Kowalski nie czuje końca kryzysu

Pieniądze szczęścia nie dają. Ale szczęście nie daje pieniędzy...
pipek
Posty: 2814
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:31 pm

Kowalski nie czuje końca kryzysu

Post autor: pipek »

Natknąłem się w Gazecie Finansowej na artykuł który postanowiłem zamieścić tutaj w całości.
Żeby uniknąć efektu "tasiemca" rozbije go na kilka częśći ale nie opuszczę nic a nic.
Bez względu na narzekania potencjalnych malkontentów.
Primo - artykuł jest na tyle ciekawy że warto go przeczytać,
Secundo - mam przykre doświadczenie ze znikaniem podczas dnia materiałów zamieszczanych w nocy.
A to nie ma wogóle,a to link wygasł,a to jest gdzieś indziej i trzeba szukać albo jest ale okrojony.
Nieczęsto,ale się zdarza.

Więc;

tutaj jest link do artykułu;

http://www.gazetafinansowa.pl/index.php ... zysu-.html

a poniżej wspomniany tekst;
pipek
Posty: 2814
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:31 pm

Re: Kowalski nie czuje końca kryzysu I

Post autor: pipek »

Kowalski nie czuje końca kryzysu
Autor Janusz Szewczak
Piątek, 06. 11. 2009 12:15


Według naszych dyżurnych autorytetów ekonomicznych i mediów mamy już koniec kryzysu, a nasza gospodarka będzie tylko rosnąć. Podobno najgorsze mamy już za sobą. Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Dlaczego przeciętny zjadacz chleba nie odczuwa poprawy, a wręcz przeciwnie – zaczyna się bać jutra.
Podobno to już koniec kryzysu. W mediach coraz więcej zapewnień analityków bankowych, zagranicznych banków, które nadal cynicznie spekulują polską walutą o tym, że czeka nas silny wzrost gospodarczy i koniec kłopotów związanych z kryzysem. Licencjonowani ekonomiści popadają w błogi nastrój, menedżerowie spoglądają podobno w przyszłość z coraz większym optymizmem. Niektórzy wieszczą 2 – 3,5-procentowy wzrost PKB w 2010 r. i euro po 3,45 zł. Fakty jakby mniej się liczą. Dziś liczą się rekomendacje takich banków inwestycyjnych, jak Goldman Sachs, Bank of America, które jeszcze nie tak niedawno bezwzględnie żerowały na polskiej walucie i nadal stosują strategię carry trade. Jeszcze nie tak dawno te właśnie banki były przecież odsądzane przez naszych rządzących od czci i wiary. Liczy się spekulacja, manipulacja danymi, kreatywna księgowość, sztuczki budżetowe, zamiatanie długów pod dywan, naginanie rzeczywistości – byle tylko wskaźniki były na plusie. Poważniejsza i pogłębiona analiza danych i wskaźników ustąpiła miejsca PR-owi. Jednak wielu zwykłych zjadaczy chleba z innego zupełnie pułapu obserwuje stale pogarszającą się rzeczywistość gospodarczą i społeczną. Zapewnienia o końcu kryzysu traktują raczej jako ponury żart. Wychodzą z założenia, że u nas cały czas permanentnie trwa kryzys, tylko mamy lepsze i gorsze momenty. Czy zawodzi tylko szklana kula naszych polityków, czy raczej skutecznie wciska się nam przysłowiowy kit o silnych fundamentach naszej gospodarki, naszych przedsiębiorstw i banków, które przecież w dużej części przecież nie są nasze?

Czy to Kowalski się myli?

