Mam talent-ciąg dalszy-Tatry-Do Białego.
Mam talent-ciąg dalszy-Tatry-Do Białego.
Wciśnięta w Krokiew, między Sarnią Skałą,
U Kazalnicy stóp poczęta frontu,
Wąskim wąwozem zwanymi Kotłami,
Sięga, pod grań Giewontu.
Toczy łożyskiem potokowe wody,
Kłębią się, burzą, wśród stróg kamiennych,
Warkoczem piany głazy omiatają
Kotłują w nurtach zmiennych,
W żyle potoku, stojące kaskady,
Stoją przeszkodą, rozszalałym nurtom,
To znów prześliczne pośród wodospady,
Z rozwartą paszczą – jak otwartą furtą.
W pięknej scenerii, wiecznie żywej wody,
Gdzieś nad głowami flotyle chmur płyną,
Dęte wiatrami, pchane białe żagle,
W błękitnej dali, oceanu giną,
Tutaj na dole, powietrze w bezruchu,
Czyste i ostre, barwy krystalicznej,
Od gór dalekich niesie się z poszumem,
Gędżby tajnej, żywicznej.
Piękne siedlisko buka i jedliny,
W górnej granicy las- limby skupiska,
Spływa nad potok, krzak kosodrzewiny,
Chociaż dla niego ta wysokość niska.
Zaś u podnóża, granitowej ciszy,
Serce i myśli człowiek własne słyszy,
W kropelkach szumu, cichego strumyka,
Jak gdyby w wieczność, myśl każdą zamyka.
Józef Bieniecki
U Kazalnicy stóp poczęta frontu,
Wąskim wąwozem zwanymi Kotłami,
Sięga, pod grań Giewontu.
Toczy łożyskiem potokowe wody,
Kłębią się, burzą, wśród stróg kamiennych,
Warkoczem piany głazy omiatają
Kotłują w nurtach zmiennych,
W żyle potoku, stojące kaskady,
Stoją przeszkodą, rozszalałym nurtom,
To znów prześliczne pośród wodospady,
Z rozwartą paszczą – jak otwartą furtą.
W pięknej scenerii, wiecznie żywej wody,
Gdzieś nad głowami flotyle chmur płyną,
Dęte wiatrami, pchane białe żagle,
W błękitnej dali, oceanu giną,
Tutaj na dole, powietrze w bezruchu,
Czyste i ostre, barwy krystalicznej,
Od gór dalekich niesie się z poszumem,
Gędżby tajnej, żywicznej.
Piękne siedlisko buka i jedliny,
W górnej granicy las- limby skupiska,
Spływa nad potok, krzak kosodrzewiny,
Chociaż dla niego ta wysokość niska.
Zaś u podnóża, granitowej ciszy,
Serce i myśli człowiek własne słyszy,
W kropelkach szumu, cichego strumyka,
Jak gdyby w wieczność, myśl każdą zamyka.
Józef Bieniecki
Re: Mam talent-ciąg dalszy-Salon.
Obrus biały z starym wzorem,
Wzdłuż na stole, słał półkolem.
Stół zciemniony i dębowy,
Tchnął wyglądem też wiekowym.
Stał wytworny, salonowy,
Kształtem kluczy wiolinowych.
Nogi, w dębie zgięte zgrabnie,
Kibić stołu, grał powabnie.
Dwie ogromne szafy, gdańskie,
Trzy fotele wiktoriańskie.
Sofa w głębi wraz z pufami,
Kryta suknem, z frędzelkami.
Kilim, arras, nad nim rogi,
Kładły cieniem do podłogi.
Skryta perskim, z długim włosem,
W tle las, łąka, ranną rosę.
Rosoch, który kładł się cieniem,
Wraz z arrasem słał wrażenie.
Z dala patrząc, nawet z bliska,
Kniej ustronne rykowiska.
Wyprowadzał widza z lasu,
Obrus biały wśród arrasów.
Wazon wielki z porcelany,
Piękny, kształtny, wzór miśniany.
Bukiet kwiatów, wszech królowe,
Białe, żółte, karminowe...
