Słucham
Muzykalne zawsze kosy,
Wyśpiewują po łzach rosy.
Przed świtaniem tędzy śpiewcy,
Solo nucą na dwa głosy.
Wczesnym rankiem, o świtaniu,
Noc markotną żegna dzionek,
Z skrzydlatymi promieniami,
Jutrznię śpiewa już skowronek.
Muzykalny wiatr po lesie,
Dyryguje chętnym drzewom.
Symfoniczne nutki niesie,
I przewodzi polnym śpiewom.
Pojedynczy szept rośliny,
Gdy przedwiośnia dzień ją budzi.
W lesie, w polu, zew zwierzyny,
Poruszenie pośród ludzi.
W górach ciszą dzwonią szczyty,
Na niebieskim firmamencie,
Kiedy szalem chmur przykryty,
Niby w morzu, wód otmęcie.
I na morzu szepta fala,
Przekamarza się wraz z brzegiem.
To całuje go, oddala.
Lub rozmawia z prądu biegiem.
Słucham dnia i słucham nocy,
I dogłębnie głosy słyszę.
Kiedy znowu przymknę oczy,
W cichej pieśni je kołyszę.
Józef Bieniecki
Patrzę
Duch romantyczny
Duch romantyczny
Po drabinie nieba, do góry się wspinał,
Każdej chmurki szczebelek promykiem omijał.
Często chwilę przystawał, odpoczywał pewnie,
Długo wtedy po ziemi rozglądał się rzewnie.
Noc sadzami, welonem, skrywa tajemnicza,
On, z otchłani ciemności odsłania oblicza.
W cieniu nocnego mroku, promieni poświatą,
Czyni z onych tajemnic odpowiedź bogatą.
Krąży często samotny, jakby zadumany,
Romantycy więc głoszą, że jest zakochany.
Pewnie w gwiazdach dalekich, zakochał się w oczach,
Myśli, listy miłosne, odczytuje w nocach.
Często o nim myślałem, że ponurak straszny,
On, gdy sierpem figlarny, gdy w pełni rubaszny.
A do tego ta miłość, więc odmieniam zdanie,
Takie właśnie ma miłość wpływ na zachowanie.
Czuje się też najlepiej gdy na niebie rzeką,
Piórka chmur rozrzucone, płynie siadłe mleko.
On skąpany po czoło, zanurza, wypływa,
A nad głową uwiecznia chmury siwa grzywa.
Z sercem młodym, staruszek, nie liczy lat pewnie,
Gdy do każdej miłostki nocą wraca rzewnie.
Kochankowie wzdychają, spod jawora-śliczny,
Gdyż ma serce młodziutkie, w nim duch romantyczny.
Józef Bieniecki
1080) Słucham
Muzykalne zawsze kosy,
Wyśpiewują po łzach rosy.
Przed świtaniem tędzy śpiewcy,
Solo nucą na dwa głosy.
Wczesnym rankiem, o świtaniu,
Noc markotną żegna dzionek,
Z skrzydlatymi promieniami,
Jutrznię śpiewa już skowronek.
Muzykalny wiatr po lesie,
Dyryguje chętnym drzewom.
Symfoniczne nutki niesie,
I przewodzi polnym śpiewom.
Pojedynczy szept rośliny,
Gdy przedwiośnia dzień ją budzi.
W lesie, w polu, zew zwierzyny,
Poruszenie pośród ludzi.
W górach ciszą dzwonią szczyty,
Na niebieskim firmamencie,
Kiedy szalem chmur przykryty,
Niby w morzu, wód otmęcie.
I na morzu szepta fala,
Przekamarza się wraz z brzegiem.
To całuje go, oddala.
Lub rozmawia z prądu biegiem.
Słucham dnia i słucham nocy,
I dogłębnie głosy słyszę.
Kiedy znowu przymknę oczy,
W cichej pieśni je kołyszę.
Józef Bieniecki
Po drabinie nieba, do góry się wspinał,
Każdej chmurki szczebelek promykiem omijał.
Często chwilę przystawał, odpoczywał pewnie,
Długo wtedy po ziemi rozglądał się rzewnie.
Noc sadzami, welonem, skrywa tajemnicza,
On, z otchłani ciemności odsłania oblicza.
W cieniu nocnego mroku, promieni poświatą,
Czyni z onych tajemnic odpowiedź bogatą.
Krąży często samotny, jakby zadumany,
Romantycy więc głoszą, że jest zakochany.
Pewnie w gwiazdach dalekich, zakochał się w oczach,
Myśli, listy miłosne, odczytuje w nocach.
