Oriechowo – Zujewo – Krutoje
… Z tych krzewow zas wychodzi zaspany Tichonow, mruzac oczy od slonca i ode mnie.
- Tichonow, co ty tu robisz?
- Wykanczam tezy. Wszystko juz jest dawno gotowe do wystapienia procz tez. A teraz tezy tez juz sa.
- Myslisz wiec, ze sytuacja dojrzala?
- A kto ja tam wie …! Kiedy troche wypije, wydaje mi sie, ze dojrzala. A jak mi sie w glowie przejasnia – nie, mysle, jeszcze nie dojrzala, jeszcze nie czas chwytac za bron …
- To wypij jalowcoweczki, Wadia.
Tichonow lyknal jalowcoweczki, chrzaknal I sposepnial.
- No i jak? Dojrzala sytuacja?
- Poczekaj, zaraz dojrzeje ...
- No, to kiedy zaczynac? Jutro?
- A cholera wie! Kiedy troche wypije, wydaje mi sie, ze mozna chocby dzis, ze i wczoraj nie bylo za wczesnie. A kiedy otrzezwieje – nie, mysle sobie, i wczoraj bylo za wczesnie, i pojutrze nie bedzie za pozno.
- No to wypij jeszcze, Wadimku. Wypij jeszcze jalowcoweczki …
Wadimek wypil i znowu sposepnial.
- No i co? Myslisz, ze juz czas?
- Czas ...
- Nie zapominaj hasla i powiedz wszystkim, ze nie zapomnieli: jutro rano, miedzy wsia Tartino i wsia Jelisiejkowo, kolo obory, o dziewiatej zero zero czasu Greenwich ...
- Tak. O dziewiatej zero zero czasu Greenwich ...
- Do widzenia, towarzyszu. Postaraj sie tej nocy zasnac ...
- Postaram sie, zasne, do widzenia, towarzyszu ...
Tu musze sie od razu usprawiedliwic wobec sumienia calej ludzkosci. Musze to powiedziec: od samego poczatku bylem przeciwnikiem tej awantury, bezplodnej jak drzewo figowe (pieknie powiedziane: "bezplodnej jak drzewo figowe" . Od samego poczatku mowilem, ze w rewolucji jest jakis pozytek, jesli dokonuje sie w sercach, a nie na placach. Ale skoro juz zaczeto beze mnie, to nie moge sie dystansowac od tych, ktorzy zaczeli. Moglbym w kazdym razie zapobiec nadmiernemu okrucienstwu i zmiejszyc rozlew krwi ...
Kolo dziewiatej czasu Greenwich siedzielismy w oczekiwaniu na trawie nieopodal obory. Do podchodzacych mowilismy: "Siadaj z nami, towarzyszu, w nogach nie ma prawdy". Kazdy tez z podchodzacych slal nadal, pobrzekujac bronia i powtarzajac umowione slowa Antonia Salieriego: "Lecz prawdy nie ma takze wyzej". Haslo bylo frywolne i dwuznaczne, ale nie mielismy do tego glowy: zblizala sie godzina dziewiata zero zero czasu Greenwich.
Od czego sie to wszystko zaczelo? Od przybicia przez Tichonowa czternastu tez do bramy jelisiejkowskiej rady wiejskiej. Wlasciwie nie od przybicia do bramy, a od napisania na plocie. I byly to raczej slowa, a nie tezy; napisane kreda zwiezle i wyrazne slowa, a nie tezy, i bylo ich wszystkiego dwa, a nie czternascie. Ale, tak czy owak, od tego sie wszystko zaczelo.
Ruszylismy dwiema kolumnami, ze sztandarami w dloniach. Jedna kolumna – na Jelisiejkowo. A druga – na Tartino. I szlismy bez przeszkod az do zachodu slonca. Po zadnej stronie nie bylo zabitych ani rannych. Byl natomiast jeden jedyny jeniec – byly przewodniczacy larionowskiej rady wiejskiej, zdymisjowany na starosc za pijanstwo i wrodzona glupote. Jelisiejkowo zostalo wziete, Czerkasowo lezalo u naszych stop, Nieugodowo i Pieksza blagaly o litosc. Wszystkie glowne osrodki powiatu pietuszkowskiego – od sklepu w Polomach do magazynu geesu w Andrejewsku – wszystko zajely sily powstancze.
