Kto przewodniczy polskiej partii wojny?

(Prawie) wszystkie chwyty dozwolone.
Malina
Posty: 830
Rejestracja: sob paź 17, 2009 10:24 pm

Kto przewodniczy polskiej partii wojny?

Post autor: Malina »

http://www.okonie.net/portal.php
"Anna Razny pisze;
Gdy USA-NATO-UE z Polską na czele wspierają majdan, zamach stanu, wojnę domową – propaganda wojenna nazywa to obroną demokracji, operacją antyterrorystyczną, misją dla utrzymania integralności Ukrainy.
nato raznyW polskiej partii wojny trwa walka o pozycję lidera między jej głównymi członkami: PiS i PO. Partia wojny jest największą w Polsce partią, którą tworzą wszystkie obecne w parlamencie oraz niektóre znajdujące się poza nim ugrupowania polityczne, organizacje pozarządowe, środowiska nauki i sztuki czy wreszcie prasy i mediów audiowizualnych. Łączy je idea udziału Polski w permanentnej wojnie, stanowiąca fundament quasi – ideologii wojennej. Ma ona swe ukierunkowanie na USA i jego zbrojne ramię międzynarodowe – NATO.
Geneza partii wojny sięga początku lat 90. XX wieku, kiedy po rozpadzie Układu Warszawskiego przyspieszono z inicjatywy USA przeorientowanie świadomości polskiego społeczeństwa i ukształtowanie w niej super pozytywnego, wręcz idealnego wizerunku Pentagonu – będącego symbolem amerykańskiej armii – i NATO. Już wówczas czcicieli tego wizerunku było więcej, niż wynosił stan liczebny okrągłostołowego układu politycznego. Gwarancji bezpieczeństwa Polski w Waszyngtonie i NATO zaczęli upatrywać również niektórzy przedstawiciele kręgów konserwatywnych i prawicowych nie reprezentowani przy okrągłym stole, nie mówiąc już o rzeszy innych, tworzących środowiska opiniotwórcze. Wszystkim wystarczyła prosta argumentacja, niewyszukana perswazja oraz szara propaganda – taka, która głosiła półprawdy bądź mieszała prawdę z kłamstwem. Gdy po upragnionym wejściu do NATO polskie społeczeństwo zderzyło się z problemem interwencji zbrojnych Sojuszu,które ukształtowała idea ataku USA na Panamę w 1989 roku, partia wojny zmieniła taktykę wobec polskiego społeczeństwa, stosując twarde formy perswazji oraz czarną manipulację i propagandę. Wystarczy przypomnieć tworzone w sposób nagły i sztuczny debaty publiczne w sprawie udziału Polski w wojnie z Irakiem – ukrywające prawdę o jej przyczynach, celach i skutkach. Podobnie było w przypadku Afganistanu, do którego na „wojnę z talibami” Polska jako sojusznik USA i członek NATO wysłała najpierw jednego „oficera szkolącego”, a następnie systematycznie zwiększała swój kontyngent, który z inicjatywy prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego w roku 2007 osiągnął liczbę 2 600 żołnierzy. Argumenty stosowane przez partię wojny były przeróżne; dominował wśród nich ten, który użyty był w irackim szaleństwie wojennym: walczymy z terroryzmem, który zagraża nie tylko naszemu strategicznemu sojusznikowi, ale również całemu światu – także Polsce.
Propaganda uzyskała na stałe czarne oblicze – w argumentacji, perswazji i manipulacji zaczęto posługiwać się na co dzień kłamstwami. W oficjalnym dyskursie politycznym stanowisko zachodnich przeciwników wojny zostało całkowicie zmarginalizowane. Antywojennąpostawę uznano za: skrajnie mniejszościową, populistyczną, ekstremalną, irracjonalną, antydemokratyczną, alterglobalistyczną, lewicową. Ten ostatni atrybut miał ją w sposób wyjątkowo skuteczny zdyskwalifikować w polskim społeczeństwie, reagującym bardzo emocjonalnie na samo wspomnienie „komuny”. Nazwiska teoretyków globalizacji transatlantyckiej, odsłaniających nie tylko jej zgubne dla świata cele i skutki, ale również militarne oblicze, zostały wyeliminowane nie tylko z języka polityki oraz mediów, ale również nauki. Nawet w wykazach bibliograficznych polskich amerykanistów nie pojawiają się prace takich autorów jak: Michael Chossudovsky, Finian Cunningham czy Aleksander Panarin. Same tytuły ich prac mogłyby bowiem otworzyć polskie umysły na inne niż obowiązujące w metodologii politycznie poprawnej ujęcie globalizacji w duchu Paxamericana. Zarówno ci „uczeni” politolodzy, jak i politycy, właściciele koncernów prasowych oraz medialnych zakładają, że przeciętny Polak nigdy do nich nie dotrze ani tym bardziej nigdy sam nie zacznie podobnie jak oni określać globalizacji transatlantyckiej jako: prywatyzacji i militaryzacji świata, długiej wojny Ameryki z całym globem i drogi do trzeciej wojny światowej (Chossudovsky), formy rasizmu ekonomicznego chroniącego potencjałem militarnym wąskie grono bogatych przed miliardami biednych czy wreszcie jako sposobu narzucania narodowym kulturom pustki metafizycznej Ameryki (Panarin). Polską partię wojny obowiązuje język konstruowany w amerykańskich „zbiornikach myśli”, osławionych think tankach, takich jak American Enterprise Institute, AtlanticCouncil, Heritage Foundation. Dla ludzi partii wojny mistrzami są teoretycy neokonserwatyzmu, zaś głównym strategiem i zarazem guru Zbigniew Brzeziński, który ostatnio wystąpił z koncepcją przemieszczenia wojsk „amerykańskich lub europejskich” do krajów bałtyckich, aby ustrzec je przed inwazją ze strony Rosji. Nie wiadomo, o jakie wojska europejskie chodzi, jedno jest pewne, że polska partia wojny czyta w myślach swego guru i z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem przystąpiła do tworzenia na terenie naszego państwa międzynarodowej jednostki Polska-Litwa-Ukraina (NATO i nie NATO) z kwaterą główną w Lublinie na wypadek wojny z Rosją, choć ta nie wysuwa pod naszym adresem żadnych roszczeń ani postulatów.
Polska Partia wojny przekształciła – w związku z kijowskim majdanem oraz zamachem stanu i wojną domową – czarną propagandę w propagandę wojenną, a ściślej wojnę informacyjną, w której przekłamaniom faktów i wydarzeń towarzyszy przekłamanie pojęć, przy pomocy których należałoby analizować ukraiński wycinek permanentnej wojny. Dodatkowo w ramach tej propagandy przyjęto wymyślone w amerykańskich think tankach nowe słownictwo i nowy schemat przekazu informacji dla globalizacji wojny.Tak więc, gdy Krym na podstawie przeprowadzonego wśród jego mieszkańców referendum i decyzji rosyjskiego parlamentu wchodzi w skład Federacji Rosyjskiej – jest to łamanie prawa międzynarodowego i naruszanie powojennych granic w Europie. Gdy natomiast rozwalono Jugosławię poprzez zainicjowanie zbrojnych konfliktów etnicznych i bombardowanie Serbii, a ponadto utworzenie sztucznego państwa kosowskiego, nie tylko nie było to naruszeniem powojennego status quo, ale stało się świadectwem demokratyzacji Bałkanów. Gdy Moskwa wspiera atakowany na wszelkie sposoby przez wojska ukraińskie zbuntowany Donbas i idzie z pomocą mordowanej przez nie tamtejszej ludności – jest to łamanie prawa międzynarodowego i pomoc dla terrorystów. Dlatego należy Rosję – w zależności od bieżącej sytuacji – upomnieć, potępić, obłożyć sankcjami, zaplanować jej zniszczenie ekonomiczne i gospodarcze. Gdy USA-NATO-UE z Polską na czele wspierają majdan, zamach stanu, wojnę domową – propaganda wojenna nazywa to obroną demokracji, operacją antyterrorystyczną, misją dla utrzymania integralności Ukrainy. Nawet zainicjowana przez partię wojny rządowa pomoc Polski dla ukraińskiej armii została określona mianem pomocy humanitarnej. Przykłady można mnożyć. Cała nadzieja w tym, że polskie społeczeństwo zaczyna się uczyć właściwego odbioru tej propagandy i odczytywać go – jak w PRL – odwrotnie. I choć jest nadal bierne i tym samym akceptuje narzucony przez partię wojny kierunek polityki wobec dalszej zagranicy, w przypadku wojny w sąsiedztwie, zaczyna się różnicować i myśleć – jeśli jeszcze nie kategoriami szeroko rozumianego dobra wspólnego to przynajmniej kategoriami interesu narodowego.
