Tatry-Na szczytach Tatr
A w Majestacie Bóg wyznaczył,
W górach swe królowanie,
I na Synaju mówić raczył.
Nakazał tam spotkanie.
I na Giewoncie Krzyż zatkniety,
Na Jasnej Górze -Pani.
W Golgocie Krzyża bólem zgięty,
Na Kalwaryjskiej grani.
Na szczytach gór Boga słyszysz,
Gdy aksamitnym głosem,
Przemawia w tobie w świecie ciszy,
I karmi gór patosem.
Nie musisz pięknem się zachwycać,
Posłuchaj słów w milczeniu.
I troszkę wnętrze swe wyciszyć,
By ulec oświeceniu.
Tu zawieszona Boga Chwała,
Aż dzwoni w uszach cała.
A Twórcy dzieła-ich potęga,
Z dolin ku Niebu sięga.
Oto przedsionek prawie Nieba,
Gdzie nic ci nie potrzeba,
Błękity tkane chmury bielą,
Niebo Anieli ścielą.
Słoneczko świtem się uśmiecha,
I wschodzi nowym życiem.
Kopuła nieba niby strzecha,
Powita cię o świcie.
Pogodnej nocy gwiazd prorocy,
Miliony świateł świecą.
I odkrywają świat bez miary,
Okryty tajemnicą.
Józef Bieniecki
Tatry-Księżycowa noc
U Grobu Pana
U Grobu Pana
U Grobu Pana usłyszę pytanie:
Kogo tu szukasz?
Ciebie szukam Panie...
Szukam nie znajdę,
Strach, groza panuje.
Tu śmierci cisza,życia
zakończenie,
Suknia z całunem w znaku
zatracenie.
Ja jestem Tomasz,
Uwierzę w skonanie,
Słowa w niepamięć,
Syna Zmartwychwstanie,
Przemień słabości,
Wzmocnij nutą wiary,
Niechaj króluje,
Bez reszty i miary.
Oczami Boga,
Spójrz,niechaj tak patrzą,
Duszę ubogą,
Krzyżem wiary znaczą.
Józef Bieniecki
U Grobu Pana usłyszę pytanie:
Kogo tu szukasz?
Ciebie szukam Panie...
Szukam nie znajdę,
Strach, groza panuje.
Tu śmierci cisza,życia
zakończenie,
Suknia z całunem w znaku
zatracenie.
Ja jestem Tomasz,
Uwierzę w skonanie,
Słowa w niepamięć,
Syna Zmartwychwstanie,
Przemień słabości,
Wzmocnij nutą wiary,
Niechaj króluje,
Bez reszty i miary.
Oczami Boga,
Spójrz,niechaj tak patrzą,
Duszę ubogą,
Krzyżem wiary znaczą.
Józef Bieniecki
Pijaru dno
Pijaru dno
Odszedł smutny maja czar,
Bo często deszczem pluskał.
Młodości jednak nosił dar,
Nadziei brzask wyłuskał.
Zapachy kwiatów- chleby pól,
Powodzi zmyło licho.
Oby zarazy nie zszedł mór,
Tak życzę wszystkim cicho.
A z nowym dniem leci w świat,
Myśl twórcza ,życia wola.
Wolności myśl-ta spoza krat,
Choć w cieniu parasola.
Otworzy się na światło dnia,
By spojrzeć światu w oczy.
Aby nie czerpać głupot z dna,
Duchowo przeistoczyć.
Osuszy płaczu gorzki żal,
I w stratach się doliczy.
Władców wyrzuci w barłóg mar,
Przestanie słuchać dziczy.
Krawat i potwór może wdziać,
I białe kołnierzyki.
A beznadzieje w dobroć siać,
Z Bizancjum oddech dziki.
Wykreślmy z życia wielkie zła,
Pijarów do rynsztoka.
Aby z Polskością myśl w nas szła,
Sprawdzona już epoka.
Józef Bieniecki
Odszedł smutny maja czar,
Bo często deszczem pluskał.
Młodości jednak nosił dar,
Nadziei brzask wyłuskał.
Zapachy kwiatów- chleby pól,
Powodzi zmyło licho.
Oby zarazy nie zszedł mór,
Tak życzę wszystkim cicho.
A z nowym dniem leci w świat,
Myśl twórcza ,życia wola.
Wolności myśl-ta spoza krat,
Choć w cieniu parasola.
Otworzy się na światło dnia,
By spojrzeć światu w oczy.
Aby nie czerpać głupot z dna,
Duchowo przeistoczyć.
Osuszy płaczu gorzki żal,
I w stratach się doliczy.
