The same procedure as every Year

O wszystkim i o niczym nocne Polaków rozmowy.
Vika
Posty: 262
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:30 pm

The same procedure as every Year

Post autor: Vika »

Wybaczcie mi, że począwszy od 2001 roku, o tej porze regularnie wszystkim proponuję poniższy tekst, ale sytuacja staje się z roku na rok poważniejsza. Dokładnie ujmując sprawę, zagrożenie terrorystyczne, spędza mi sen z oczu. Pracuję w tej branży, więc wiem. I to nie jest numer w stylu - nie wiem, więc się wypowiem. A więc potraktujcie to poważnie, tu nie ma żartów.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Nikt nie podejrzewa, że w kazamatach centrów handlowych , dywizjony świętych Mikołajów przeglądają umundurowanie bojowe, że sprawdzany jest stan techniczny broni i sprzętu uderzeniowego, że grupy logistyczne nocami rozlokowują materiały propagandowe, miny niespodzianki i wszelkiego rodzaju broń masowego rażenia.

W skrzynkach pocztowych pojawiają się już w połowie października pierwsze zwiastuny zbliżającego się nieubłaganie stanu wyjątkowego. Dostajemy masowo pocztę od ludzi parających się zawodowo czynieniem dobra, od różnych organizacji, które przypominają nam, że okres świąteczny do czas dobrych uczynków i ja nikt inny nie jest z tego ustawowo zwolniony. Przypomina nam się, że jeżeli nie chcemy mieć wyrzutów sumienia podczas konsumpcji karpia i barszczyku, powinniśmy przekazać względnie sporą sumę na odpowiednie konto i mamy sprawę bezdomnych z głowy aż do następnego roku. A jeśli jeszcze do kompletu wspomożemy głodujące dzieci w Afryce to mamy prawo do dobrego samopoczucia przy opychaniu się gęsią.

Telewizor daje nam dwadzieścia razy dziennie do zrozumienia, że żona czeka na gustowny flakon perfum. Przypomina też wprawdzie, że pojawiły się nowe komórki potrafiące wszystko z wyjątkiem wynoszenia śmieci, że nowe GPS-y są tak dokładne, że mogą niejednego męża zaprowadzić po pijaku do kibelka, ale cwane kobietki przerzucają wtedy kanał na ten z perfumami, więc większość ofiar rodzaju męskiego nie dowie się czego nie dostanie w tym roku pod choinkę. Nie bardzo wiemy jak sobie to wszystko poukładać w sensie finansowania, bo charaktery mamy wprawdzie anielskie, tylko nie zarabiamy tyle by czynić hurtowo samo dobro.
Ale od czego mamy fachowców. Kolejna świąteczna koperta przychodzi nam z pomocą.

Pisze do nas osobiście prezes Loterii, powiada że zna nasze problemy i on nam w ich rozwiązaniu chętnie pomoże, że pracowali ciężko cały rok, aż wymyślili specjalnie dla nas system dający mi 99,9% szansy wygrania zwalającej z nóg sumy pieniędzy. Tyle to my nie potrzebujemy, więc wyrzucamy kopertę do kosza. Warsztat samochodowy , w którym dziesięć lat temu reperowaliśmy samochód, też życzy nam wszystkiego najlepszego i całkiem przy okazji przypomina, że w tym roku święta wypadają w zimie. A skoro tak, to oni mają dla nas (stałych klientów) super opony zimowe po dobroczynnej cenie. Niejeden podziękuję bo ma wielosezonowe a dla wielu mogą święta wypadać w dowolnej porze roku. Nawet woleliby by były w lecie, bo bieganie za prezentami w płaszczu bardzo męczy. Jedyna odpowiedź odpowiedzialna to kosz.

Ale to wszystko są jedynie pierwsze jaskółki zapowiadające nadchodzący kataklizm. Z początkiem listopada następuje atak frontalny zjednoczonych sił bożonarodzeniowych. Sklepy, ulice i całe dzielnice zamieniają się w istny lunapark migający światłami, gwiazdami i kometami. Pod sklepieniami pasaży handlowych szybują zaprzęgi reniferów poganiane przez rumianych świętych. Wszystko tonie w czerwieni, zieleni i złocie a z głośników Georg Michael swym niewinnym, jak biel śniegu głosem, przybliża nam atmosferę szczęścia i rozkoszy niebiańskich. To jest sygnał startowy dla wszelkiej maści szaleńców, których jak sądzę po moich dalszych i bliższych sąsiadach, nie brakuje pewnie nikomu.