Po doświadczeniach wojny irackiej i afgańskiej Polacy zaczynają trzeźwo myśleć o własnym bezpieczeństwie i nie chcą wojny nade wszystko w bliskim sąsiedztwie. Wystarczy zapoznać się z komentarzami na portalach społecznościowych,, aby przekonać się, że internautów dziwi oderwanie od polskiej rzeczywistości polityków prących do wojny z Rosją. Dziwi działanie wbrew polskim interesom, swoista polityczna oikofobia – strach przed nimi czy wręcz wstręt do nich. Nawet sondażownie potwierdzają, że w polskim społeczeństwie nie ma akceptacji dla udziału Polski w wojnie na Ukrainie, bo oznaczałoby to symboliczne wypowiedzenie wojny Rosji. Tymczasem w polskiej partii wojny trwa walka o miano lidera. Jak na razie w walce tej prowadzi PiS -od momentu, gdy na kijowskim majdanie Jarosław Kaczyński stanął obok przedstawicieli partii neobanderowskich z Prawym Sektorem na czele i wykrzykiwał upowskie hasła. A potem zaczęła się zażarta walka o przywództwo w partii wojny. Walka na sankcje, (w ramach nowych sankcji Ryszard Czarnecki wystąpił nawet w Brukseli z pomysłem wycofania rubla ze światowego obiegu), na retorykę wojenną, na rekordy bite w straszeniupolskiegospołeczeństwa Rosją, na obraźliwe epitety i wyzwiska pod adresem prezydenta Federacji Rosyjskiej etc.PiS dodatkowo zaczął występować w roli sędziego oceniającego zaangażowanie pozostałych członków partii wojny w „ powstrzymaniu Rosji”. Zdaniem polityków tej partii zaangażowanie PO jest zdecydowanie za słabe. Partia Donalda Tuska podciąga się więc jak może. Swoją drogą nikt nie sprawdził jednak, czy tak samo długo posłowie PO oklaskiwali prezydenta Poroszenkęw polskim parlamencie – jak piszą rozwścieczeni internauci – w nagrodę za bałwochwalczy kult Stepana Bandery.PO nie pozostaje w tyle i premier Ewa Kopacz pojechała do Kijowa, aby zaoferować konkretną pomoc Polski dla władz ukraińskich, będących w stanie wojny z „separatystami”: sto milionów euro – beż żadnych warunków, co więcej – bez żadnych konsultacji z pozostałymi podmiotami partii wojny, bo może okazałoby się, że zaproponują o wiele więcej. Prawdziwy wyścig do pozycji lidera w partii wojny rozpoczęli kandydaci na prezydenta Polski, którzy już wyszli z dołków startowych. Gdy znana radiostacja poddała kandydata PiS „testowi Bujaka” – zawierającemu pytanie o udział polskiego wojska w wojnie na Ukrainie, Andrzej Duda odpowiedział jak przystało na wyznawcę ideologii permanentnej wojny: jeśli tego będzie wymagała sytuacja, sprawę rozstrzygnie NATO, którego jesteśmy członkami. Wszystko staje się jasne: w świetle tej wypowiedzi prezydent RP, którym pan Duda chciałby zostać, nie ma tu nic do powiedzenia, choć konstytucja Polski mówi, że jest zwierzchnikiem polskich sił zbrojnych.Równie dobrze zdał pan Duda egzamin na lidera polskiej partii wojny w europarlamencie. Nie wystąpił ani razu w spawie ludobójstwa chrześcijan na Bliskim Wschodzie, wiedząc, że milczenie w tej sprawie, zwłaszcza europosła określanego jako reprezentanta polskich katolików, jest politycznym złotem. Postawa Piłata jest tu wzorem: niech w sprawie unicestwienia chrześcijańskich enklaw w Iraku i Syrii zabierają głos inni i niech inni odpowiadają za systematyczne mordowanie wyznawców Chrystusa. Uaktywnił się natomiast europoseł Duda w innej sprawie – rezolucji Parlamentu Europejskiego z grudnia 2014 roku na rzecz utworzenia państwa palestyńskiego. Razem z pisowskimi jastrzębiami wojny – Anną Fotygą, Markiem Jurkiem, Ryszardem Czarneckim, Dawidem Jackiewiczem, Karolem Karskim, Zdzisławem Krasnodębskim, Tomaszem Porębą i Kosmą Złotowskim – głosował przeciwko uznaniu Palestyny. Od głosu wstrzymali się: Beata Gosiewska,Marek Gróbarczyk, Zbigniew Kuźmiuk, Ryszard Legutko (profesor UJ), Stanisław Ożóg, Bolesław Piecha, Kazimierz M. Ujazdowski, Jadwiga Wiśniewska, Janusz Wojciechowski. Nikt z PiS nie głosował za Palestyną, a przecież wszystkim wiadomo, że utworzenie tego państwa uszczupliłoby paliwo polityczne amerykańsko-izraelskich ideologów permanentnej wojny i ich wyznawców w Polsce. Warto przy tym pamiętać, jaki był historyczny wynik tego głosowania. Za uznaniem Palestyny głosowało 498 europosłów, przeciwko 88, wstrzymało się 111[1]. PiS znalazł się więc w skazanej na kompromitującą porażkę mniejszości reprezentującej nie tylko bieżącą politykę wojenną Izraela, ale również ideologię globalizacji wojny. Aby jednaka porażka nie przylgnęła do gorliwych wyznawców tej ideologii, dali znów o sobie znać poprzez głos Janusza Wojciechowskiego, który nawołuje na swoim blogu: „Nie pytajcie, kto wyśle wojsko na Ukrainę…Zapytajcie raczej, kto wyśle je nad Bug…”[2]Oczywiście, dla „powstrzymania” Rosji.
PO, nie mogąc zostać w tyle, przedstawiło ustami ministra Schetyny swoistą „szpicę” polityki historycznej, zaprzęgniętej w machinę propagandy wojennej. Oznajmił on światu, że niemiecki obóz koncentracyjny w Oświęcimiu został wyzwolony nie przez Armię Czerwoną, lecz przez Front Ukraiński, nie przez żołnierzy radzieckich, lecz przez Ukraińców. Pomijając całkowicie kompetencje Grzegorza Schetyny jako historyka, trzeba podkreślić, że w funkcji ministra spraw zagranicznych RP znakomicie wystąpił jako przedstawiciel partii wojny. Ugodził bowiem władze Rosji z Władimirem Putinem na czele oraz miliony Rosjan w najczulsze miejsce w ich świadomości narodowej – podważył ich rolę wyzwolicieli nie tylko Oświęcimia, ale również sporego kawałka Europy spod okupacji niemieckiej i pozbawił miana pogromców Hitlera. Zapomniał jednak, że nie tylko Rosjanie, ale również coraz więcej Polaków niechętnie nastawionych do wojny z Rosją może mu odpowiedzieć w tym samym „historycznym” stylu: zmieniamy narrację o Katyniu i mówimy, że rozkaz o rozstrzelaniu polskich oficerów wydał Gruzin Stalin, a wykonawcami byli nie tylko Rosjanie, ale również przedstawiciele wszystkich występujących w Armii Czerwonej narodowości – m.in. Ukraińcy, Żydzi, Białorusini – zacznijmy pod tym katem badać Katyń. Ta zabawa w politykę – także historyczną – ludzi partii wojny i igranie z jej ogniem, który w każdej chwili łatwo przenieść na Polskę, może jeszcze potrwać. Mogą jeszcze zmieniać się jej liderzy i taktyka gry na szachownicy Brzezińskiego. Jedno jest pewne: polscy uczestnicy tej gry albo nie wiedzą, albo wiedzą – tym gorzej dla nich – że żarty już dawno się skończyły i zaczęły się schody.
To już wstęp do kolejnej depopulacji Polski po 1989 roku. Najpierw – jak pamiętamy -w ramach reform Sachsa-Balcerowicza układ okrągłostołowy wyrzucił z Polski 2 miliony Polaków za pracą. Teraz chce tysiące – głównie młodych – wykrwawić w wojnie, która nie była, nie jest i nie powinna stać się naszą wojną. Wobec realnej perspektywy przyspieszenia działań na ukraińskim froncie wojny Ameryki z Rosją oferta uczestnictwa Polski w tej wojnie i jej eskalowanie oznaczają nade wszystko zgodę na prawdopodobną zagładę milionów istnień ludzkich. Oznaczają także wyzwanie dla polskiej partii pokoju, która powinna wyjść z cienia, zintegrować wysiłki rozproszonych środowisk, grup oraz pojedynczych osób i podjąć walkę o rząd duszw polskim społeczeństwie, wciąż jeszcze zniewolonym – mimo oznak przebudzenia – mitem militarnej globalizacji pod przywództwem USA.
Anna Raźny
godzilla
Posty: 14045
Rejestracja: sob paź 17, 2009 8:49 pm

