Puffreis
: pn sty 18, 2021 3:19 pm
W słusznie minionych czasach komuny, gdy człowiek chciał się czegoś dowiedzieć słuchał radia Wolna Europa lub ludzi w kolejce po dmuchany ryż. Osobiście wolałam kolegów i koleżanki z kolejki, gdyż ich narracja była wprawdzie oddalona od nawet liberalnie definiowanej prawdy, ale za to literacko niewydymka. A przecież o to chodzi aby w ciężkich czasach mieć choć trochę przyjemności z życia.
Obecnie w Bundesrepublice jest podobnie, choć szczerze mówiąc Niemcy jeszcze nie doceniają w pełni tej obcej im kulturowo szansy jaką daje czerpanie intelektualnej przyjemności i rozrywki z nieudaczność własnego rządu. Są tacy jacyś dziwni i chcą by ich rząd był kompetentny i sprawnie działał. I właśnie takich informacji dostarczają im ich media. A więc jeśli Niemiec chce dowiedzieć się czegoś bliższego prawdy o swoich własnych politykach, a nie chce być posądzony o spiskowość, rasizm lub nazizm, ogląda austriacką telewizję, bo Austriacy nie mają większych kompleksów i zahamowań w kwestii robienia sobie jaj z niemieckich gadających głów.
Pytanie brzmi dlaczego w sam raz Austriacy tak chętnie robią sobie bekę z niemieckich polityków? Winne są niemieckie media, które swego czasu dosyć ironicznie pisały o austriackim kanclerzu, którego młody wiek, atrakcyjna aparycja, miły uśmiech i elegancki sposób wysławiania się, miały świadczyć o braku politycznego wyrobienia i poważnego podejścia do fachu. Wystarczyło spojrzeć na zmęczoną twarz pani kanclerz by być pewnym, że ona w odróżnieniu od tego fircyka poważnie traktuje obowiązki. Te wszystkie przymioty nie byłyby jeszcze karygodne gdyby nie to, że ich kanclerz bezczelnie nie zgadzał się z polityką migracyjną pani Merkel. Momentem przełomowym miała być wizyta w Niemczech, czyli jak to na wyrost nazwały niemieckie media, w jaskini lwa. Tam prorokowano wyprostowanie kanclerza tego zabawkowego państwa.
Sebastian Kurz, bo o Nim tu mowa, nie spełnił jednak nadziei w nim pokładanych przez niemieckie media, nie dał sobie zrobić politycznego manicure, a w zamian pogorszył jeszcze bardziej stosunki. Nie tylko, że podczas wizyty w Niemczech w arogancki sposób nie przyjmował do wiadomości, że Niemcy są większe i upierał się rozmawiać jak równy z równym, ale jeszcze na końcowej konferencji prasowej z charyzmą godną Brada Pitta przyciął lwu grzywę, pozamiatał włosy i panią kanclerz wraz z jej całym dworem i ujmująco uśmiechając się pojechał do domu. Niemieckie media gdy wyszły z szoku, nie zostawiły na nim suchej nitki, czego austriackie media im nie zapomniały, bo to w końcu ich kanclerz.
Istnieje jeszcze inna, alternatywna metoda zdobywania wiedzy o świecie, ale obecnie jest ona bardzo niebezpieczna. Jest nią używanie własnego mózgu zgodnie z instrukcją obsługi i kierowanie się zdrowym rozsądkiem. Niestety zdrowy rozsądek w kręgach mentorsko-intelektualnych stoi ostatnio na cenzurowanym, a jego publiczne używanie gorszy bardziej niż otrzymanie Oskara i Nobla jedocześnie zanim się urodziło.
Nie mam zielonego pojęcia dlaczego ostatnimi czasy liberalni intelektualiści pastwią się nad umiejętnością kojarzenia faktów u innych niż oni sami ludzi, zwanych czasem społeczeństwem. Dlaczego ostatnio jako cnotę przedstawia się poprawny społecznie konformizm, a jako grzech posiadanie własnego zdania, a proces myślenia ironicznie nazywa się "chłopskim rozumem".
Nie moi drodzy chłopski rozum to po prostu pewnego rodzaju pragmatyzm na miarę zagrody i często tam też się sprawdza. Krytyczne myślenie to zupełnie inna bajka.
Tu chodzi o kompletnie coś innego, chodzi o to, że jak świat długi i szeroki społeczeństwa straciły zaufanie do kast rządzących, do ich celów, metod i motywów.
Powstawanie teorii spiskowych przy każdej okazji jest jedynie zabawnym efektem braku zaufania na szeroką skalę.
Krytycyzm społeczeństwa jest zaś niebezpieczny dla wszelkich elit, stąd ta krucjata na zdrowy rozsądek, która zaszła tak daleko, że czasami wstyd się przyznać, że się samodzielnie myśli. Obecnie należy przytaczać autorytety, co ja mówię… tylko uznane autorytety, a myślenie zostawić innym. Mogłabym nawet tak zrobić, gdyż z charakteru jestem leniwa, ale niestety nie mogę.