Władców wyrzuci w barłóg mar,
Przestanie słuchać dziczy.
Krawat i potwór może wdziać,
I białe kołnierzyki.
A beznadzieje w dobroć siać,
Z Bizancjum oddech dziki.
Wykreślmy z życia wielkie zła,
Pijarów do rynsztoka.
Aby z Polskością myśl w nas szła,
Sprawdzona już epoka.
Józef Bieniecki
W ofiarnym dziękczynieniu
W ofiarnym dziękczynieniu
Już wyszedł kapłan ze Mszą Świętą,
By w wiecznej Swej Ofierze,
W dziecięcych prośbach,dziękczynieniu,
Odnowić znów przymierze.
Na dół spoglądasz, w Nieba Chwale,
Ty wiesz co ludziom trzeba,
Proszę wysłuchać nasze żale,
I daj nam co potrzeba.
Odpuść nam winy -przepraszamy,
Umocnij skarby wiary.
Każdy jak umie,tak kochamy,
Rozumie sens ofiary.
Po to oddałeś Boskie Serce,
Zawiesić w Krzyż ramiona,
By umęczone Boskie Ręce,
Tuliły kiedy skonam.
W pokorze daru naszej wiary,
Dążym do twej kaplicy.
Jako świadkowie Twej ofiary,
Ukorzyć jak nędznicy.
Niech Twa Ofiara miła Bogu,
Ogarnie nas wspaniała.
Aby w wieczności -życia progu,
Złączyła Boga Chwała.
Józef Bieniecki
Już wyszedł kapłan ze Mszą Świętą,
By w wiecznej Swej Ofierze,
W dziecięcych prośbach,dziękczynieniu,
Odnowić znów przymierze.
Na dół spoglądasz, w Nieba Chwale,
Ty wiesz co ludziom trzeba,
Proszę wysłuchać nasze żale,
I daj nam co potrzeba.
Odpuść nam winy -przepraszamy,
Umocnij skarby wiary.
Każdy jak umie,tak kochamy,
Rozumie sens ofiary.
Po to oddałeś Boskie Serce,
Zawiesić w Krzyż ramiona,
By umęczone Boskie Ręce,
Tuliły kiedy skonam.
W pokorze daru naszej wiary,
Dążym do twej kaplicy.
Jako świadkowie Twej ofiary,
Ukorzyć jak nędznicy.
Niech Twa Ofiara miła Bogu,
Ogarnie nas wspaniała.
Aby w wieczności -życia progu,
Złączyła Boga Chwała.
Józef Bieniecki
Tatry-U bram
Tatry- U bram
Więc do tatrzańskich idę bram,
By spocząć tam na marach,
Tam właśnie Bogu duszę dam,
Wpisaną w śnieżnych halach.
U Pana Boga se wyproszę,
By mi tu ulał Raju z Nieba
Moje proszenie wierszem zgłoszę,
Bo mi nad Tatry nic nie trzeba.
Będę se chadzał stromym żlebem,
Bujał w krawędzi znad urwiska,
To znów uniosę czystym niebem,
Szczytom najwyższym patrzał z bliska.
Siądę na wierchu u Gerlaha,
Bogu z piękności zdam gadanie.
Skiełznę do dołu,tam gdzie łacha.
Pierwsza ma noga na niej stanie.
Wezmę w swe ręce strun gęśliki,
I będę na nich ckliwie grywał.
I pięknie śpiewał z wiatrem dzikim,
Gdzie do tej pory żem przebywał.
Z królewskim ptakiem się uniosę,
I będę wisiał nad Tatrami,
Z kozłowca kwiatu spiję rosę,
W śnieżki się rzucał z Aniołami.
Spadnę też ptakiem ku dolinom,
By w mgieł porannej błądzić rosie,
I by z pieśniami jodeł lasu,
Gęślików moich włączyć głosie.
W rannym witaniu"wstają zorze",
Śpiewanie Bogu zaniesiemy.
Z całą przyrodą ,pięknym morzem,
Codzienną chwałę ogłosimy.
Mój Boże Wielki mi wybaczysz,
Wysłuchasz prośby by tak było,
I nie pozwolisz by góralom,
Za Taterkami wiecznie ckniło.
Józef Bieniecki
Więc do tatrzańskich idę bram,
By spocząć tam na marach,
Tam właśnie Bogu duszę dam,
Wpisaną w śnieżnych halach.
U Pana Boga se wyproszę,
By mi tu ulał Raju z Nieba
Moje proszenie wierszem zgłoszę,
Bo mi nad Tatry nic nie trzeba.
Będę se chadzał stromym żlebem,
Bujał w krawędzi znad urwiska,
To znów uniosę czystym niebem,
Szczytom najwyższym patrzał z bliska.