Re: Kto przewodniczy polskiej partii wojny?

Post autor: godzilla »

widocznie uznano ze Polska najbardziej potrzebuje wojny... nie miejsc pracy, dobrej sluzby zdrowia i takich tam roznych bzdur...
zoskicyc
Posty: 9827
Rejestracja: ndz sty 29, 2012 1:22 pm

Re: Kto przewodniczy polskiej partii wojny?

Post autor: zoskicyc »

bravo - bravo Malina
moze ta analiza kogos
wreszcie "oswieci"


sila - potworna sila
propagandy zachodu
/czytaj usa-eu-niemcy/
zabija przytomnosc
umyslowa

pozdrawiam

CYC
godzilla
Posty: 14045
Rejestracja: sob paź 17, 2009 8:49 pm

Re: Kto przewodniczy polskiej partii wojny?

Post autor: godzilla »

zoskicyc pisze:sila - potworna sila
propagandy zachodu
/czytaj usa-eu-niemcy/
zabija przytomnosc
umyslowa
i na tym moznaby zakonczyc kazda dyskusje na tematy polityczne...
dlatego nie bardzo rozumiem czego ty sie cycu tak tych "ciapatych" boisz...
przeciez to wszystko pic na wode...
zoskicyc
Posty: 9827
Rejestracja: ndz sty 29, 2012 1:22 pm

Re: Kto przewodniczy polskiej partii wojny?

Post autor: zoskicyc »

godzila
nie zapomnij ze
propaganda jest
najsilniejsza broinia

wypomnie
bo oswiecimia rocznica
co porafila zrealizowac
propaganda hitlera - oglupic
narod na tyle ze

dzisiejszy prezydent panstwa brd
po raz pierwszy w jego historii

nie uzyl slowa faszysci - lecz
niemiecki narod -. bez wsparcia
motlochu nie moglby faszyzm
zaistniec

capito?
czy jasne?

CYC
Malina
Posty: 830
Rejestracja: sob paź 17, 2009 10:24 pm

Re: Kto przewodniczy polskiej partii wojny?

Post autor: Malina »

http://www.okonie.net/portal.php
Wszelkie batalie, wojny, walki na pięści i barowe bijatyki, wszystkie konflikty, bez względu na miejsce i czas ich trwania (z wyjątkiem tych, w których za sznurki obydwu stron pociąga ten sam lalkarz), zaczynają i kończą się jako bitwy o umysł. O wyniku jakiejkolwiek walki nie decyduje wyłącznie jakość sił zbrojnych. W rzeczywistości, technologicznie zaawansowany przeciwnik, wyposażony w wyszukaną broń palną, jest niejednokrotnie bardziej bezbronny niż jego tradycyjnie uzbrojony odpowiednik. Fakt ten, oczywiście, stoi w sprzeczności z naszym zachodnim sposobem myślenia, który każe nam wierzyć, że człowiek dysponujący większą bronią palną (tudzież większym dronem) zawsze wygrywa. Aby zorientować się, że jest inaczej, musieliśmy, niestety, doznać wielu druzgocących klęsk i uczestniczyć w przeciągających się interwencjach zbrojnych w Azji. Jedną z największych niewypowiedzianych prawd naszych czasów jest fakt, że unowocześnienie działań wojennych w znikomym stopniu wpłynęło na przeobrażenie sztuki zwyciężania wojen. Jak pokazuje historia, dominującymi czynnikami w jakiejkolwiek kampanii są wiedza, siła woli oraz zasady przewodnie.