Gama barwy, jak Bóg stworzył,
Ludzki talent zaś rozmnożył.
Róże piękne tchły młodością,
Życia cudem i radością.
Łosia rogi, dwie łopaty,
Widok zwierza – ptak skrzydlaty.
Z uniesionym łebem w górę,
Słał przesłanie klempom – hurem.
Józef Bieniecki
Wzdłuż na stole, słał półkolem.
Stół zciemniony i dębowy,
Tchnął wyglądem też wiekowym.
Stał wytworny, salonowy,
Kształtem kluczy wiolinowych.
Nogi, w dębie zgięte zgrabnie,
Kibić stołu, grał powabnie.
Dwie ogromne szafy, gdańskie,
Trzy fotele wiktoriańskie.
Sofa w głębi wraz z pufami,
Kryta suknem, z frędzelkami.
Kilim, arras, nad nim rogi,
Kładły cieniem do podłogi.
Skryta perskim, z długim włosem,
W tle las, łąka, ranną rosę.
Rosoch, który kładł się cieniem,
Wraz z arrasem słał wrażenie.
Z dala patrząc, nawet z bliska,
Kniej ustronne rykowiska.
Wyprowadzał widza z lasu,
Obrus biały wśród arrasów.
Wazon wielki z porcelany,
Piękny, kształtny, wzór miśniany.
Bukiet kwiatów, wszech królowe,
Białe, żółte, karminowe...
Gama barwy, jak Bóg stworzył,
Ludzki talent zaś rozmnożył.
Róże piękne tchły młodością,
Życia cudem i radością.
Łosia rogi, dwie łopaty,
Widok zwierza – ptak skrzydlaty.
Z uniesionym łebem w górę,
Słał przesłanie klempom – hurem.
Józef Bieniecki
Re: Mam talent-ciąg dalszy-Tatry-Do Białego.-Przyjażń.
Wszystko piękne i kochane,
Na przyjaźni zbudowane.
Więc kierujmy dzieci siły,
By kochały lub lubiły.
Stare mówi zaś przysłowie,
Lepsza przyjaźń niż wrogowie.
Gdy się nawet już dwóch kłóci,
Bóg się w Niebie bardzo smuci.
„Kto się lubi, ten się czubi”,
Myśl ta często jednak gubi.
Wszystko co się bicia trzyma,
W tle z przyjaźnią, nie wytrzyma.
Gdy przyjazna bywa mowa,
Pokój wspólny dłużej chowa.
A przyjazna zaś zażyłość,
Zrozumienie da,i miłość.
„Przyjaźń, zgoda więc buduje”,
„Wrogość, kłótnia zaś rujnuje”.
Więc połączmy wszystkich siły,
By się dzieci nie kłóciły.
Józef Bieniecki
Na przyjaźni zbudowane.
Więc kierujmy dzieci siły,
By kochały lub lubiły.
Stare mówi zaś przysłowie,
Lepsza przyjaźń niż wrogowie.
Gdy się nawet już dwóch kłóci,
Bóg się w Niebie bardzo smuci.
„Kto się lubi, ten się czubi”,
Myśl ta często jednak gubi.
Wszystko co się bicia trzyma,
W tle z przyjaźnią, nie wytrzyma.
Gdy przyjazna bywa mowa,
Pokój wspólny dłużej chowa.
A przyjazna zaś zażyłość,
Zrozumienie da,i miłość.
„Przyjaźń, zgoda więc buduje”,
„Wrogość, kłótnia zaś rujnuje”.
Więc połączmy wszystkich siły,
By się dzieci nie kłóciły.
Józef Bieniecki
Re: Mam talent-ciąg dalszy-Tatry-Do Białego.-Styczniowy wiatr.
Bezdrożami, opłotkami, rozsierdzony pędzi wiatr,
Wygwizduje nad chatami i w kominach wyje chat.
Nadął zaspy na podwórkach, usypawszy srebrny pył,
Rozpędzony na przeciągu, uciekło w pole, ile sił.
Wcześniej rozwarł siłę pędu, drzwi stodoły,
Pędząc w sad. Snopy zboża jak chochoły.