Według przeprowadzonych przez TNS OBOP w październiku 2009 r. badań,większość ankietowanych Polaków uważa, że sprawy w Polsce zmierzają w złym kierunku, a gospodarka przeżywa kryzys. Zdaniem 62 proc. respondentów sprawy w Polsce idą w złym kierunku, ponad 30 proc. ankietowanych Polaków uważa, że w ciągu trzech najbliższych lat warunki życia pogorszą się. Aż o 9 proc. wzrosła liczba osób oceniających negatywnie sytuację w kraju, 67 proc. ankietowanych uważa, że polska gospodarka przeżywa kryzys, z czego blisko 20 proc. uważa, że jest to kryzys głęboki. Z kolei według badań CBOS Polacy w 86 proc. oczekują nadal od Państwa zapewnienia wysokiego poziomu służby zdrowia, edukacji, zwalczania bezrobocia; 71 proc. Polaków wg badań CBOS chce zróżnicowania stawek podatkowych w zależności od dochodu; 70 proc. uważa, że prywatyzacja powinna być prowadzona powoli. Tymczasem wszystko dzieje się inaczej. Czy to tylko przysłowiowe malkontenctwo Polaków i skłonność do narzekania, czy coś jednak jest na rzeczy? Czy odczucia społeczne aż tak bardzo rozmijają się z oficjalną propagandą? Czy też zwykli zjadacze chleba mają lepszy barometr i lepiej, a przede wszystkim uczciwiej analizują fakty i zdarzenia gospodarcze oraz sytuację finansową kraju oraz własną. Nieprzypadkowo jedna z nielicznych, poważnych, wiarygodnych instytucji analitycznych w Polsce ostrzega, że do końca kryzysu jeszcze daleko. Światowej sławy wywiadownia gospodarcza Dun & Bradstreet w wyniku profesjonalnych badań informuje, że kondycja polskich firm wyraźnie się pogorszyła, że pojawiają się problemy z finansowaniem rozwoju polskiej przedsiębiorczości. Niewątpliwie z kredytami korporacyjnymi będzie coraz gorzej, tym bardziej, że wyniki banków pod koniec roku nie będą dobre. Dun & Bradstreet ostrzega, że istnieje realne zagrożenie wzrostem bezrobocia, rosnącą liczbą upadłości i bankructw oraz że grozi osłabienie konsumpcji i spożycia i trudno się z tym nie zgodzić.

Dziura budżetowa będzie gigantyczna

„Gazeta Finansowa” już od dawna ostrzegała, że dziura budżetowa zarówno na 2009 r. (27 mld zł), jak i ta na przyszły 2010 r. (52 mld zł) są czysto wirtualne i będą znacznie większe niż zapowiedział to MF. W 2010 r. dziura budżetowa może osiągnąć poziom 90-100 mld zł z tym co zostanie zamiecione pod dywan. Tegoroczny plan deficytu budżetowego zrealizowano już w ponad 80 proc., a przed nami jeszcze 2 miesiące intensywnych wydatków. Jest to jeden z najwyższych poziomów zaawansowania wykonania deficytu w ciągu ostatnich lat. Deficyt ten rośnie ostatnio miesięcznie w kwocie od 5-8 mld zł mimo cięcia wydatków i zamiatania części z nich pod dywan. Tym bardziej gwałtownie rośnie, że rząd nie ma już tyle gotówki płynącej z UE, którą by można wymienić na rynku. Gdy idzie o wydatki na obsługę zadłużenia zagranicznego na ten rok, wydano już blisko ponad 100 proc. zaplanowanej w budżecie kwoty, a ciągle przecież dalej pożyczamy i to coraz więcej. Podobnie jest z wydatkami na rzecz FUS. Praktycznie wydano już całe
30,4 mld zł. Nic dziwnego, że ZUS już otworzył sobie linie kredytowe na 5, 5 mld zł, ale najprawdopodobniej i to nie wystarczy. W przyszłym roku 2010 ZUS-owi zabraknie około 55 mld zł, do 2013 roku może brakować 300 mld zł. Planowane na 2010 r. wydatki w budżecie państwa będą więc zdecydowanie za niskie w stosunku zarówno do potrzeb, oczekiwań, jak i przyzwoitych standardów. Możemy więc zakończyć ten obecny rok deficytem rzędu 6,5 – 7 proc. Przypomnijmy, ubiegły rok – 2008 – zakończyliśmy deficytem na poziomie 3,6 proc. Rośnie więc on dość gwałtownie. Przekroczenie kolejnych progów zadłużenia 55-60 proc. jest nieuniknione. Kuleje mocno tegoroczny plan prywatyzacyjny, choć „Gazeta Finansowa” od początku ostrzegała, że jest on nierealistyczny i kompletnie nieprzemyślany i że będzie to wyprzedaż po zaniżonych cenach, a i tak może nie być chętnych na wiele składników majątku narodowego. W sposób mało odpowiedzialny minister finansów, J. Vincent-Rostowski jeszcze niedawno twierdził, że musi mieć 36 mld zł z prywatyzacji, a raczej pospiesznej wyprzedaży majątku narodowego, bo planu awaryjnego nie ma, by uchronić budżet przed katastrofą. Dramatycznie rośnie zadłużenie skarbu państwa, od początku roku wzrosło ono lawinowo o ponad 10 proc., czyli o około 70 mld zł. Wielkość naszego zadłużenia zbliża się do sumy 700 mld zł.
pipek
Posty: 2814
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:31 pm