Zatem, pozostaje nam tylko przyznać, że bitwą najwyższej wagi, w jakiej kiedykolwiek przyjdzie nam wziąć udział, jest bitwa psychologiczna, tocząca się w nas samych, bitwa o nasze wnętrze; powodzenie w walce o własny umysł determinuje bowiem sukces we wszystkich innych przedsięwzięciach.

Niestety, niewiele osób ma świadomość tego, że wojna o umysł jest sprawą wielkiej wagi, a co dopiero, w jaki sposób bronić się przed psychologicznym atakiem. Tak jak w przypadku każdej metody samoobrony, konieczny jest nieustający trening.

W minionym stuleciu, w każdym razie w Stanach Zjednoczonych, prowadzono wywrotową, potajemną zimną wojnę przeciwko ludziom, w formie psychologicznego zniewolenia. Jej celem było osłabienie naszej determinacji, dziedzictwa, wiary w swoje siły, pewności siebie i integralności, co miało służyć przygotowaniu nas do prowadzonej przez elity „gorącej wojny” przeciwko naszym, uświęconym tradycją, prawom konstytucyjnym. Elita rządząca świetnie zdaje sobie sprawę z faktu, że najbardziej skuteczna strategia zwycięstwa polega na przekonaniu wroga do kapitulacji jeszcze przed rozpoczęciem walki. Obecnie społeczeństwo amerykańskie jest przyzwyczajane do sytuacji, w której dobrowolnie idzie na ustępstwa i umiera wskutek mentalnej śmierci, poddaje się w walce o własne wnętrze, kiedy więc wybuchnie prawdziwa, zewnętrza wojna, będzie już pokonane.

Zdemoralizowane rządy posiłkują się w dużym stopniu tzw. operacjami psychologicznymi (psy-ops), które sprowadzają się głównie do propagandowych inicjatyw, służących podcinaniu skrzydeł wybranemu celowi (zwykle obywatelom). W przypadku rządów despotycznych, psycho-operacje obejmują rozpowszechnianie kłamstw, szerzenie pół-prawd, wzbudzanie poczucia zagrożenia i uciekanie się do aktów brutalności, co ma służyć wywołaniu konkretnych reakcji. Psycho-operacje prowokują do silnego, emocjonalnego, masowego odzewu, który ma sprzyjać interesom oligarchii. Poniższe wskazówki mogą być dla ciebie tarczą, dzięki której ochronisz się przed próbami manipulacji, zachowasz kontrolę i nie ulegniesz nieświadomym oddziaływaniom, nakłaniającym cię do podejmowania działań wbrew własnym interesom.
Nie lękaj się potencjalnych zagrożeń

Bronią zwolenników totalitaryzmu jest strach. Podbijające armie i biurokracja znane są z tego, że w przejaskrawiony sposób eksponują swoją rzekomą siłę i liczebność, aby stłamsić ducha walki u tych, nad którymi zamierzają sprawować władzę. Na przykład, bezwzględnemu ludobójstwu dokonywanemu na rozkaz Czyngis-chana towarzyszyła taktyka upowszechniania fałszywych informacji na temat zawyżonej liczebności jego wojsk po to, aby wzbudzić przerażenie wśród ludzi, mieszkających na terenach, których nie zdołał jeszcze podbić. Hordy mongolskie cieszyły się tak złą reputacją (po części sfabrykowaną) w regionach, do których jeszcze nie dotarły, że niektóre z nich poddawały się natychmiast bez żadnego sprzeciwu.

Stając się aktywistą, przeciwstawiającym się przestępczym praktykom establishmentu, łatwo stać się celem kampanii strachu. Obecnie do tych z nas, którzy działają w ruchu na rzecz wolności, docierają nieustające ostrzeżenia z „przypadkowych”, zatroskanych o nasz los instytucji, z przekazem, że nasze wysiłki „idą na marne”, że „wystawiamy się na atak”, że system globalny jest dalece zbyt silny i nowoczesny, aby udało się go pokonać, że dysponuje dronami, bazami danych NSA, żołnierzami pozbawionymi empatii, etc.

Mają nadzieję, że wystraszymy się potencjalnych okoliczności, których wystąpienia ani nie da się potwierdzić, ani wykluczyć, że będziemy mieć obsesję na punkcie hipotetycznych „trudności”, zamiast koncentrować się na naszym celu. Innymi słowy, próbują doprowadzić do stanu powszechnego tchórzostwa. Aby zniweczyć tę taktykę, musisz być nieustająco skoncentrowany na własnym celu, bez względu na możliwe niebezpieczeństwa. Oznacza to, że siła wroga, realna lub wyimaginowana, jest nieistotna. Nie ma żadnego znaczenia. Goliat jest wyłącznie przeszkodą, a z każdą przeszkodą można sobie poradzić. Podążaj za własnym celem i nigdy nie ustawaj.
Nie pozwól, aby drobne niedogodności i problemy osobiste rozpraszały ci uwagę

W Niemczech Wschodnich, w czasach głębokiego komunizmu, tajna policja Stasi wdrożyła taktykę zwaną „Zersetzung”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza „rozkład, zepsucie” lub „podkopywanie, nadszarpywanie”. Polegała ona na wykorzystywaniu wyrafinowanych technik manipulacyjnych w stosunku do namierzonej osoby, które zakłócały jej życie osobiste, uniemożliwiając w efekcie normalne funkcjonowanie oraz pełne zaangażowanie w działalność dysydencką. Agenci Stasi pozorowali włamania do domu lub robili w nim przemeblowanie. Nierzadko usiłowali doprowadzić do emocjonalnego konfliktu pomiędzy dysydentem i jego żoną, innymi członkami rodziny czy przyjaciółmi, bądź do zniszczenia relacji biznesowych. Celem tych działań było zmuszenie wybranej osoby do przekierowania jej uwagi z działalności politycznej lub społecznej na kwestie o drugorzędnym znaczeniu.

Osobiste zawirowania, czy to wyreżyserowane przez Stasi, czy pojawiające się w sposób naturalny, mają destruktywną moc tylko wtedy, gdy poświęcasz im nadmierną uwagą i nadajesz im przesadne znaczenie. Niektórzy ludzie stają się całkowicie zafiksowani na punkcie własnych, prywatnych oper mydlanych, a agenci rządu skrzętnie tę słabość wykorzystują.