Mogę się uśmiechać pod nosem na konfabulacje Edzi Górniak, ale nie na fantasmagorie jakie plecie na przykład niemiecki minister zdrowia Jens Spahn, lub premier Bawarii Markus Söder. Dlatego wiadomości oglądam w austriackiej telewizji, a czego się tam dowiedziałam opowiem przy następnej okazji.
i będe niczym James Stewart dla ubogich jewropiejcow:)
v.
Obecnie w Bundesrepublice jest podobnie, choć szczerze mówiąc Niemcy jeszcze nie doceniają w pełni tej obcej im kulturowo szansy jaką daje czerpanie intelektualnej przyjemności i rozrywki z nieudaczność własnego rządu. Są tacy jacyś dziwni i chcą by ich rząd był kompetentny i sprawnie działał. I właśnie takich informacji dostarczają im ich media. A więc jeśli Niemiec chce dowiedzieć się czegoś bliższego prawdy o swoich własnych politykach, a nie chce być posądzony o spiskowość, rasizm lub nazizm, ogląda austriacką telewizję, bo Austriacy nie mają większych kompleksów i zahamowań w kwestii robienia sobie jaj z niemieckich gadających głów.
Pytanie brzmi dlaczego w sam raz Austriacy tak chętnie robią sobie bekę z niemieckich polityków? Winne są niemieckie media, które swego czasu dosyć ironicznie pisały o austriackim kanclerzu, którego młody wiek, atrakcyjna aparycja, miły uśmiech i elegancki sposób wysławiania się, miały świadczyć o braku politycznego wyrobienia i poważnego podejścia do fachu. Wystarczyło spojrzeć na zmęczoną twarz pani kanclerz by być pewnym, że ona w odróżnieniu od tego fircyka poważnie traktuje obowiązki. Te wszystkie przymioty nie byłyby jeszcze karygodne gdyby nie to, że ich kanclerz bezczelnie nie zgadzał się z polityką migracyjną pani Merkel. Momentem przełomowym miała być wizyta w Niemczech, czyli jak to na wyrost nazwały niemieckie media, w jaskini lwa. Tam prorokowano wyprostowanie kanclerza tego zabawkowego państwa.
Sebastian Kurz, bo o Nim tu mowa, nie spełnił jednak nadziei w nim pokładanych przez niemieckie media, nie dał sobie zrobić politycznego manicure, a w zamian pogorszył jeszcze bardziej stosunki. Nie tylko, że podczas wizyty w Niemczech w arogancki sposób nie przyjmował do wiadomości, że Niemcy są większe i upierał się rozmawiać jak równy z równym, ale jeszcze na końcowej konferencji prasowej z charyzmą godną Brada Pitta przyciął lwu grzywę, pozamiatał włosy i panią kanclerz wraz z jej całym dworem i ujmująco uśmiechając się pojechał do domu. Niemieckie media gdy wyszły z szoku, nie zostawiły na nim suchej nitki, czego austriackie media im nie zapomniały, bo to w końcu ich kanclerz.
Istnieje jeszcze inna, alternatywna metoda zdobywania wiedzy o świecie, ale obecnie jest ona bardzo niebezpieczna. Jest nią używanie własnego mózgu zgodnie z instrukcją obsługi i kierowanie się zdrowym rozsądkiem. Niestety zdrowy rozsądek w kręgach mentorsko-intelektualnych stoi ostatnio na cenzurowanym, a jego publiczne używanie gorszy bardziej niż otrzymanie Oskara i Nobla jedocześnie zanim się urodziło.
Nie mam zielonego pojęcia dlaczego ostatnimi czasy liberalni intelektualiści pastwią się nad umiejętnością kojarzenia faktów u innych niż oni sami ludzi, zwanych czasem społeczeństwem. Dlaczego ostatnio jako cnotę przedstawia się poprawny społecznie konformizm, a jako grzech posiadanie własnego zdania, a proces myślenia ironicznie nazywa się "chłopskim rozumem".
Nie moi drodzy chłopski rozum to po prostu pewnego rodzaju pragmatyzm na miarę zagrody i często tam też się sprawdza. Krytyczne myślenie to zupełnie inna bajka.
Tu chodzi o kompletnie coś innego, chodzi o to, że jak świat długi i szeroki społeczeństwa straciły zaufanie do kast rządzących, do ich celów, metod i motywów.
Powstawanie teorii spiskowych przy każdej okazji jest jedynie zabawnym efektem braku zaufania na szeroką skalę.
Krytycyzm społeczeństwa jest zaś niebezpieczny dla wszelkich elit, stąd ta krucjata na zdrowy rozsądek, która zaszła tak daleko, że czasami wstyd się przyznać, że się samodzielnie myśli. Obecnie należy przytaczać autorytety, co ja mówię… tylko uznane autorytety, a myślenie zostawić innym. Mogłabym nawet tak zrobić, gdyż z charakteru jestem leniwa, ale niestety nie mogę.
Mogę się uśmiechać pod nosem na konfabulacje Edzi Górniak, ale nie na fantasmagorie jakie plecie na przykład niemiecki minister zdrowia Jens Spahn, lub premier Bawarii Markus Söder. Dlatego wiadomości oglądam w austriackiej telewizji, a czego się tam dowiedziałam opowiem przy następnej okazji.
i będe niczym James Stewart dla ubogich jewropiejcow:)
v.