Nie patrz w górę

Widziałeś ostatnio ciekawy film albo byłeś na koncercie? Podziel się wrażeniami.
sprawiedliwy
Posty: 2627
Rejestracja: sob wrz 20, 2014 4:05 am
Lokalizacja: stary kontynent

Nie patrz w górę

Post autor: sprawiedliwy »

Hej, zagrajmy w kometkę! Wokół filmu „Nie patrz w górę” w reżyserii Adama McKaya
Paweł Majewski "KULTURA LIBERALNA"


Budzący kontrowersje film McKaya to gorzka satyra na temat świata, w którym (pseudo)nauka oraz kultura masowa mieszają się każdego dnia w mediach społecznościowych.
Kursował kiedyś żarcik o Paris Hilton: że cieszyła się, kiedy ktoś jej powiedział, że w Europie jest miasto nazwane jej imieniem. Nie wiadomo, czy Ariana Grande była zadowolona z powodu tego, że jej imię nosi rakieta, która właśnie wyniosła w przestrzeń kosmiczną teleskop Webba (powiedzmy, prawie dokładnie jej imię, ponieważ rakieta nazywa się Ariane). Wiadomo natomiast na pewno, że ta popularna wokalistka wystąpiła w autoironicznej roli w filmie Adama McKaya „Nie patrz w górę”.

Film pozornie powiela stary, zajeżdżony schemat kina apokaliptycznego i to zarzucili mu mniej spostrzegawczy krytycy, ale w istocie mocno się różni choćby od wagnerowsko-patetycznych obrazów Rolanda Emmericha, epatujących głównie panoramicznymi ujęciami destrukcji. Różni się też od ogólnego schematu fabularnego takich filmów, gdzie na pierwszy plan wysuwa się osobę lub grupę osób, które od momentu stwierdzenia zagrożenia usiłują, skutecznie lub nie, uratować naszą planetę i ludzkość. Od samej wizji zagłady Ziemi ważniejsze są bowiem w jego fabule reakcje ludzi na wiadomość o jej nadchodzeniu. A te reakcje są w filmie McKaya niepoważne.

Od samej wizji zagłady Ziemi ważniejsze są w jego fabule reakcje ludzi na wiadomość o jej nadchodzeniu. A te reakcje są w filmie McKaya niepoważne.

Paweł Majewski
Gwiazdorzy i kometa
Reżyser, który dał się poznać między innymi gorzką satyrą na Dicka Cheneya (o dwuznacznym tytule „Vice”), nakręcił film o katastrofie kosmicznej (pod którą możemy sobie podstawić dowolną inną spośród tych, które nam obecnie zagrażają) utrzymany w konwencji bliskiej „Miasteczku South Park”, a zarazem do złudzenia przypominający dokudramę. To stylistyka symptomatyczna dla czasów, w których nauka i kultura masowa mieszają się każdego dnia w mediach społecznościowych. Rzecz zaczyna się w istocie przewidywalnie – młoda badaczka przypadkiem odkrywa na zdjęciach teleskopowych ciało niebieskie o nietypowej trajektorii. Jej promotor oblicza, że obiekt jest na kursie kolizyjnym z Ziemią. Oboje alarmują władze i środki przekazu. Ale dalsza część akcji odbiega od dotychczasowych schematów.

Główną rolę męską obsadził tu Leonardo DiCaprio, przed ćwierćwieczem bożyszcze nastolatek na pięciu kontynentach, który gra podtatusiałego, znerwicowanego uczonego z mizernym dorobkiem, zatrudnionego na prowincjonalnym uniwersytecie. Laureatka Oscara za rolę w „Poradniku pozytywnego myślenia” i gwiazda „Igrzysk śmierci”, Jennifer Lawrence, jest labilną emocjonalnie doktorantką znoszącą niewybredne docinki na temat swojego wyglądu. Sławny aktor charakterystyczny Ron Perlman odgrywa brawurowego „mocnego człowieka” w mundurze. Meryl Streep bawi się, tworząc żeńską wersję Donalda Trumpa, a wybitny odtwórca ról szekspirowskich Mark Rylance – tworząc parodię Marka Zuckerberga i innych demiurgów IT. Dorzućmy jeszcze Kate Blanchett jako osobowość telewizyjną i Timothée Chalameta, którego bujne loki mają tym razem postać tłustych strąków sterczących spod bejsbolówki.