Tak naprawdę, nasze prywatne życie i pojawiające się w jego ramach napięcia mają znaczenie marginalne, kiedy mowa o obronie naszych zasad i naszej kultury przed zniewoleniem i zapomnieniem. Problemy damsko-męskie, rodzinne kłótnie i ingerencje w nasze prywatne życie powinny zejść na dalszy plan. Liczy się tylko misja. Misją Ruchu na rzecz Wolności (Liberty Movement) jest wyrwanie ze snu opinii publicznej, zakłócanie procesu indoktrynacji mas, a jeśli to konieczne, fizyczne odsuwanie elit od władzy. Rodzinę i przyjaciół, którzy stają nam na drodze czy to samoistnie, czy wskutek manipulacji, należy ignorować.
Nie daj się przekupić podarunkami

Tyrani uwielbiają obsypywać społeczeństwo prezentami, zwłaszcza na początku procesu zdobywania władzy. Mogą one przybierać formę obietnic utworzenia nowych miejsc pracy, lepszej infrastruktury, darmowej opieki zdrowotnej, zwiększonego bezpieczeństwa, a nawet gratisowych telefonów komórkowych. Mogą też prezentować ofertę uczestnictwa w płatnych akcjach prowokacyjnych lub propozycję płatnego donosicielstwa. Chodzi im o to, aby nie oferując nic w zamian, zwabić obywateli jakąś błyskotką lub przynajmniej wcisnąć im kit. Jeśli jakiś rządowy oficjel (lub ktoś podobnego pokroju) obsypuje cię prezentami, czas nabrać podejrzeń.

Rządy nie „płacą” za prezenty, które od nich otrzymujesz. To ty za nie płacisz – albo w formie podatków, albo pośrednio przez inflację. Bojownik o umysł nigdy nie powinien dać się ogłupić jakiemukolwiek biurokratycznemu czy korporacyjnemu podmiotowi, który chce zaskarbić sobie jego sympatię, obsypując go gratisowymi błyskotkami. Nigdy nie daj się przekupić. Jedyne skarby –cokolwiek warte – to nasz indywidualizm i szacunek do samego siebie.
Nigdy nie ufaj medialnej maszynie. Zawsze weryfikuj informacje.

Nie ma czegoś takiego jak „obiektywne dziennikarstwo” w mediach głównego nurtu. To, co widzisz i słyszysz, nie jest prawdą – to jej zniekształcona replika, tyle tylko, że zawsze z korzyścią dla establishmentu. W dzisiejszych czasach dziennikarze nie weryfikują przebiegu wydarzeń. Wręcz przeciwnie, utrudniają dochodzenie do prawdy, relacjonując wydarzenie wyłącznie z jednego punktu widzenia oraz atakując każdego, kto kwestionuje przyjętą przez nich wersję. „Oficjalna wersja” jakiegokolwiek doniesienia to prawie zawsze zawiła manipulacja, która chroni wizerunek i interesy oligarchów.

Nikt, kto uważa się za inteligentnego człowieka, nie powinien akceptować oficjalnych doniesień w podanej wersji. Zawsze kwestionuj przekazane informacje oraz weryfikuj je, wykorzystując w tym celu niezależne źródła, relacje z pierwszej ręki lub oryginalne dokumenty. Nigdy nie pozwalaj na to, aby cię „edukowano”. Za każdym razem staraj się samodzielnie docierać do faktów. Żądaj, aby tuby establishmentu udostępniały źródła pozyskanych informacji; pokaż im, że nie jesteś kimś, kto – jak tego oczekują – przyjmuje wszystkie ich doniesienia na ślepą wiarę.
Nie obawiaj się ośmieszenia

Walka z dezinformacją ma żywotne znaczenie, nasza osobista duma – niekoniecznie. Ochrona własnego ego to strata czasu. Nie jesteś w stanie nieustająco wszystkich zadowalać; to niemożliwe, ale też mało istotne. Aktywistów wystawia się na pośmiewisko nie tylko po to, aby ich zdyskredytować, ale również po to, aby sami zaczęli kwestionować wytknięty sobie cel, podkopywać własną determinację. Jeśli nie jest łatwo cię zakłopotać lub onieśmielić, nie dasz się zastraszyć ani pokonać wyłącznie słowami.

Zadając przeciwnikom zasadne pytania, wymagaj od nich konkretnych odpowiedzi. Nie zważaj na próby odwrócenia uwagi i dalej drąż właściwy temat. Domagaj się merytorycznych argumentów. Jeśli nie są w stanie tego uczynić i uciekają się do ataków ad hominem, obnażają słabość własnego stanowiska, a to oznacza, że jesteś górą.
Zaakceptuj ryzyko, zanim staniesz twarzą twarz z wrogiem

Wciąż jestem zdumiony faktem, że istnieją dysydenci i bojownicy o wolność, sprawiający wrażenie zaskoczonych, gdy stają się celem ekstremalnego ataku, którego nigdy nie należy wykluczać. Czy nie zdawali sobie sprawy z ryzyka, jakie pociąga za sobą przystąpienie do walki? Czy naprawdę byli przekonani, że wszystko się jakoś potoczy i że nie będzie aż tak źle?

Angażując się w jakikolwiek konflikt przeciwko większemu, bezwzględnemu, pozbawionemu wszelkich zasad moralnych przeciwnikowi, zawsze zakładaj, że będziesz musiał przejść przez piekło, żeby cokolwiek osiągnąć. Przyjmij do wiadomości, że twoje życie nigdy już nie będzie spokojne i komfortowe. Zrozum, że możesz nie doczekać chwili, w której będą widoczne efekty twoich wysiłków. Uświadom sobie, że być może będziesz musiał przejść przez ogień i doznać cierpienia. Jeśli tego nie pojmiesz, pozostaniesz żałosnym i śmiechu wartym, nieprzydatnym żołnierzem w wojnie o umysł.

Osobiste ryzyko jest nieważne. Liczy się tylko prawda i przyszłość. Jeśli chcesz być skuteczny, będziesz żył „pod lupą”. Jeśli otwarcie wychodzisz przed szereg i stanowisz namacalne zagrożenie, oczekuj, że na piersi wymalują ci tarczę.

Rozpoznaj i zgłębiaj własne słabości

Udawanie, że nie masz żadnych słabości, że jesteś nieskazitelny, to najlepsza droga do tego, aby udzielić wsparcia twemu wrogowi. Jeśli przepełnia cię pycha, twoja nadmierna pewność siebie zostanie wykorzystana przeciwko tobie. Jeśli jesteś złośliwy z powodu zazdrości, wykorzystają ją, aby odciągnąć twoją uwagę. Jeśli łatwo wpadasz w złość, twoja wściekłość pomoże wciągnąć cię w proces autodestrukcji. Dokładnie i gruntownie przebadaj swoje wnętrze tak, jak byś prześwietlał wroga. Może zabrzmi to jak banał, ale w gruncie rzeczy, niewykluczone, że sam zaczniesz kopać pod sobą dołki, że staniesz się wrogiem we własnej sprawie, znacznie gorszym niż armia zebrana przez twego oponenta, bez względu na jej liczebność.