Niósł na skrzydłach pędziwiatr.
Na jabłoniach zaczepiony...
Rosochaty wisiał dziad. I do wiosny złem straszyły,
Potem wiosną z drzewa spadł. Popędziwszy jak hulaka,
Na oberka hulał ton. Uderzywszy z lotu ptaka,
Wytańcował z śniegiem dzwon.
Na zamieci śnieżnej pędzie.
Rozdmuchiwał nowy kram. Chciał bywalcem bywać wszędzie,
Ku lasowi pędził bram. Uderzywszy w nie kurzawą,
Nie daremny jego trud. Na początku szalał wrzawą.
Pieśni lasu wzniecał cud.
W niebo ściana śniegu prysła,
Rozpędzonych niebem chmur. I na chmurach grzbiet wycisła,
Wydumanych pięknych gór. Ogarnąwszy chmur przestrzenie,
W oceanie nieba fal. Wyhamował sił zdziczenie,
Odpłynąwszy na nich w dal.
Po bezkresach dalej fika,
Bo mu życia ciągle żal. A po lesie wciąż muzyka,
Płynie lasu pieśnią fal. Wraca często tu tęsknotą,
Bo to jedna z głównych ról. Nie zostawi je sierotą.
I zagląda do swych pól.
Józef Bieniecki
Wygwizduje nad chatami i w kominach wyje chat.
Nadął zaspy na podwórkach, usypawszy srebrny pył,
Rozpędzony na przeciągu, uciekło w pole, ile sił.
Wcześniej rozwarł siłę pędu, drzwi stodoły,
Pędząc w sad. Snopy zboża jak chochoły.
Niósł na skrzydłach pędziwiatr.
Na jabłoniach zaczepiony...
Rosochaty wisiał dziad. I do wiosny złem straszyły,
Potem wiosną z drzewa spadł. Popędziwszy jak hulaka,
Na oberka hulał ton. Uderzywszy z lotu ptaka,
Wytańcował z śniegiem dzwon.
Na zamieci śnieżnej pędzie.
Rozdmuchiwał nowy kram. Chciał bywalcem bywać wszędzie,
Ku lasowi pędził bram. Uderzywszy w nie kurzawą,
Nie daremny jego trud. Na początku szalał wrzawą.
Pieśni lasu wzniecał cud.
W niebo ściana śniegu prysła,
Rozpędzonych niebem chmur. I na chmurach grzbiet wycisła,
Wydumanych pięknych gór. Ogarnąwszy chmur przestrzenie,
W oceanie nieba fal. Wyhamował sił zdziczenie,
Odpłynąwszy na nich w dal.
Po bezkresach dalej fika,
Bo mu życia ciągle żal. A po lesie wciąż muzyka,
Płynie lasu pieśnią fal. Wraca często tu tęsknotą,
Bo to jedna z głównych ról. Nie zostawi je sierotą.
I zagląda do swych pól.
Józef Bieniecki
Re: Mam talent-ciąg dalszy-Tatry-Do Białego.-"Rzeżba."
Poskładane ze złomu archaiczne stwory,
Bóstwa czasem przelękłe,anioły, amory.
Wystrugany w drzewie ,okiem wieczność chłepta,
Zapatrzony z wdzięcznością,w pomyśle adepta
Inną bezsens potargał,w klice hołubioną,
Stoi w świata marażmie,niczym nieskończona.
Póki kornik nie stoczy lub nie stęchnie sama.
Porzucona,opluta,staroświecka dama.
W muzealnym haremie,daleka od sztuki,
Humorystą określą,wnuki i prawnuki.
Śmieciem myśl potargana,dwoi się tłumaczy,
Aby widza przekonać,co to wszystko znaczy.
Stoi stworek pokraczny,jak myśl człeka chora,
Nie wiadomo czy ludzka,czy inna potwora.
Huśta łbem w obie strony,nie widzi dlaczego,
Pewnie nie chce ją pojąć,,widzi coś chorego.
Na cokole postawił nieznane straszydło,
W dzień -po nocy straszy,umysłu powidło.