Ta nieprzeciętnie gwiazdorska obsada posłużyła w filmie nie tylko do przyciągnięcia widzów, ale również do podkreślenia wagi jego treści. Kometa – a to ona zagraża Ziemi w filmie, o którym mowa – jest bardzo starym tematem ludzkiej kultury. Od zarania dziejów pojawianie się na niebie „gwiazd z warkoczem” wzbudzało w ludziach silny niepokój. Wystarczy wspomnieć choćby to, że drugą chronologicznie powieścią Tove Jansson o Muminkach była „Kometa nad Doliną Muminków”, opublikowana po raz pierwszy w 1946 roku i uznana przez krytykę za wyraz grozy, jaką wzbudziła druga wojna światowa. W każdym razie McKay, wybierając kometę, dopisał się do długiego szeregu twórców (inaczej niż wielu innych reżyserów kina apokaliptycznego, obierających za czynnik zagłady asteroidy lub planetoidy, czyli obiekty należące do zupełnie innych gatunków kosmicznej menażerii). Najistotniejszym problemem poruszonym w jego filmie nie jest jednak kometa jako taka, lecz działanie mediów społecznościowych.



Pseudouczeni w natarciu
Dziś już mało kto nie dostrzega, że social media są rajem dla wszelkiej maści frustratów, pieniaczy i paliwodów, a także dla cynicznych manipulatorów i ludzi niemających oleju w głowie. Można by było powstrzymać od publicznego afiszowania się kilku, kilkunastu czy nawet kilkuset takich krzykaczy – ale nie miliony. Instytucje rządowe nie mają tu wielu instrumentów działania (poza tym wszelkie próby ogólnych prawnych regulacji treści komunikacji elektronicznej są w naszym kręgu kulturowym natychmiast utrącane na mocy argumentu „z cenzury prewencyjnej”), a gigantom korporacyjnym nie zależy na tłumieniu negatywnych emocji użytkowników, ponieważ dają się one monetyzować o wiele lepiej niż emocje pozytywne. Tak w trzech zdaniach można ująć jeden z największych problemów współczesnej kultury. José Ortega y Gasset zapewne uśmiecha się sardonicznie, przyglądając się nam z innego wymiaru: dynamika przekazów kulturowych w obecnej fazie dziejów naszej cywilizacji jest bowiem doskonałą realizacją jego koncepcji buntu mas.

Ludzie kwestionujący ustalenia oficjalnych instytucji wiedzy i niemający do tego żadnych podstaw oprócz osobistych przeświadczeń, nastawień i emocji istnieli zawsze. Kto ciekawy, może poczytać o nich sporo na przykład w świetnej książce Martina Gardnera „Pseudonauka i pseudouczeni”, wydanej w USA w 1952 roku, a w 1966 przełożonej na polski z wyjątkiem rozdziału o Łysence. Można się z niej dowiedzieć na przykład o wyznawcach poglądu, według którego Ziemia jest kulą, ale pustą w środku, a my żyjemy na jej wewnętrznej powierzchni, czyli gdy spoglądamy w górę, patrzymy w kierunku środka Ziemi, natomiast Słońce, Księżyc, planety i gwiazdy itp. – to jedynie złudzenia optyczne. Jednak aż do ostatnich czasów ludzie z takimi nastawieniami trzymali się zazwyczaj na uboczu, wiedzieli bowiem, że ich poglądy i afekty narażają ich na ośmieszenie, jeśli pojawiają się w głównych nurtach komunikacji kulturowej. Dziś nie tylko nie wstydzą się swoich nastawień, ale obnoszą się z nimi, przechwalają i nachalnie nakłaniają innych do ich przyjęcia, odrzucając zarazem, i to coraz bardziej agresywnie, przekazy płynące z głównego nurtu. Ten uboczny skutek emancypacji, pod znakiem której przebiegła historia kultury zachodniej drugiej połowy XX wieku, zbiegł się nader nieszczęśliwie w czasie z gwałtownym rozwojem metod przekazywania informacji na skalę, jakiej ludzki świat dotąd nie widział. Właśnie tego dotyczy wsad intelektualny filmu „Nie patrz w górę”.