Paradoksalnie, rozpoznając własne ograniczenia, możemy jednocześnie stać się biegli w dostrzeganiu słabych punktów u innych. Jeśli nie jesteśmy zaślepieni przez własne uprzedzenia, to uprzedzenia przeciwnika stają się lepiej widoczne.
Nie dawaj wiary drobnym autorytetom

Niewykluczone, że wynika to z naszej plemiennej natury, ale zdaje się, że wiele osób przejawia niezaspokojone pragnienie hierarchii i przywództwa – nawet jeśli owo przywództwo oparte jest na kłamstwie. Najlepszą ochroną przed demoralizacją jest wejście w rolę własnego przywódcy, zamiast wyczekiwanie cudownie nieskazitelnego nadzorcy (czy też utalentowanego oszusta), który wskaże ci drogę. Licząc na to, że inni zdecydują za ciebie, ryzykujesz całkowitą utratę prawa wyboru.

Drobna władza to władza powstała raczej w oparciu o fałszywy pretekst niż zasłużony szacunek i uznanie. Żaden człowiek, bez względu na posiadany tytuł, nie stoi ponad prawdą i z pewnością nie jest więcej wart niż ty. Podobnie jak tytuł, również mundur jest symbolem autorytetu, wzorca; ale już jego właściciel może być daleki od ideału. Nie zważaj na mundur. Skup się na człowieku, który go nosi, i zadaj sobie pytanie, czy postępuje on zgodnie z zasadą „mundur zobowiązuje”, czy też nie.

Jeśli ktokolwiek chce decydować za ciebie, którą drogą masz pójść, poddaj go możliwie najbardziej rygorystycznym próbom. Niech dowiedzie, że działa w twoim najlepszym interesie oraz że jest wystarczająco mądry i rozważny, aby decydować o twojej przyszłości.
Pojmij potęgę symboli i mitów

Aby wpłynąć na zbiorową podświadomość, oligarchowie wykorzystują sztukę teatralną i wielkie gale. Wiedzą, że ludzki umysł ciąży w kierunku rytuałów, które zaspakajają naszą wewnętrzną potrzebę odwoływania się do mitu i symbolu. Psycholog Carl Jung te wrodzone, symboliczne, nieświadomie zachodzące w naszej psychice procesy określił mianem „archetypów”. Są one obecne w sztuce, w marzeniach sennych, w życiu duchowym każdej społeczności, bez względu na czas, miejsce, religię czy kulturę. Posiadając wiedzę na temat tych uniwersalnych symboli oraz uzmysławiając sobie, jakie emocje w nas wzbudzają, można uchronić się przed ich oddziaływaniem.

Nie każde niewiarygodne, zaskakujące wydarzenie w historii miało spontaniczny charakter. Niektóre z nich zostały zaaranżowane, jako sposób na odwołanie się do wybranej części zbiorowej podświadomości narodu. Działania „pod fałszywą flagą”, bo o nich mowa, bardzo często nawiązują do wybranego, cenionego w danej kulturze symbolu. Stworzenie lub zniszczenie owej symbolicznej opoki – reprezentowanej przez cenioną postać, jakiś społeczny mechanizm lub wymarzoną wizję przyszłości, wywiera trwałe, głęboko zakorzeniające się wrażenie na tysiącach, jeśli nie milionach, ludzi. To niecodziennie zjawisko lub wydarzenie wciąga ich emocjonalnie – ogarnia ich szaleństwo, przerażenie, wściekłość – bez krzty świadomości, dlaczego tak reagują. Aby móc doprowadzić do stanu równowagi swoje rozbite wnętrze, zostają wmanewrowani w zgubne, katastrofalne w skutkach czyny. Decydują się na udział w wojnie, dobrowolnie oddają się do niewoli lub wybierają śmierć – a wszystko to w zamian za obietnicę ochrony przed urzeczywistnieniem się lub zniknięciem mitu.

Sekret polega na tym, aby więcej czasu poświęcać na intensywne badanie własnej psychiki niż na fantazjowanie. Odkrywając nasz wewnętrzny mit, a w konsekwencji, indywidualizm, stajemy się nieczuli na oddziaływanie akcji pod fałszywą flagą. Utrzymamy w ryzach swoje emocje, pozbędziemy się uprzedzeń, a obawy przestaną mieć znaczenie. Zniknie potrzeba nadmiernego przywiązywania się do wyobrażeń, do mało realnych, powierzchownych oczekiwań, czy do zbiorowości. Spektakle teatralne na rzecz walki o twój umysł stracą moc – od tej chwili sami będziemy decydować o swoim przeznaczeniu.
Nigdy nie zapominaj o własnym indywidualizmie

Zwolennicy materializmu konsekwentnie twierdzą, że istoty ludzkie to nic więcej niż puste naczynia; pojawiają się na świecie niczym „czyste tablice”, zapisywane dzięki oddziaływaniu środowiska, lub niczym biologiczne maszyny, wyposażone w podstawowe zwierzęce instynkty, które „błędnie bierzemy za dusze”. Jak już wspomniałem powyżej, wyniki badań Carla Junga dotyczące wrodzonych, nieświadomych archetypów, dowodzą, że tak naprawdę NIE jesteśmy li tylko pustymi naczyniami, jak utrzymują materialiści. Każdy z nas rodzi się ze wspólnymi dla wszystkich właściwościami, takimi jak sumienie i intuicja, ale również z cechami, które odróżniają nas od siebie nawzajem, czyniąc nas unikatowymi, jedynymi w swoimi rodzaju. Przychodzimy na świat z wiedzą o dwóch przeciwstawnych siłach: dobru i złu. Dzięki świadomości istnienia tego dualizmu, posiadamy moc wyboru – kierujemy się sumieniem lub je ignorujemy.

Zwolennicy materializmu hołdują poglądowi o “czystej karcie”, gdyż chcą, abyśmy uwierzyli, że nie posiadamy żadnych wrodzonych cech, a zatem również sumienia. Pragną, abyśmy ignorowali podszepty intuicji i zostali wyznawcami moralnego relatywizmu. Jeśli każdy człowiek jest jak wydmuszka, to w takim razie nie istnieje dobro i zło, a zatem nie ma czegoś takiego, jak „przestępcze” działania elit. Jeśli każdy człowiek wierzy, że jest wyłącznie produktem wpływu otoczenia, to łatwo go przekonać do porzucenia własnej woli i zdania się na tych, którzy rzekomo lepiej potrafią zapanować nad rzeczywistością. Jeśli głęboko wierzy w to, że nie posiada zdolności samostanowienia, to jest gotowy uznać, że pełni tylko rolę robota, oczekującego na zaprogramowanie przez zewnętrzne siły.

Krańcowym marzeniem wyznawców materializmu jest wcielenie się w rolę “wielkich wytwórców i serwisantów” mas. Marzą o tym, aby decydować za nas w kwestii tego, co jemy, w co się ubieramy, czego się uczymy; chcą narzucać nam swój własny sposób myślenia. Widzą się w roli malarzy, a nas w roli płótna. Tylko wtedy, w ich mniemaniu, społeczeństwo sięgnie „ideału”.