W próżni merda człowieka ogonek nie skory,
Stąd i chore pomysły,niewidy-potwory.
Józef Bieniecki
Bóstwa czasem przelękłe,anioły, amory.
Wystrugany w drzewie ,okiem wieczność chłepta,
Zapatrzony z wdzięcznością,w pomyśle adepta
Inną bezsens potargał,w klice hołubioną,
Stoi w świata marażmie,niczym nieskończona.
Póki kornik nie stoczy lub nie stęchnie sama.
Porzucona,opluta,staroświecka dama.
W muzealnym haremie,daleka od sztuki,
Humorystą określą,wnuki i prawnuki.
Śmieciem myśl potargana,dwoi się tłumaczy,
Aby widza przekonać,co to wszystko znaczy.
Stoi stworek pokraczny,jak myśl człeka chora,
Nie wiadomo czy ludzka,czy inna potwora.
Huśta łbem w obie strony,nie widzi dlaczego,
Pewnie nie chce ją pojąć,,widzi coś chorego.
Na cokole postawił nieznane straszydło,
W dzień -po nocy straszy,umysłu powidło.
W próżni merda człowieka ogonek nie skory,
Stąd i chore pomysły,niewidy-potwory.
Józef Bieniecki
Re: Mam talent-ciąg dalszy-Tatry-Do Białego.-W twoje rączki.
Weż w panieńskie twe rączki kochana,
Bukiet kwiatów dziś który zerwałem.
Spojrzyj w oczy, tak pięknie od rana,
Tak jak wtedy gdy ciebie ujrzałem.
Nie ,nie szeptaj bo czasu wymowa,
Twego serca najczulszym obrazem.
A twa buzia jak róża pąsowa,
Jest bez słowa, najczulszym przekazem.
Patrz ,skowronek z orkiestrą łąk całych,
Pewnie dla nas poświęca swe solo.
Wyśpiewuje miłosne chorały,
Piękna miłość i dla nich jest wolą.
Pozwól ująć jedwabne rączęta,
Iść wśród piękna,co ludziom Pan
Stworzył.
I spoglądać w błękitne oczęta,
By uczucia stokrotnie pomnożył.
Oba serca o jednym marzeniu,
Spiszą wiersze o naszej miłości.
I dopełnią, nadzieję w pragnieniu,
Dając owoc ku wspólnej radości.
Pierwsze gwiazdy i księżyc rogalik,
Czas rozstania i nocą nas wita.
Chce podglądać jak my się kochali,
Nasze myśli na pewno chce czytać.
Józef Bieniecki
Bukiet kwiatów dziś który zerwałem.
Spojrzyj w oczy, tak pięknie od rana,
Tak jak wtedy gdy ciebie ujrzałem.
Nie ,nie szeptaj bo czasu wymowa,
Twego serca najczulszym obrazem.
A twa buzia jak róża pąsowa,
Jest bez słowa, najczulszym przekazem.
Patrz ,skowronek z orkiestrą łąk całych,
Pewnie dla nas poświęca swe solo.
Wyśpiewuje miłosne chorały,
Piękna miłość i dla nich jest wolą.
Pozwól ująć jedwabne rączęta,
Iść wśród piękna,co ludziom Pan
Stworzył.
I spoglądać w błękitne oczęta,
By uczucia stokrotnie pomnożył.
Oba serca o jednym marzeniu,
Spiszą wiersze o naszej miłości.
I dopełnią, nadzieję w pragnieniu,
Dając owoc ku wspólnej radości.
Pierwsze gwiazdy i księżyc rogalik,
Czas rozstania i nocą nas wita.
Chce podglądać jak my się kochali,
Nasze myśli na pewno chce czytać.
Józef Bieniecki
Re: Mam talent-ciąg dalszy-Tatry-Do Białego.-Dwóch gamoni.
Dwóch gamoni w jednej klasie,
Urodzonych w różnym czasie.
Po niewczasie się spotkali,
I w gamoństwach prześcigali.
Pierwszy, został politykiem.
Drugi, miernym jest fizykiem.
Okulary belfra nosi,
Mierne nauki uczniom głosi.
