Ponownie zmiana planow. Wyniki nie sa najciekawsze.
Krew i plytki w kroplowce.
Biale cialka krwi spadaja.
Chemia wstrzymana do czasu.
Kwarantanna.
Onkologia jest niesamowita.
Sasiadke z pokoju zony szacowalem na jakies 70 .
Ona jest mlodsza ode mnie.
Szok.
Rozmawialismy o pozytywach zycia.
W tych warunkach i w tym otoczeniu nabiera to nowego wymiaru.
Twarze i kolejne losy zapadaja w pamiec.
Zdaje sobie sprawe ze jestesmy tylko swiadkami ulotnej chwili.
Przypadkowe spotkania trwajace ulamek zycia staja sie wazne.
To nie jest prawda ze widok kogos kto cierpi bardziej pozwala ukoic wlasne bolesci.
Czasami udaje sie zapomniec albo zepchnac na dalszy plan wlasna niepewnosc.
O strachu nie mowimy bo wierzymy ze bedzie dobrze.
Ten egzamin to wiara w dobre zakonczenie pomimo wszystko.
Nienawidze slowa musisz w polaczeniu z nadzieja.
Ja jestem dobrej mysli bo lekarze tez sa i gdy slysze ze musze myslec pozytywnie to reka mi sie zwija
Czasami jestem chyba zbyt impulsywny.
Nauczylem sie rozpoznawac kiedy ludziska autentycznie sa zaiteresowani a kiedy klepia komunaly bo nie wiedza co powiedziec.
Wielu najchetniej by powiedzialo ze ciesza sie ze ich to nie dotknelo, ale na to nie maja odwagi.
Nie mam do nich o to pretensji ale bezdusznego pocieszania nie cierpie.
Czasami jestem zmeczony ale na to nie moge sobie pozwolic.
Ostatecznie to nie ja walcze o zycie. Tak bezposrednio.
Ja jestem tylko widzem.
Ja jestem bezpieczny, mi nic nie grozi.
Ja nie musze przechodzic tego wszystkiego co ona przechodzi.
Gdy ktos spyta jak ja sobie radze jestem zdziwiony.
To jest tak nieistotne bo nie ja jestem tym ktory jest najbardziej trafiony.
Kolejny miesiac i nie widac konca.
Czas meczy niesamowicie.
Jestesmy zawieszeni w czasie.