Jeśli człowiek zatraci poczucie własnej indywidualności i przyklaśnie koncepcji czystej karty, to w walce o umysły jest na z góry straconej pozycji, prawdopodobnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

Komentarz SOTT: Większość z tego, o czym pisze autor artykułu w powyższym akapicie, jest prawdą. Jednakże nie bierze on pod uwagę faktu, że większość ludzi rodzi się – wskutek uwarunkowania genetycznego – jako autorytarianie, bezkrytycznie akceptujący decyzje władz. Zgodnie z tym, co mówił Gurdżijew, ludzie posiadają tylko „potencjał duszy”, który należy doskonalić poprzez ciężką Pracę. Przy czym nie każdy jest w stanie ją wykonać. Większość istnień ludzkich to urodzone roboty, posłusznie podążające za reprezentującymi je władzami. A zatem, to co ma znaczenie, to natura władz. Każdy, kto pomija ten aspekt, ma znacznie zubożony ogląd rzeczywistości.

W wątku: „Power: A radical View”

Umysł ponad materią

Pobicie przeciwnika lub zabicie go z broni palnej zdaje się być w zasięgu naszych możliwości. Stawienie czoła kłamstwu lub idei, która chce zniszczyć nasz wewnętrzny opór, jest tymczasem kwestią o niewiarygodnej złożoności. Jeśli oponent usiłuje nami manipulować, to daje nam sygnał, że nie jest w stanie ujarzmić nas wyłącznie dzięki sile fizycznej. Fakt, że przez tyle lat rząd i stojące za nim struktury władzy z tak wielką desperacją uciekają się do prób manipulowania społeczeństwem, pokazuje, że doskonale zdają sobie sprawę z tego, że nie są w stanie narzucić narodowi scentralizowanej władzy i znieść imperatywu wolnościowego, ot tak po prostu, przy wykorzystaniu przewagi militarnej. Żadna broń, bez względu na jej siłę, nie pozwoli im zdobyć tego, co chcą. W związku z tym, konsekwentnie chwytają się manipulacyjnych sztuczek, licząc na to, że tym sposobem stłamszą naszą determinację i osłabią wolę walki.

Jeśli chcemy odnieść zwycięstwo, musimy stać się odporni na gierki systemu. Musimy oddalić je od siebie, całkowicie się od nich odseparować. Musimy porzucić wszelkie niepotrzebne obawy i wątpliwości, wyzbyć się nienawiści i robić to, co do nas należy. Musimy stać się głusi na retorykę porażki i nihilizmu. Musimy z podniesioną głową wyjść spoza zasłony niepewności, pamiętając, że wszyscy wielcy żyjący przed nami toczyli swoje boje pomimo świadomości „nieuchronnej śmierci”.

Jeśli nie potrafimy zapanować nad naszym własnym wewnętrznym światem, to jesteśmy z góry skazani na porażkę w każdym innym angażującym nas konflikcie. Bez nieskazitelnej, niewzruszonej woli, nie da się zatriumfować i zaznać spokoju.
zoskicyc
Posty: 9827
Rejestracja: ndz sty 29, 2012 1:22 pm

Re: Kto przewodniczy polskiej partii wojny?

Post autor: zoskicyc »

Jeśli nie potrafimy zapanować nad naszym własnym wewnętrznym światem, to jesteśmy z góry skazani na porażkę w każdym innym angażującym nas konflikcie. Bez nieskazitelnej, niewzruszonej woli, nie da się zatriumfować i zaznać spokoju.
---------------------------------------------------------
tak
WEWNETRZNYM SWIATEM
tak!
bo tylko on wyraza myslenie!

ale kto to potrafi?
w dobie merkantylizmu?

motloch zezwierzecal bo
nie posiada wewnetrznego
swiata - zostal mu wyjety

wole koty
przynajmniej sa szczere
w swym egoizmie

CYC

ten text jest genialny
oddaje sedno rzeczy
ze filozoficzny
to dobrze

dlatego
nie potrafie malowac kwiatkow
tylko maszkary ktore nieliczni
doceniaja

decartes powie
jestem - bo mysle
ale kto to przyjmie za prawde?
moze jakis florajd?
godzilla
Posty: 14045
Rejestracja: sob paź 17, 2009 8:49 pm

Re: Kto przewodniczy polskiej partii wojny?

Post autor: godzilla »

Dlatego sie urwy boja dawac Polakom pozwolenia na bron...
Malina
Posty: 830
Rejestracja: sob paź 17, 2009 10:24 pm

Re: Kto przewodniczy polskiej partii wojny?

Post autor: Malina »

Niedawno Prezydent USA zażądał ok. 400 miliardów dolarów na tzw. cele „obronne", czyli wojenne. Jest to 45 miliardów dolarów więcej niż aktualny amerykański budżet wojskowy. Jak zawrotna jest ta ilość pieniędzy niech świadczy fakt, że Pentagon wydaje prawie połowę (45%) sumy, którą na zbrojenia wydaje cały świat. Łączny budżet dziesięciu następnych po USA potęg ekonomicznych i militarnych świata to zaledwie 310 miliardów dolarów. Rosja, na przykład, wydaje ok. 60 miliardów, a Chiny tylko 40.

Te dane wskazują na oczywisty cel administracji USA: kontrola militarno-ekonomiczna całego świata. Jak powiedział niedawno w Parlamencie brytyjskim słynny angielski poeta, działacz polityczny, dramaturg i reżyser Harold Pinter: „Bush i jego klika szykują się po prostu do tego, aby kontrolować cały świat i jego bogactwa naturalne. I mają gdzieś to ilu trzeba będzie zamordować ludzi, aby ten cel osiągnąć."

Przed atakiem na World Trade Center i Pentagon we wrześniu 2001, USA miały bazy wojskowe w 56 krajach świata. Teraz mają je już w 63. Wojska amerykańskie stacjonują obecnie w 156 krajach (w tym w Polsce, oczywiście). Tylko 46 krajom — takim jak Mongolia, Libia, czy Korea Północna — udało się zachować suwerenność przed militaryzmem amerykańskim. [ 1 ]

Około ćwierć miliona żołnierzy amerykańskich przebywa na stałe poza granicami USA. W razie potrzeby, Pentagon jest w stanie przerzucić w szybkim czasie 2 lub 3 razy więcej żołnierzy w jakikolwiek rejon kolejnej interwencji militarnej. Dla przykładu: w wojnie przeciwko Irakowi w 1991 r. brało udział prawie 700.000 żołnierzy amerykańskich.

Na szyi świata powoli zaciska się militarna pętla mocarstwa amerykańskiego, najpotężniejszej machiny wojennej w historii świata.

Już od początku swego istnienia USA prowadziły bezpardonową politykę imperialistyczną, najpierw wobec Indian amerykańskich a później Meksyku, Hawajów i krajów Ameryki Łacińskiej i innych. Od czasu II Wojny Światowej amerykański imperializm stał się szczególnie okrutny w związku z zastosowaniem nowych środków masowego rażenia takich jak bomba atomowa, jak i nowoczesnych bombowców dalekiego zasięgu B-52, myśliwców F-16, helikopterów Apache, a ostatnio, pocisków i rakiet zaopatrzonych w głowice z uranem-238, super twardym, radioaktywnym metalem o olbrzymiej sile przebicia.