Do historii? Nie, nie przejdzie.
Gwiazda zaszła, i nie wzejdzie.
Za to pierwszy, coś miał z osła,
Ciut rozumu, już gra posła.
Był z początku konfidentem,
Za nim został prezydentem.
I dziś głowa wszystkich boli,
Gdyż nie dorósł do tej roli.
Stroi miny i uniki.
To trofea polityki.
Lży co polskie i nam święte,
I hołubi zło przeklęte.
Na zdziczeniu ogłupiałym,
Piękny, mądry i wspaniały.
Gdy się Naród już obudzi,
I głupotę swą ostudzi.
Stanie z prawdą, w oko w oko,
Zniewolony znów głęboko.
Klan królików jak królowie,
Będzie deptał wam po głowie.
Sprawa nie tylko wyboru,
A sumienia i honoru.
Uchowaj nas Boże
Józef Bieniecki
Urodzonych w różnym czasie.
Po niewczasie się spotkali,
I w gamoństwach prześcigali.
Pierwszy, został politykiem.
Drugi, miernym jest fizykiem.
Okulary belfra nosi,
Mierne nauki uczniom głosi.
Do historii? Nie, nie przejdzie.
Gwiazda zaszła, i nie wzejdzie.
Za to pierwszy, coś miał z osła,
Ciut rozumu, już gra posła.
Był z początku konfidentem,
Za nim został prezydentem.
I dziś głowa wszystkich boli,
Gdyż nie dorósł do tej roli.
Stroi miny i uniki.
To trofea polityki.
Lży co polskie i nam święte,
I hołubi zło przeklęte.
Na zdziczeniu ogłupiałym,
Piękny, mądry i wspaniały.
Gdy się Naród już obudzi,
I głupotę swą ostudzi.
Stanie z prawdą, w oko w oko,
Zniewolony znów głęboko.
Klan królików jak królowie,
Będzie deptał wam po głowie.
Sprawa nie tylko wyboru,
A sumienia i honoru.
Uchowaj nas Boże
Józef Bieniecki
Re: Mam talent-ciąg dalszy-Tatry-Do Białego.-Poranek.
Na rzewnej nucie rannych łez.
W włosach anielskich ranka.
Łzawiącym kiściem pachnie bez,
Rozczulon łzą poranka.
Wietrzyk miłosną nuci pieśń,
Przemyka tuż nad ziemią.
Tam u ruczaju zawisł, gdzieś.
W rzewnych kaczeńcach drzemią.
Wokoło studni, krąg lip,
I stary grzbiet żurawia.
Głośno narzeka, skrzyp, skrzyp, skrzyp.
Gdy wiadro z niej wyławia.
W podmokłej łące żabi skrzek,
Na ranne wyszły gody.
A głos bociani klek, klek, klek.
Zwiastuje zmierzch pogody.
A od chlewika stadka ćma,
Rozpływa się w powodzi.
Też pokrzykuje kwa, kwa, kwa.
Nie wiedząc o co chodzi.
Od budy groźny Bamba głos,
Gdy szczeka hau, hau, hau.
Na nutach płynie rannych ros,
I Siwki miau, miau, miau.
Józef Bieniecki
W włosach anielskich ranka.
Łzawiącym kiściem pachnie bez,
Rozczulon łzą poranka.
Wietrzyk miłosną nuci pieśń,
Przemyka tuż nad ziemią.
Tam u ruczaju zawisł, gdzieś.
W rzewnych kaczeńcach drzemią.
Wokoło studni, krąg lip,
I stary grzbiet żurawia.
Głośno narzeka, skrzyp, skrzyp, skrzyp.
Gdy wiadro z niej wyławia.
W podmokłej łące żabi skrzek,
Na ranne wyszły gody.
A głos bociani klek, klek, klek.
Zwiastuje zmierzch pogody.
A od chlewika stadka ćma,
Rozpływa się w powodzi.
Też pokrzykuje kwa, kwa, kwa.
Nie wiedząc o co chodzi.
Od budy groźny Bamba głos,
Gdy szczeka hau, hau, hau.