Re: Kowalski nie czuje końca kryzysu II

Post autor: pipek »

Brakuje pieniędzy na wszystko

Państwo polskie coraz gorzej wywiązuje się ze swych podstawowych obowiązków wobec obywateli w ochronie zdrowia, pomocy społecznej i socjalnej, ochronie prawnej, transporcie publicznym, edukacji, walce z bezrobociem. Drastycznie rosną koszty utrzymania – zapowiedziano właśnie kolejne podwyżki cen energii elektrycznej o dalsze 15-20 proc. w 2010 r. Pod płaszczykiem tańszego prądu dla uboższych, chce się podnieść ceny energii dla wszystkich pozostałych. Czekają nas podwyżki stawek podatków lokalnych, podwyżki akcyzy, cen wywozu śmieci, cen wody, żywności, paliw, kosztów utrzymania mieszkań i różnego rodzaju opłat. W ostatnich dniach Powiatowe Urzędy Pracy zawiadamiają ZUS, że nie będą w stanie opłacać składek ubezpieczeniowych, w tym zdrowotnych za bezrobotnych, bo nie mają pieniędzy. Na koniec roku wielkość tych niezapłaconych składek może wynieść 500 mln zł. MF znowu pomylił się o kilka, a być może nawet o kilkanaście miliardów zł, bo nie doszacował m.in. dziury w przyszłorocznych budżetach samorządów, a to dodatkowo w istotny sposób wpłynie na zwiększanie długu publicznego. Według bowiem MF deficyt samorządów w 2010 r. wyniesie 6 mld złotych. W rzeczywistości w związku z szeroko zakrojonymi inwestycjami infrastrukturalnymi, związanymi z Euro 2012 oraz koniecznością współfinansowania projektów unijnych oraz spadkiem dochodów, deficyt samorządów może równie dobrze wynieść 10, jak i 12 mld zł.