USA są jedynym krajem, który użył broni atomowej w atakach na ludność cywilną: w Hiroszymie i Nagasaki, gdzie zginęło w ułamku sekundy łącznie ok. 150.000 ludzi. W Kosowie i Iraku, USA ponownie użyły broni radioaktywnej, uranu-238, z tragicznymi dla ludności cywilnej skutkami, szczególnie w południowym Iraku gdzie setki dzieci, kobiet i mężczyzn zmarło i umiera na raka i inne choroby spowodowane przez kontakt z pyłem uranowym. (W szpitalu Basra, w roku 1989 urodziło się z wadami wrodzonymi tylko 11 dzieci; w 2001 — 116. W tym samym czasie liczba zachorowań na raka wzrosła z 34 do 603. [ 2 ]

Używając broni radioaktywnej lub grożąc jej użyciem (jak np. w Chinach w 1958 lub na Kubie w 1962), Stany Zjednoczone nie liczą się czasami w ogóle z prawem i opinią międzynarodową.

Podobnie wygląda sprawa użycia przez USA innego środka masowego rażenia jakim jest broń chemiczna. W Wietnamie, Amerykanie masowo spryskiwali dżunglę wietnamską niezwykle toksycznymi substancjami w absurdalnym, maniakalnym zamiarze zniszczenia lasów gdzie ukrywali się żołnierze Wietkongu jak i również w celu zniszczenia pól uprawnych ludności podejrzanej o wspieranie Wietkongu. Do tej ludobójczo-kryminalnej akcji, USA użyły między innymi ok. 40 milionów litrów tzw. Agent Orange, który zawiera dioksynę, jedną z najbardziej trujących substancji jakie kiedykolwiek wynaleziono. USA nie liczyły się z tragicznymi konsekwencjami nie tylko dla środowiska i ludności cywilnej (z której ok. miliona zostało zakażonych), ale również dla żołnierzy amerykańskich, z których wielu, ok. 100.000, następnie ubiegało się od odszkodowania ze względu na choroby i inwalidztwo spowodowane kontaktem z Agent Orange.

Trudno jest dokładnie nawet ustalić ile razy i gdzie USA interweniowały militarnie. Oblicza się jednak, że w krótkim czasie swego istnienia jako niepodległe państwo od 1776, USA przeprowadziły ok. 400 akcji militarnych i ok. 6000 ukrytych interwencji w ponad 100 krajach. [ 3 ] Tylko od czasu II Wojny Światowej, USA zbombardowały aż 19 krajów, w tym tak małe i biedne jak Guatemala i Grenada, nie mówiąc o zmasakrowaniu Wietnamu, Iraku, czy ostatnio Afganistanu. Według wielu przedstawicieli rządu amerykańskiego, takie interwencje mają jednak „sens". („Sądzimy, że cena jest warta tego", jak powiedziała kiedyś Sekretarz Stanu Madeleine Albright, zapytana w 1996 przez redaktorkę amerykańskiej stacji CBS co sądzi o sankcjach ekonomicznych USA wobec Iraku, w wyniku których zmarło ok. pół miliona dzieci irackich.)

Nikt też nie wie — i chyba nigdy nie będzie dokładnie wiedział — ile milionów ludzi straciło życie w wyniku zbrojnych interwencji USA. W Kambodży, gdzie w latach 1969-1973 lotnictwo amerykańskie zrzuciło na ten biedny kraj ponad pół miliona ton bomb, zginęło prawdopodobnie ok. 600.000 ludzi. W Laosie, ok. pół miliona. Na Filipinach, ponad ćwierć miliona. W wojnie koreańskiej ponad milion. W Wietnamie, dotychczas największym horrorze "made in USA", Amerykanie zabili prawdopodobnie ponad 2 miliony Wietnamczyków, z tego ok. jeden miliona cywili.

W tym okrutnym szaleństwie dominacji i kontroli świata, USA są gotowe narazić na ogromne straty swoich własnych obywateli. W bezsensownej wojnie w Wietnamie, zginęło prawie 60.000 żołnierzy amerykańskich. W podobno „spektakularnie zwycięskiej" wojnie z Irakiem, którą zachwycały się media amerykańskie i inne, zginęło łącznie z różnych przyczyn „tylko" 760 Amerykanów, przy czym straty irackie sięgały prawdopodobnie ponad 200.000 żołnierzy i cywili. Ale nie mówi się o tym , że na skutek między innymi zetknięcia z radioaktywnym pyłem uranowym, dotychczas zmarło już ok. 8000 amerykańskich weteranów wojny „Desert Storm" i aż 200.000 ubiega się o odszkodowanie z powodu inwalidztwa. [ 4 ]

W swej książce „Derailing Democracy" (dosł. „Wykolejając demokrację"), David McGowan pisze: „Od Drugiej Wojny Światowej, akcje militarne Ameryki w takiej czy innej formie spowodowały więcej śmierci i zniszczenia na całym świecie niż podobne akcje jakichkolwiek innych krajów." Jeden z najbardziej cenionych na świecie mężów stanu, Nelson Mandela, potępił politykę zagraniczną USA nazywając ją „zagrożeniem dla pokoju na świecie."

Nie bój się przeciętnych Amerykanów czy Irakijczyków, którzy jak Ty kochają dzieci i próbują związać koniec z końcem i w miarę dobrze żyć. Ale bój się Prezydenta George’a Busha, Sekretarza Obrony Donalda Rumsfelda, jego zastępcy Paula Wolfowitza, Doradczyni Prezydenta do Spraw Bezpieczeństwa, Condoleezzy Rice, Dicka Cheney, wiceprezydenta USA, i innych nieubłaganych jastrzębi wojny w Białym Domu.

Bój się CIA i Pentagonu i Białego Domu, które teraz są o krok od rozpoczęcia kolejnej wojny przeciwko Irakowi. Celem tej interwencji USA jest nie tylko ropa naftowa, której na swoje nieszczęście Irak ma olbrzymie złoża, mniejsze tylko od Arabii Saudyjskiej, ropy, której imperium amerykańskie potrzebuje coraz więcej za wszelką cenę. Celem tej nowej interwencji jest uzyskanie większych wpływów na Bliskim Wschodzie, czyli rozciągnięcie kontroli militarno-ekonomicznej mocarstwa Amerykańskiego.


Kaz Dziamka, redaktor The American Rationalist, USA
Malina
Posty: 830
Rejestracja: sob paź 17, 2009 10:24 pm

Re: Kto przewodniczy polskiej partii wojny?

Post autor: Malina »

Izraelska kontrola nad Stanami Zjednoczonymi
James Petras
Sieć Voltaire | Nowy Jork (Stany Zjednoczone) | 14 listopada 2013
http://www.voltairenet.org/article181034.html
ODPOWIEDZ