
Cichej nocy otmentem,
Pokrył wieś atramentem.
W uszach biją od ciszy aż dzwony.
Czasem niebem wóz trzeci,
Śniętą gwiazdą przeleci,
Wieś uśpioną noc tuli w kokony.
Józef Bieniecki
Morowy wiatr
Morowy wiatr
Pytam się po co, przychodzą nocą,
Łomocą w drzwi, są rządni krwi?
Historia pyta, czy to już kwita?
Co z wielu dróg wybierze Bóg?
Czy Krzyży las, pogodzi nas?
Jak długo los, dyktuje trzos?
I pytań wiele bez odpowiedzi,
Rządzących wielka klika.
Dlaczego nie ja, tamten siedzi?
Krzywda wzgardzona, cicha.
Gdy na łzach bólu siądzie kurz,
I wyschną serca żale.
Na nic przeprosin bukiet, róż,
Za wiele kolców w chwale.
Dwudziestu wieków błądzi czas.
Odejdź przepadnij, maro!
Przestań obłudą karać nas.
Niech wzrasta z naszą wiarą.
Te same żądło, ten sam jad,
Pomniejsza tamto zło.
Morowy chociaż wieje wiatr.
Jakby nie o tamto szło.
Józef Bieniecki
Pytam się po co, przychodzą nocą,
Łomocą w drzwi, są rządni krwi?
Historia pyta, czy to już kwita?
Co z wielu dróg wybierze Bóg?
Czy Krzyży las, pogodzi nas?
Jak długo los, dyktuje trzos?
I pytań wiele bez odpowiedzi,
Rządzących wielka klika.
Dlaczego nie ja, tamten siedzi?
Krzywda wzgardzona, cicha.
Gdy na łzach bólu siądzie kurz,
I wyschną serca żale.
Na nic przeprosin bukiet, róż,
Za wiele kolców w chwale.
Dwudziestu wieków błądzi czas.
Odejdź przepadnij, maro!
Przestań obłudą karać nas.
Niech wzrasta z naszą wiarą.
Te same żądło, ten sam jad,
Pomniejsza tamto zło.
Morowy chociaż wieje wiatr.
Jakby nie o tamto szło.
Józef Bieniecki
Szaruga
Szaruga
Smutną szarugą płacze dzień,
Chlipie jesiennym deszczem,
Stęka w konarach drzew.
I jęczy wiatrem jeszcze.
Północy tchnienie wciska chłód.
Mróz dziadek się przywitał.
Chciałby jesieni zmrozić cud,
Kalendarz z Marsa czytał.
Na polnej drodze błota maź,
Jak zimą, lodem śliska.
Spotniałe deszczem czarnych skib.
Nie tknięte pługiem rżyska.
Na łąkach kopce smętnych wron.
Skostniałe zimnem drzewa.
Miarowym szeptem siecze deszcz.
Zmoknięty ptak nie śpiewa.
Potok wpisany w jeże drzew.
W szal tuli bałwan, mgielny
Topionych łóz, zbryzgany krzew,
Bulgotem śpiew piekielny.
Wierchem połonin, kłęby chmur,
Walącym się potokiem.
Niczym lawiny zeszły z gór.,
By osiąść nań obłokiem.
Józef Bieniecki
Smutną szarugą płacze dzień,
Chlipie jesiennym deszczem,
Stęka w konarach drzew.
I jęczy wiatrem jeszcze.
Północy tchnienie wciska chłód.
Mróz dziadek się przywitał.
Chciałby jesieni zmrozić cud,
Kalendarz z Marsa czytał.
Na polnej drodze błota maź,
Jak zimą, lodem śliska.
Spotniałe deszczem czarnych skib.
Nie tknięte pługiem rżyska.
Na łąkach kopce smętnych wron.
Skostniałe zimnem drzewa.
Miarowym szeptem siecze deszcz.
Zmoknięty ptak nie śpiewa.
Potok wpisany w jeże drzew.
W szal tuli bałwan, mgielny
Topionych łóz, zbryzgany krzew,
Bulgotem śpiew piekielny.
Wierchem połonin, kłęby chmur,
Walącym się potokiem.
Niczym lawiny zeszły z gór.,
By osiąść nań obłokiem.
Józef Bieniecki
Tatry-Cierniem usłana
Tatry-Cierniem usłana
Droga cierniem usłana,
Pod górę razi,koli.
W piękno Stwórcy ubrana,
U góry nic nie boli.
Stokami zdążam w górę,
Zmęczonym patrzę okiem,
Każda przeszkoda murem,
Osłabia nas widokiem.
Tuż stok niknie w otchłani,
Z mgieł morza w górę wznosi.
Moczy w jeziora toni,
Rękami szczytów prosi.
Słońce brylanty sypie,
Tysiącem ogni świeci.
Zachwyca i podnieca,
Cieszy jak małe dzieci.
W ciszy ukryte piękno,
Tu spoczęło w zadumie.
W Boga Możności niknie,
Ma kącik już w rozumie.
Józef Bieniecki
Droga cierniem usłana,
Pod górę razi,koli.
W piękno Stwórcy ubrana,
U góry nic nie boli.
Stokami zdążam w górę,
Zmęczonym patrzę okiem,
Każda przeszkoda murem,
Osłabia nas widokiem.
Tuż stok niknie w otchłani,
Z mgieł morza w górę wznosi.
Moczy w jeziora toni,
Rękami szczytów prosi.
Słońce brylanty sypie,
Tysiącem ogni świeci.
Zachwyca i podnieca,
Cieszy jak małe dzieci.
W ciszy ukryte piękno,
Tu spoczęło w zadumie.
W Boga Możności niknie,
Ma kącik już w rozumie.
Józef Bieniecki
W jutrzni dnia
W jutrzni dnia
Gdy księżyc pobladł w jutrzni dnia,
Na nieba firmamencie,
Odchodził nocy zwiewny czar,
Za jego to dotknięciem.
Dzień się obudził,szarość dnia,
Do lasu gdzieś umyka,
A przy potoku gęsta mgła,
Z ciemnością nocy tyka.
Słonko lizało listki łóz,
Zagląda do Przylasku.
A na koronach wielkich brzóz,
Błyszczała pełnia brzasku.
I tulił się wiosenny czas,
W pogodny dzień poranka.
I się przymilał,raz po raz,
W objęciach kwitł kochanka.
A świat wirował z słońcem dnia,
Na łodzi płynąc czasu.
Jakaś nadzieja tęskna szła,
Od łąk z świeżością lasu.
Józef Bieniecki
Gdy księżyc pobladł w jutrzni dnia,
Na nieba firmamencie,
Odchodził nocy zwiewny czar,
Za jego to dotknięciem.
Dzień się obudził,szarość dnia,
Do lasu gdzieś umyka,
A przy potoku gęsta mgła,
Z ciemnością nocy tyka.
Słonko lizało listki łóz,
Zagląda do Przylasku.
A na koronach wielkich brzóz,
Błyszczała pełnia brzasku.
I tulił się wiosenny czas,
W pogodny dzień poranka.
I się przymilał,raz po raz,
W objęciach kwitł kochanka.
A świat wirował z słońcem dnia,
Na łodzi płynąc czasu.
Jakaś nadzieja tęskna szła,
Od łąk z świeżością lasu.
Józef Bieniecki