A gdy slonce zaszlo, wies Czerkasowo zostala ogloszona stolica. Sprowadzono jenca i zaimprowizowano zjazd zwyciezcow. Wszyscy mowcy byli pijani w sztok i wszyscy truli to samo: Maksymilian Robespierre, Oliver Cromwell, Sonia Perowska, Wiera Zasulicz, ekspedycja karna z Pietuszek, wojna z Norwegia – i znowu Sonia Perowska i Wiera Zasulicz ...
Jedni krzyczeli: "A gdzie jest ta cala Norwegia ...?" "A kto ja tam wie!" – odpowiadali drudzy. – "Gdzie pieprz rosnie, a diabel mowi dobranoc!" "Gdziekolwiek jest – powsciagalem rejwach – bez interwencji sie nie obejdzie. Aby odbudowac gospodarke zniszczona przez wojne, trzeba ja najpierw zniszczyc, a do tego celu potrzebna jest wojna, domowa czy inna. Potrzeba co najmniej dwunastu frontow ... "Potrzebni sa polscy panowie!" – wolal podchmielony Tichonow!" "Idioto! – przerywalem mu – zawsze cos strzelisz! Jestes swietnym teoretykiem, twoje tezy przybilismy do naszych serc, ale jak przyjdzie do dzialania, tos gowniany gowniarz. Po co ci, durniu, polscy panowie?" "Przecie sie nie upieram – dawal za wygrana Tichonow. – Tak samo ich potrzebuje jak wy! Jak Norwegowie, to Norwegia ..."
W pospiechu i podnieceniu wszyscy zapomnieli jakos, ze Norwegia jest juz od dwudziestu lat czlonkiem NATO. Wladek C-ski pobiegl na larionowska poczte z paczka listow i pocztowek. Jeden list za potwierdzeniem odbioru zaadresowany do krola Norwegii Olafa i dotyczyl wypowiedzenia wojny. Drugi list – a raczej kawalek czystego papieru w kopercie – zostal wyslany do generala Franco; niech to stare scierwo dojrzy w nim palec losu, niech ten zwiedly k***s "caudillo" zbieleje jak papier! Od premiera Imperium Brytyjskiego Harolda Wilsona zazadalismy niewiele: zabierz, premierze, te swoja glupia kanonierke z zatoki Akaba, a potem mozesz sobie robic, co chcesz ... I wreszcie czwarty list – do Wladyslawa Gomolki. Pisalismy w tym liscie: ty, Wladyslawie Gomolko, masz pelne i niezbywalne prawo do polskiego korytarza, natomiast Jozef Cyrankiewicz nie ma do tego korytarza prawa najmniejszego.
Poslalismy tez cztery pocztowki: do Abby Ebana, Mosze Dajana, generala Suharto i Aleksandra Dubczeka. Wszystkie cztery byly bardzo piekne, z winietkami i kwiatuszkami. Niech sie chlopaki uciesza; moze nas te pleciugi uznaja za podmioty prawa miedzynarodowego ...
Nikt z nas tej nocy nie spal. Wszystkich ogarnal entuzjazm, wszyscy patrzyli w niebo, czekajac norweskich bomb, otwarcia sklepow i interwencji, i wyobrazajac sobie, jak cieszy sie Wladyslaw Gomolka, a Jozef Cyrankiewicz wyrywa sobie wlosy z glowy ...
Nie spal takze jeniec, byly przewodniczacy rady wiejskiej Anatol Iwanycz, i wyl w swej szopie jak steskniony pies:
- To co, chlopaki? Znaczy sie, jutro rano nikt mi nawet nic do picia nie przyniesie ...?
- Patrzcie, czego mu sie zachciewa! Podziekuj chociaz, ze bedziemy cie karmic zgodnie z konwencja genewska ...!
- A co to takiego ...?
- Dowiesz sie, co to takiego! Nogami jeszcze bedziesz