Często o nim myślałem, że ponurak straszny,
On, gdy sierpem figlarny, gdy w pełni rubaszny.
A do tego ta miłość, więc odmieniam zdanie,
Takie właśnie ma miłość wpływ na zachowanie.
Czuje się też najlepiej gdy na niebie rzeką,
Piórka chmur rozrzucone, płynie siadłe mleko.
On skąpany po czoło, zanurza, wypływa,
A nad głową uwiecznia chmury siwa grzywa.
Z sercem młodym, staruszek, nie liczy lat pewnie,
Gdy do każdej miłostki nocą wraca rzewnie.
Kochankowie wzdychają, spod jawora-śliczny,
Gdyż ma serce młodziutkie, w nim duch romantyczny.
Józef Bieniecki
1080) Słucham
Muzykalne zawsze kosy,
Wyśpiewują po łzach rosy.
Przed świtaniem tędzy śpiewcy,
Solo nucą na dwa głosy.
Wczesnym rankiem, o świtaniu,
Noc markotną żegna dzionek,
Z skrzydlatymi promieniami,
Jutrznię śpiewa już skowronek.
Muzykalny wiatr po lesie,
Dyryguje chętnym drzewom.
Symfoniczne nutki niesie,
I przewodzi polnym śpiewom.
Pojedynczy szept rośliny,
Gdy przedwiośnia dzień ją budzi.
W lesie, w polu, zew zwierzyny,
Poruszenie pośród ludzi.
W górach ciszą dzwonią szczyty,
Na niebieskim firmamencie,
Kiedy szalem chmur przykryty,
Niby w morzu, wód otmęcie.
I na morzu szepta fala,
Przekamarza się wraz z brzegiem.
To całuje go, oddala.
Lub rozmawia z prądu biegiem.
Słucham dnia i słucham nocy,
I dogłębnie głosy słyszę.
Kiedy znowu przymknę oczy,
W cichej pieśni je kołyszę.
Józef Bieniecki
Patrzę
Patrzę
Patrząc, nie widzę.
Widzę, nie patrząc.
Milczący szydzę,
Na nie nie bacząc.
Szedł po omacku,
Jak mara senna.
Z oczami nocy,
Ślepa i ciemna.
Obłudnym wzrokiem,
W głąb duszy sięga.
Milczące oczy.
Na wskroś potęga.
Wodzę oczami,
Czytam myślami.
Wzroku potęga,
Myśli nie sięga.
Zimne jak sople,
Wierciły serce.
Łez oczu krople,
Wzruszały wielce.
Mądre oczy,
Są jak słowa,
Nie potrzebna,
Żadna mowa.
Józef Bieniecki
1082) Przedwiośnie
Słońce pomne swojego, o świcie wstało,
Obowiązkiem odwiecznym, chwilę zatrzymało,
Na równiku stanąwszy. Włości wszech włodarzem,
Życiodajnym początkiem, świata kalendarzem,
Więc na skrzydłach przedwiośnia poniosło jak ptaka.
Podróżując po niebie ścieżynkami Raka.
Uśmiech wczesny przedwiośnia, skromny i nijaki,
Od początku wyczuły ojczyźniane ptaki.
Wierne miejscu od wieków i starym zwyczajem,
Nagie w polach gaiki śpiewem uświetniają.
Dzwońce, szare skowronki, rozbudzone rankiem.
Poruszone przedwiośniem, chcą zostać kochankiem,
Czarne kruki na polach, białe śniegu łachy,
Wyglądają pokracznie, nie z tej ziemi strachy.
One wiosnę też czują, ziemia pąrą dycha,
Nad polami unosi nostalgiczna, cicha,
Mgła, która przedwiośniem o świtaniu schładza,
I na drzewach śnieżynką, piękną szadź osadza.
Smutne pola i łąki, wzgórki, liczne jary,
Małe płytkie dolinki, z rozstopów moczary,
Szare wprawdzie lecz dnieniem dłużnym rozogniona,
Zieleń jeszcze nie kryje gdyż zimą zmęczone,
Wypatrują ciepła. Brzozy, olchy i forcysje w złocie,
Wiele innych, kwiatami obsypały krocie.
I nim liściem zielonym stworzą świat nadziei,
Dzisiaj swoją urodę podkreślają w kniei.
Pierwsze bzyki owadów, ciężkawa biedronka,
Skrzydełka przeciąga do złotego słonka.