Siądę na wierchu u Gerlaha,
Bogu z piękności zdam gadanie.
Skiełznę do dołu,tam gdzie łacha.
Pierwsza ma noga na niej stanie.
Wezmę w swe ręce strun gęśliki,
I będę na nich ckliwie grywał.
I pięknie śpiewał z wiatrem dzikim,
Gdzie do tej pory żem przebywał.
Z królewskim ptakiem się uniosę,
I będę wisiał nad Tatrami,
Z kozłowca kwiatu spiję rosę,
W śnieżki się rzucał z Aniołami.
Spadnę też ptakiem ku dolinom,
By w mgieł porannej błądzić rosie,
I by z pieśniami jodeł lasu,
Gęślików moich włączyć głosie.
W rannym witaniu"wstają zorze",
Śpiewanie Bogu zaniesiemy.
Z całą przyrodą ,pięknym morzem,
Codzienną chwałę ogłosimy.
Mój Boże Wielki mi wybaczysz,
Wysłuchasz prośby by tak było,
I nie pozwolisz by góralom,
Za Taterkami wiecznie ckniło.
Józef Bieniecki
Tatry-Księżycowa noc
Tatry-Księżycowa noc
Z pancerzy skał, odbite miesiąca,
Błyszczą skrami promienie, gdzie drżąca,
Wiecha kosodrzewiny nad przepaścią zwisa,
Karłowa jodła-podobna do cisa.
W sinych zbrojach zastygłe rycerze,
Ze zmową ciszy ponure pancerze.
Zdradzą gdzie wojsko po bezdrożach zmierza,
Jak i w obronie Króla Kazimierza.
Księżyc w szacie po komnacie Tater,
Wodzem dziś został,wczoraj jeszcze wiater,
Szarpał w bezkresie chmur ogromne wały,
Połamał drzewa,co w słabości stały,
Na sadzy nocy w pulsującej ciszy,
Ślizga wierchy promieniem już wpełzał do niszy,
Skalne przepaście oczodołu grota,
Oświeci promień,prosi w swe wrota.
Pasmo promyków rozsypał po lesie,
Poświatę jodeł po obrzeżach niesie,
Nad połoniną zawisł nad przełęczą,
Połączy zwały srebrzystą obręczą.
Spada w przepaście,to zboczem urwiska,
Potoczył w przepaść do piekieł ogniska.
W dolinie łebki kudłate jagniątek,
Jak kulki małe Bożych niewiniątek,
W wodnej kaskadzie gdzie swe wody burzy,
Księżyc się w lustrze urokami duży.
Tysiące odbić bez końca powtarza,
Aby pamięcią w miliony pomnażać.
Wisi na niebie,ślizga się potokiem,
Skalistym licem lub w górze obłokiem,
Rzeką ku morzu gdzie w wodzie otchłani,
Spocznie wędrowiec,też na górnej grani.
Józef Bieniecki
Z pancerzy skał, odbite miesiąca,
Błyszczą skrami promienie, gdzie drżąca,
Wiecha kosodrzewiny nad przepaścią zwisa,
Karłowa jodła-podobna do cisa.
W sinych zbrojach zastygłe rycerze,
Ze zmową ciszy ponure pancerze.
Zdradzą gdzie wojsko po bezdrożach zmierza,
Jak i w obronie Króla Kazimierza.
Księżyc w szacie po komnacie Tater,
Wodzem dziś został,wczoraj jeszcze wiater,
Szarpał w bezkresie chmur ogromne wały,
Połamał drzewa,co w słabości stały,
Na sadzy nocy w pulsującej ciszy,
Ślizga wierchy promieniem już wpełzał do niszy,
Skalne przepaście oczodołu grota,
Oświeci promień,prosi w swe wrota.
Pasmo promyków rozsypał po lesie,
Poświatę jodeł po obrzeżach niesie,
Nad połoniną zawisł nad przełęczą,
Połączy zwały srebrzystą obręczą.
Spada w przepaście,to zboczem urwiska,
Potoczył w przepaść do piekieł ogniska.
W dolinie łebki kudłate jagniątek,
Jak kulki małe Bożych niewiniątek,
W wodnej kaskadzie gdzie swe wody burzy,
Księżyc się w lustrze urokami duży.
Tysiące odbić bez końca powtarza,
Aby pamięcią w miliony pomnażać.
Wisi na niebie,ślizga się potokiem,
Skalistym licem lub w górze obłokiem,
Rzeką ku morzu gdzie w wodzie otchłani,
Spocznie wędrowiec,też na górnej grani.
Józef Bieniecki