Od zadufanych kapłanów rezydujących w świątyniach nauki i objawiających swoje wyrocznie profanom pochylonym w niemym szacunku – do sfrustrowanych gości telewizji śniadaniowej, dopraszających się, aby ktokolwiek zechciał słuchać ze zrozumieniem ich słów dłużej niż przez pół minuty. Tak wygląda droga ról publicznych, którą przebyli naukowcy w ciągu kilku ostatnich dekad.

Paweł Majewski
Grzechy nauki
Sytuacji, w której mamy obecnie nieprzyjemność się znajdować, nie są jednak winne jedynie zidiociałe maszynki do mielenia słów i obrazów, jakimi w ciągu ostatniej dekady stały się media cyfrowe napędzane chciwością ich kreatorów i uwolnionymi spod kontroli rozumu emocjami użytkowników. Wina leży po wszystkich stronach. Pycha, arogancja, niezdolność do przyznania się do błędu, przeświadczenie o własnej doskonałości – oto główne grzechy nowoczesnej nauki i nowoczesnych uczonych. Nie wszystkich, rzecz jasna – bo najlepsi z nich zawsze mieli świadomość własnych ograniczeń i właśnie dzięki niej, między innymi, mogli być najlepsi. Grzechy te dotyczą jednak, niestety, wielu spośród tych, którzy przyczyniali się do wytwarzania obrazu własnej działalności w oczach „zwykłych ludzi”. Mści się dziś na nas to poczucie bycia najmądrzejszymi i traktowanie z góry całej reszty społeczeństwa, mszczą się tony pseudointelektualnej gadaniny drukowanej na zbyt cierpliwym papierze, mści się wreszcie perfekcyjne wyobcowanie zeszłowiecznej humanistyki ze świata realnego życia i doświadczenia ludzkiego.

Od zadufanych kapłanów rezydujących w świątyniach nauki i objawiających swoje wyrocznie profanom pochylonym w niemym szacunku – do sfrustrowanych gości telewizji śniadaniowej, dopraszających się, aby ktokolwiek zechciał słuchać ze zrozumieniem ich słów dłużej niż przez pół minuty. Tak wygląda droga ról publicznych, którą przebyli naukowcy w ciągu kilku ostatnich dekad. Oglądamy dziś silne dowody nieskuteczności projektu oświeceniowego, którego początek obwieszczali ćwierć tysiąclecia temu Kant i encyklopedyści. Ziarno wydało plon o wiele skromniejszy niż ten, jakiego spodziewali się siewcy. Okazało się również po raz kolejny, że niszczenie jest łatwiejsze niż budowanie.

A więc zostaje nam sardoniczny śmiech. Zaś na koniec tych marginalnych uwag dodajmy, że astronomowie donieśli ostatnio, iż asteroida 16 Psyche składa się prawdopodobnie z żelaza o wartości wielu bilionów dolarów. Smak tego odkrycia docenią widzowie „Don’t look up”. NASA planuje już misję zwiadowczą.



Film:

„Nie patrz w górę” [Don’t look up], reż. Adam McKay, 2021.
sprawiedliwy
Posty: 2627
Rejestracja: sob wrz 20, 2014 4:05 am
Lokalizacja: stary kontynent

Re: Nie patrz w górę

Post autor: sprawiedliwy »

Pomorzaku dedykuję Tobie tę recenzję i film gorąco polecam.
godzilla
Posty: 14045
Rejestracja: sob paź 17, 2009 8:49 pm

Re: Nie patrz w górę

Post autor: godzilla »

film ogladalem i widze go calkiem odwrotnie niz to sie usiluje tu sprzedac...
to nie frustraci tylko ludzie inteligentni dostrzegli niepokojace sprawy zwiazane z rzekoma plandemia covid 19...

ja sam w styczniu czy lutym 2020 roku poszedlem na prelekcje informacyjna w naszym szpitalu, ktory ma powiazania z najlepszymi naukowcami w tym kraju...