Pośród wodnych owadów wielkie poruszenie,
Ptaków częste przyśpiewki, ogólne brzęczenie,
Dziki gołąb serdecznie do gołąbki grucha,
Wzajemności ciekawy, nadstawiając ucha,
Polnych ptaków gromadne już muzykowanie,
Wespół z lasem przechodzi w symfoniczne granie.
Leśnych sikor, dzięciołów, kosów gwizdkowanie,
Głuszców, skrytych cietrzewi, pokrzykiwanie.
Gniazdka wiją cyranki, czapli słychać krzyki,
I godowe umizgi, uniesień podrygi.
Świat borsuków i jeży, na polach zające,
Rozbudzają do życia inne jeszcze śpiące.
Zanim pierwszym pomrukiem wiosna się posłuży.
I rozbudzi na dobre zwiastunami burzy.
Żyją czasem wzrastania, nic nad życie nowe,
Ziemię, która wykarmi, niebo karminowe,
Gdyż bogactwo tej ziemi nie w brylantad, w złocie,
Ale w sztuce przetrwania, w rodzinnej wspólnocie.
Józef Bieniecki
Patrząc, nie widzę.
Widzę, nie patrząc.
Milczący szydzę,
Na nie nie bacząc.
Szedł po omacku,
Jak mara senna.
Z oczami nocy,
Ślepa i ciemna.
Obłudnym wzrokiem,
W głąb duszy sięga.
Milczące oczy.
Na wskroś potęga.
Wodzę oczami,
Czytam myślami.
Wzroku potęga,
Myśli nie sięga.
Zimne jak sople,
Wierciły serce.
Łez oczu krople,
Wzruszały wielce.
Mądre oczy,
Są jak słowa,
Nie potrzebna,
Żadna mowa.
Józef Bieniecki
1082) Przedwiośnie
Słońce pomne swojego, o świcie wstało,
Obowiązkiem odwiecznym, chwilę zatrzymało,
Na równiku stanąwszy. Włości wszech włodarzem,
Życiodajnym początkiem, świata kalendarzem,
Więc na skrzydłach przedwiośnia poniosło jak ptaka.
Podróżując po niebie ścieżynkami Raka.
Uśmiech wczesny przedwiośnia, skromny i nijaki,
Od początku wyczuły ojczyźniane ptaki.
Wierne miejscu od wieków i starym zwyczajem,
Nagie w polach gaiki śpiewem uświetniają.
Dzwońce, szare skowronki, rozbudzone rankiem.
Poruszone przedwiośniem, chcą zostać kochankiem,
Czarne kruki na polach, białe śniegu łachy,
Wyglądają pokracznie, nie z tej ziemi strachy.
One wiosnę też czują, ziemia pąrą dycha,
Nad polami unosi nostalgiczna, cicha,
Mgła, która przedwiośniem o świtaniu schładza,
I na drzewach śnieżynką, piękną szadź osadza.
Smutne pola i łąki, wzgórki, liczne jary,
Małe płytkie dolinki, z rozstopów moczary,
Szare wprawdzie lecz dnieniem dłużnym rozogniona,
Zieleń jeszcze nie kryje gdyż zimą zmęczone,
Wypatrują ciepła. Brzozy, olchy i forcysje w złocie,
Wiele innych, kwiatami obsypały krocie.
I nim liściem zielonym stworzą świat nadziei,
Dzisiaj swoją urodę podkreślają w kniei.
Pierwsze bzyki owadów, ciężkawa biedronka,
Skrzydełka przeciąga do złotego słonka.
Pośród wodnych owadów wielkie poruszenie,
Ptaków częste przyśpiewki, ogólne brzęczenie,
Dziki gołąb serdecznie do gołąbki grucha,
Wzajemności ciekawy, nadstawiając ucha,
Polnych ptaków gromadne już muzykowanie,
Wespół z lasem przechodzi w symfoniczne granie.
Leśnych sikor, dzięciołów, kosów gwizdkowanie,
Głuszców, skrytych cietrzewi, pokrzykiwanie.
Gniazdka wiją cyranki, czapli słychać krzyki,
I godowe umizgi, uniesień podrygi.
Świat borsuków i jeży, na polach zające,
Rozbudzają do życia inne jeszcze śpiące.
Zanim pierwszym pomrukiem wiosna się posłuży.
I rozbudzi na dobre zwiastunami burzy.
Żyją czasem wzrastania, nic nad życie nowe,
Ziemię, która wykarmi, niebo karminowe,
Gdyż bogactwo tej ziemi nie w brylantad, w złocie,
Ale w sztuce przetrwania, w rodzinnej wspólnocie.
Józef Bieniecki