Kurwo, ojczyzno moja! Nie dbałaś o zdrowie
I dlatego siedzimy dzisiaj w covidowie.
Ponad tysiąc lat temu jakiemuś przybłędzie
Dałaś dupy, wierząc, że po śmierci coś będzie.
I od tego czasu, od wieczora do rana,
Robisz to z zapałem. I zawsze na kolanach.
Ręce wtedy masz wolne do liczenia kasy,
A gębę zawsze pełną wyborczej kiełbasy.
A żeś stara i marne twoje perspektywy,
Zatem dajesz każdemu bez prezerwatywy,
Więc gnębią nas choroby i nie ma lekarzy
I aż strach pomyśleć, co się jeszcze zdarzy,
Bowiem tak się ostatnio strasznie zeszmaciłaś,
Że nie tylko dawałaś, ale i płaciłaś.
I tak spowodowałaś tym swoim dawaniem,
Że ten skrawek ziemi jest jednym skrzyżowaniem,
Na którym lud się modli na progu chałupy,
Udając, że nie widzi, jak znów dajesz dupy.
Modlitwo, lęku opoja! Tyś jest mamidłem,
Kłamstwem, oszustwem, batem, katem i kadzidłem.
Za wyjątkiem prawdy wszystko w tobie zawarte
I wszystko to jest zawsze tyle samo warte,
Albowiem to jest twoją nieodłączną cechą,
Że nigdy nie odpowie tobie nawet echo.
Ty jesteś obrazą naszego człowieczeństwa
Utrzymującego tabuny duchowieństwa,
Jako ręki Boga wyciągniętej po datek,
A dającej w zamian symboliczny opłatek,
Pod warunkiem spowiedzi i wyznania winy.
A wszystko to jak zawsze z tej samej przyczyny,
Ażeby wziąć jak najwięcej, jak najmniej dając.
Dlatego ci bezwzględni prawie wszystko mają,
A reszta, prawie wszyscy, tylko wegetując,
Ciężar dnia następnego na ramionach czują.
Bo interes czyniony z jakimkolwiek bóstwem
Rzadko bywa piękny, lecz zawsze jest oszustwem.
Nadziejo, wiaro rozmodlonych! Mamy ciebie,
Bo nasz naród przecież zawsze jest w potrzebie.
I nic nam nie sprawia w życiu większej radości
Niż wzbudzanie niezdrowej, sąsiedzkiej zazdrości.
Że sami mamy mało i mało robimy,
Wielkość nasza jest w tym, co o innych głosimy.
Nie mamy więc przyjaciół i nie mamy wrogów,
Bo wszystkich przeganiamy z niegościnnych progów.
Czcimy naszego Boga, gdy pali nas zgaga,
Opluwamy Unię, która nam tak pomaga
I nie wstając z kolan, wypatrujemy cudu,
Co zza oceanu dotrzeć mógłby bez trudu,
Lecz nie dotrze. Nigdy nie miał takiego zamiaru,
Jednak polskie elity od pokoleń paru
Głoszą mit Ameryki oraz Watykanu
Jako ważnej gwarancji polskiej racji stanu.
Więc Polak, tak jak zawsze, na przyzbie usiędzie
Z niezmąconą nadzieją, że jakoś to będzie.
Qba
/polityka/