NFZ nie ma za co leczyć

Zbyt niska składka i źle zaplanowany budżet na 2010 r. oznaczają, że zabraknie środków i to w poważnej kwocie zarówno w NFZ, ale też w FUS, ZUS, GDKiA. NFZ już dziś jest w bardzo poważnych kłopotach – służba zdrowia zarówno na Śląsku, jak i w innych regionach kraju, nie otrzymuje należnych pieniędzy za tzw. nadwykonania, czyli za dodatkowo wykonane usługi medyczne. Praktycznie przez ostatnie 2 miesiące roku szpitale nie powinny przyjmować żadnych pacjentów – lepiej więc nie chorować. Regionalne fundusze zdrowia w nowy rok będą wchodzić z kilkuset milionowymi długami, które w 2010 r. jeszcze się pogłębią. Tym razem będą to już miliardy zł, co już powoduje drastyczne ograniczenie przyjęć chorych w końcówce tego roku, jak i z leczenia, i wykonywania tych droższych i bardziej skomplikowanych procedur medycznych. W tym roku większość pacjentów nie ma co liczyć na wizytę u specjalistów – trwają już zapisy na terminy w II połowie 2010 r. Sytuacja w przychodniach szpitali specjalistycznych jest dramatyczna. Życie i zdrowie wielu Polaków może być zagrożone. Gwałtownie rośnie zadłużenie szpitali – to już około 10 mld zł. Szpitale płacą za leki średnio po 6 miesięcy, producentom sprzętu medycznego jeszcze później – nawet po 8 czy 12 miesięcy. Zalegają z opłatami za energię, wodociągi, gaz, wywóz śmieci itd. Utrzymanie płynności finansowej nawet przez dobrze zarządzane szpitale w kontekście braku środków finansowych, zbyt niskiej składki w 2010 r. będzie bardzo trudne. We wrześniu ponad 100 szpitali złożyło pozwy sądowe przeciw NFZ o zapłatę nadwykonań za ostatnie 3 kw. To już blisko kwota 300 mln zł. W tym roku szpitale dostały 26 mld zł, w przyszłym z założenia będzie o co najmniej 2 mld zł mniej, bo obcinane są stawki za operacje, leczenie i procedury medyczne. Finanse są, jak widać, w opłakanym stanie. NFZ zabraknie jeszcze w tym roku 1,5 mld zł. Co będzie w przyszłym? Strach pomyśleć. W 2010 r. polskich pacjentów czeka jeszcze dłuższe oczekiwanie na najtrudniejsze i droższe zabiegi i operacje. Na rozrusznik serca czy na operację serca, kręgosłupa, tomografię czy rezonans magnetyczny trzeba będzie czekać bardzo długo. Do tej pory trzeba było czekać w niektórych ośrodkach od kilku miesięcy do 1, 5 roku. NFZ właśnie chce przerzucić koszty kierowania na specjalistyczne badania, zabiegi czy drogą diagnostykę na lekarzy. Ten perfidny zabieg drastycznie ograniczy liczbę porad, terminy i ich jakość. Wydłużą się jeszcze kolejki, a w wielu wypadkach to odbierze Polakom ich konstytucyjne prawo do leczenia. Polskie szpitale, aby utrzymać się na powierzchni, nie powinny w przyszłym roku ani leczyć, ani tym bardziej operować – zwłaszcza kosztownych i skomplikowanych przypadków. Zniknie wiele poradni specjalistycznych, kolejki będą jeszcze dłuższe, lekarze nie będą chcieli – nie będą mogli, kierować pacjentów na badania. Nawet procedury ratujące życie mogą być zagrożone. Nic więc dziwnego, że Polacy już w tym roku będą musieli zapłacić za usługi w prywatnej służbie zdrowia aż 15 mld zł. W 2010 r. będzie to pewnie jeszcze więcej. Czyli składkę do NFZ i ZUS musimy płacić, ale otrzymywać przyzwoitą emeryturę i leczyć się – tylko możemy, o ile limity finansowe, całkowicie zresztą bezprawne z punktu widzenia konstytucyjnego, na to pozwolą. Wiele szpitali straci w 2010 r. dotychczasowe kontrakty w ogóle. Minister zdrowia Ewa Kopacz, proponuje NFZ-owi, że jeżeli wpływy na ubezpieczenia zdrowotne będą zdecydowanie niższe, to NFZ może wziąć kredyt w banku. Tylko jaki bank mu pożyczy?

W przemyśle wcale nie jest lepiej

Mamy ukryty jeszcze na razie kryzys w polskim przemyśle motoryzacyjnym, przemyśle odzieżowym, transporcie, kolejnictwie, w deweloperce, przemyśle meblarskim czy logistyce. Polacy kupią w tym roku blisko 20 proc. mniej aut niż w 2008 r. Statystyki poprawiały na razie zakupy dokonywane masowo przez naszych sąsiadów Niemców, Słowaków, Litwinów – to blisko 20 proc. nowo sprzedawanych aut. Do października wywieziono około 45 tys. takich samochodów. My natomiast sprowadziliśmy ok. 500 tys. starych używanych samochodów, często 7 – 10-letnich. VAT od sprzedaży aut wywożonych z Polski trafił oczywiście nie do polskiego budżetu. Import nie dał zaś dochodów z VAT-u. Zapowiadają się liczne upadłości i likwidacje w branży deweloperskiej i budowlanej – liczba wniosków o upadłość deweloperów dobrze już przekroczyła 100. Aż 1250 firm upadło albo zostało zlikwidowanych od początku roku. Kłopoty finansowe ma już blisko 75 proc. firm odzieżowych działających w Polsce. Wiele jeszcze działających firm jest na granicy bankructwa. Powodem jest nie tylko totalny import z Chin, ale i spadek konsumpcji, wzrost kosztów działalności, problemy z kredytami. Według Dun & Bradstreet prawie 30 proc. firm odzieżowych znajduje się w bardzo złej kondycji finansowej, w słabej kolejne 40 proc. firm odzieżowych. Coraz bliżej katastrofy są firmy z branży transportowej i logistycznej – z PKP na czele. Od początku 2009 r. upadło 45 firm transportowych. Do końca roku może to dotyczyć jeszcze blisko 400 firm – przewiduje Dun & Bradstreet. Firm, które jeszcze nie zbankrutowały, ale poważnie ograniczyły działalność lub ją zawiesiły, jest co najmniej kilkaset. Duża część firm z branży transportowej zalega z płatnościami. Nie są też w stanie pozyskać nowego finansowania, zwłaszcza kredytów bankowych. Już wkrótce może zbankrutować 1/3 polskich dystrybutorów stali i wyrobów stalowych. Firmy wykańcza kryzys, wzrost kosztów ubezpieczenia, niskie marże i niższe zamówienia. W I poł. tego roku zniknęły z rynku już 32 tego typu firmy.
pipek
Posty: 2814
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:31 pm