juz tam w trakce sluchania i ogladania tego co profesorowie mowia na temat tego strasznego zagrozenia, cos mi sie w glowie uruchomilo...

oni pokazywali tego wirusa jako najwieksze zagrozenie w historii, wtedy przenoszonego przez dotkniecie powierzchni, teraz droga kropelkowa i telepatycznie, a jednoczesnie pokazali tez sprzet ochronny gdzie czlowiek byl zabezpieczony w calosci poza... no wlasnie... poza twarza, kostkami u nog i nadgarstkami... w majacej zostac zainstalowanej niebawem stacji badania pacjentow byly śluzy, cuda techniki i... mozliwosc kontaktu pacjentow zarazonych z pacjentami o nieznanym statusie, bo mieli wchodzic i wychodzic przez jedne drzwi... poza tym w srodeczku mialo byc jak w zegarku szwajcarskim, ruch w jedna strone, śluzy, odkazania itp. a przy wyjsciu chory pacjent mogl zarazac tego co byl niewiadomego statusu...

poza tym oddzialy covidowe tez mialy byc cudownie zabezpieczone ale okna mialy byc normalne i pare innych rzeczy, z ktorych sie smialem znajac temat zabezpieczen laboratoriow o wysokim stopniu zagrozenia wirusami...

odebralem to jako cos totalnie s3.14erdolonego juz w fazie planowania i troche sie martwilem o losy ludzkosci.... no bo wicie rozumicie, Szwajcaria, jeden szpital w Zurychu, drugi w Genewie, wyniki badania/testowania mialy byc gotowe juz po paru dniach i ten tego...

a potem zaczal sie cyrk... w telewizji wieczorem SRF pokazala jak to do Zurychu przywoza pacjenta, wywoza go na lozku z samolotu transportowego, lekarze w kombinezonach kosmicznych czy inni astronauci mu pomagaja, cos tam przy nim grzebia, poprawiaja kroplowke itp... no, qrwa, se pomyslalem... powazna sprawa... a tu nagle ujecie z drugiej kamery i pokazuja tego kamerzyste, ktory to filmowal przed chwila... a ten chociaz sie opieral o lozko chorego, byl ubrany bez przesady... w dzinsy, sweterek i kurtke... nawet czapki na glowie nie mial...

minal jakis czas i zaczely sie dziac cuda... wszedzie ludzie padaja jak muchy a u nas spokoj, cisza... zaczeli publikowac liczby chorych na te chorobe, ktorzy leza u nas na intensywnej... nic sie nie dzialo, raz bylo ich mniej, raz wiecej ale caly czas w normie...

najgorszy moment byl w grudniu 2020 kiedy na intensywnej bylo 38 pacjentow... potem juz ich liczba spadala az doszla do pieciu... a w tym akurat momencie media szalaly! jezus maryja chowajta sie ludzie bo zaraza idzie!!!!!!!

a u nas spokoj, cisza...

dnia 2 czy 3 grudnia 2021 najwieksza szczekaczka w Szwajcarii nalezaca do Axel Springer AG, czyli Blick stwierdzil ze u nas w szpitalu jest 47 lozek na intensywnej zajetych przez covidowcow... sprawdzilem liczby w intranecie i bylo ich 5....

no, sorry... to sa teorie spiskowe oczywiscie...
rozpowszechniane przez frustratow typu godzilla...

czyzby???

gdy zacznie sie wielkie umieranie zaszczepionych to moze przejrzycie na oczy... na razie tylko w usa w wieku produkcyjnym umiera 40% wiecej ludzi niz przed plandemia, ale co nas usa obchodza?

prawda?
godzilla
Posty: 14045
Rejestracja: sob paź 17, 2009 8:49 pm

Re: Nie patrz w górę

Post autor: godzilla »

dla przypomnienia... nasz szpital byl pierwszym z dwoch centrow covidowych w Szwajcarii, gdy ludzie jeszcze nie znali pojec COVID 19 CZY SARS COV 2, i to tutaj dzialy sie te najstraszniejsze rzeczy, te sceny dantejskie, ci ludzie padajacy co sekunde na korytarzach...

ale zaraz, chwileczke... to chyba w innych oddzialach, innych klinkach...
ODPOWIEDZ