Zaczyna się pstrzenie okien, balkonów, fasad i czego tam jeszcze, wszystkim co mózg ludzki (czytaj: Chińczyka) zdołał wymyślić na tą okazję. A wymyślił sporo. Mamy wtedy wrażenie, że mieszkamy wszyscy na Ziemi w Las Vegas i to nie na przedmieściach tylko w samym centrum. Okoliczne okna przypominają urządzenia do komunikacji z istotami pozaziemskimi, jakie pokazywano w „Bliskich spotkaniach trzeciego stopnia”. Sąsiad po lewej wypasa na balkonie jelonka zbudowanego z świecących diod gasnących i zapalających rytmicznie, co daje piorunujący efekt. Odpowiedzią sąsiada z naprzeciwka jest wywieszenie za okno Mikołaja z workiem, wspinającego się po linie. Jest chyba sterowany pilotem, albo ma jakiś program wspinaczki. Tego nie wie nikt.

W każdym razie , najdalej wtedy wszystkie gospodynie domowe powiadamiają swoich małżonków , że już najwyższy czas by zajęli się balkonem bo wstyd przed ludźmi, i jeszcze pomyślą że są Jehowy czy inni aspołeczni. Panowie dzielnie bronią się z dwa dni, ale trzeciego gdy pojawiają się po pracy w domu, na stole leży zestaw uderzeniowy. Wtedy pojawiają się u gospodyń nieodmienne co roku pytania w stosunku do gospodarzy : czy zrobią to zaraz czy natychmiast.? Nie ma wyjścia. Krzaki na balkonie oplatane są łańcuchem 120-u kolorowych światełek, to ma być alegoria do krzaka gorejącego. Natomiast na oknie rozplatane sieci (240 diod) mające osiem programów luminescencyjnych.

Mogą migotać jak pijany nieboskłon, przewalać się z lewa na prawo kaskadami światła, potem od środka na zewnątrz jak wirtualny wulkan, przypominać świetlisty wodospad sypiąc poświatą od góry w dół. Osiem programów. Zamontowują to wszystko, gospodyni stwierdza że jest pięknie, a gospodarz może spokojnie spojrzeć sąsiadom w oczy, a co najważniejsze nie jest odtrącony od łoża. Mają czasem tylko jeden problem, owa elektryczna orgia, owo Las Vegas za oknami, nie pozwala im się skupić na jakiejkolwiek czynności. Dobrze, jeśli posiadają szczelne żaluzje.

Prezenty to osobny problem. Każdego roku powtarzamy sobie, że tym razem zabierzemy się za to jeszcze pod koniec lata. Niestety każdego roku o tej karkołomnej łamigłówce przypomina nam dopiero warsztat wymiany opon i prezes loterii. Jak zwykle zbyt późno. Za każdym razem gospodyni pyta gospodarza co by chciał dostać. Zastanawiają się więc co z rzeczy kompletnie nieprzydatnych jest im najbardziej potrzebne. Przecież gdyby każdy poważnie potraktował to pytanie, rodzina podejrzewałaby go o utratę możliwości realnej oceny otoczenia.

W podjęciu decyzji starają się wprawdzie pomagać jacyś tajemniczy ludzie, przekreślający ceny na produktach i wypisujący niższe, ale nie są one jednak niższe od tych, które widzieliśmy jeszcze nim w pasażach znęcał się nad naszymi uszami Georg Michael. To skłania nas do podejrzewania spisku świętych Mikołajów. A że , niejedna gospodyni przyzwyczaiła się już do męskiego braku zdecydowania, więc by się nie kłopotali niepotrzebnie pokazują im palcem co chcą i w jakim rozmiarze. Trochę Panów to upokarza, co one sobie myślą, że oni nie mają gustu i kupiliby jakieś tandetne g***?

Hmmm.... niestety w tym wypadku mają rację.Wiele Pań robi więc po prostu listę i wręcza ją z dygresją, że nie musi dostać wszystkiego. Mrużą przy tym jakoś dziwnie jedno oko, to chyba ze względu na te światła za oknami.

A więc pamiętajcie. Jesień to tylko złuda, zbliżają się święta.


V.
pomorzak
Posty: 9439
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:30 pm

Re: The same procedure as every Year

Post autor: pomorzak »

Vika
C’est la vie
/skopiowalem z internetu bo nie mam pojecia jak to sie pisze /

ja dzisiaj wpadlem do naszego okolicznego centrum handlowego i w Kaufhofie natknalem sie na Halołina z calym tym ekwipunkiem.
Na korytarzu ustawione stoly z dyniam i dzieciaki pod okiem fachowcow uczyly sie jak to wypatroszyc i powycinac co by potwornie bylo.
Starej daty jestem i jakos mnie to nie podniecilo.
Na dodatek przypomnialem sobie ze zakilka dni bandy dzieciakow beda terroryzowac cale osiedle.
Kiedys moglem psem poszczuc ale Joszynski ostatnimi czasy mocno podupadl i nikt juz by go na powaznie nie wzial.
ODPOWIEDZ