Na nutach płynie rannych ros,
I Siwki miau, miau, miau.
Józef Bieniecki
Re: Mam talent-ciąg dalszy-Tatry-Do Białego.-Skarga.
Skarga cicha, pisk spod krzaka,
Łopot skrzydeł rannych ptaka.
Zimny wiater go oblodził,
Z niedostatku biedny schodzi.
Człek na ławce, łach pod głową,
Przytuliska stał się zmową.
Bo tam w domu nikt nie czeka,
Brak i domów i człowieka.
Na śmietniku już kolejka,
Kromka, bułka i butelka.
Makulatur zawiniątko,
Prysło z kubła precz, kociątko.
Od kanałów głos, rozmowy,
Wilgoć, zaduch kanałowy.
Stoczyło się wieko z hukiem,
Uderzyło w życia sztukę.
Ból i bieda, chore ciało,
Gdyby ducha leczyć chciało...
Zawsze mało, ciągle mało,
Tym, co życie wiele dało.
Twarzy grymas, krzyk, obłuda,
Brudny ubiór, pfe, paskuda.
A świat władzy i bogatych,
Biedą, nędzą jest podparty.
Józef Bieniecki
Łopot skrzydeł rannych ptaka.
Zimny wiater go oblodził,
Z niedostatku biedny schodzi.
Człek na ławce, łach pod głową,
Przytuliska stał się zmową.
Bo tam w domu nikt nie czeka,
Brak i domów i człowieka.
Na śmietniku już kolejka,
Kromka, bułka i butelka.
Makulatur zawiniątko,
Prysło z kubła precz, kociątko.
Od kanałów głos, rozmowy,
Wilgoć, zaduch kanałowy.
Stoczyło się wieko z hukiem,
Uderzyło w życia sztukę.
Ból i bieda, chore ciało,
Gdyby ducha leczyć chciało...
Zawsze mało, ciągle mało,
Tym, co życie wiele dało.
Twarzy grymas, krzyk, obłuda,
Brudny ubiór, pfe, paskuda.
A świat władzy i bogatych,
Biedą, nędzą jest podparty.
Józef Bieniecki
Re: Mam talent-ciąg dalszy-Tatry-Do Białego."Wieczny bal."
Hulaj dusza piekło jest,
Póki człowiek będzie zwierz.
Brat dla brata nie jest bratem,
A szubrawcem ,często katem.
Póki rządzi opcja zła,
Będzie sięgać piekła dna.
Piekło tu i piekło tam,
Dzisiaj pukasz do ich bram.
Nie miej żalu ,nie roń łez,
Hulaj dusza ,z życia bierz.
Piekło niesie ci orędzie,
Piekła nie ma ,klawo będzie.
A gdy zwiniesz świata kram,
Pójdziesz sobie tu lub tam.
Tam ci diabeł będzie grał,
Otwierając piekła kram.
Znów znajomki i znajome,
Wymerdają ci ogonem.
Tam też będzie wieczny" bal,"
Strasznie życia będzie żal.
Krzyki ,piski,wycia,wrzaski,
I bykowców suche trzaski.
Będzie wieczny smutny "bal",
Tylko życia będzie żal.
Józef Bieniecki
Póki człowiek będzie zwierz.
Brat dla brata nie jest bratem,
A szubrawcem ,często katem.
Póki rządzi opcja zła,
Będzie sięgać piekła dna.
Piekło tu i piekło tam,
Dzisiaj pukasz do ich bram.
Nie miej żalu ,nie roń łez,
Hulaj dusza ,z życia bierz.
Piekło niesie ci orędzie,
Piekła nie ma ,klawo będzie.
A gdy zwiniesz świata kram,
Pójdziesz sobie tu lub tam.
Tam ci diabeł będzie grał,
Otwierając piekła kram.
Znów znajomki i znajome,
Wymerdają ci ogonem.
Tam też będzie wieczny" bal,"
Strasznie życia będzie żal.
Krzyki ,piski,wycia,wrzaski,
I bykowców suche trzaski.
Będzie wieczny smutny "bal",
Tylko życia będzie żal.
Józef Bieniecki