Re: Kowalski nie czuje końca kryzysu III

Post autor: pipek »

Nadchodzi kolejna duża fala zwolnień

Czeka nas już wkrótce bankructwo spółki PKP – Przewozy Regionalne. Likwidowane są kolejne połączenia kolejowe – będą więc również zwolnienia na kolei. Aż blisko 550 zakładów pracy zadeklarowało w najbliższym czasie zwolnienia około 40-50 tys. osób, w tym sektorze publicznym nawet 15 tys. osób. Według Urzędów Pracy liczba redukcji etatów jest coraz większa. Od początku roku w wyniku zwolnień grupowych odeszło już blisko 55 tys. osób, a pracodawcy nie chcą przedłużać umów okresowych.

Drogi czy bezdroża

Zabraknie pieniędzy na drogi, mimo że ciężar inwestycji budżet i tak przerzucił już na KFD, który musi sprzedawać obligacje drogowe. Zmieniane są trasy dróg, przygotowuje się projekt opłat nawet dla dróg ekspresowych. Z autostradami na Euro 2012 może być bardzo krucho. Drogi w Polsce płn.-wsch. mają być ukończone ok. 2030 r. Mimo, że w przyszłym roku wybudujemy zaledwie 48 km nowych autostrad, to ograniczono, i to znacznie, pieniądze na remonty i bieżące utrzymanie dróg do kwoty zaledwie 1,3 mld zł – to trzykrotnie mniej, niż wynoszą najpilniejsze potrzeby remontowe – blisko 400 tys. km polskich dróg wymagających natychmiastowego remontu.

Przedsiębiorcom się nie ulży

Że jest źle, najlepiej widać po wycofaniu się rządu z propozycji zmian wpłacania zaliczek podatkowych przez przedsiębiorców. Znów termin z 2010 r. przesunięto o 2 lata. Chodzi o zasadę wpłacania zaliczki za ostatni miesiąc roku lub kwartał roku w podwójnej wysokości. Da to budżetowi zaledwie 2 mld zł, choć może pogrążyć wiele przedsiębiorstw. Całkowitą klapę poniósł pakiet antykryzysowy dla przedsiębiorców – na razie skorzystał z niego jeden przedsiębiorca. Zaciska się więc również pętla zadłużenia. Nie ma szans na uratowanie zaplanowanych na wyrost dochodów budżetowych. Polski dług publiczny rośnie w tempie zastraszającym. W tym roku przekroczymy 50-proc. próg zadłużenia w stosunku do PKB, w przyszłym z pewnością 55-proc. próg. Już wkrótce przekroczymy kwotę 700 mld zł zadłużenia Skarbu Państwa. Czeka nas to, co kraje bałtyckie – zamrożenie płac, cięcia rent i emerytur, zatrzymanie wydatków budżetowych. Mimo wydrenowania spółek SP w tym roku na kwotę blisko 11 mld zł w formie dywidend polskie finanse i tak mogą popłynąć w przyszłym roku. Odwlekamy tylko w czasie słowo klucz „sprawdzam”. Bardzo szybko przybywa złych kredytów w bankach. Udział należności zagrożonych pod koniec roku może zbliżyć się do 10 proc., w przypadku przedsiębiorstw kwota kredytów zagrożonych stanowi już blisko 11 proc. Najgorsze, że MF albo oszukuje polską opinię publiczną, albo UE, gdy idzie o poziom naszego deficytu i zadłużenia. Zarówno z budżetu państwa, jak i z rządowej strategii zarządzania długiem wynika, że poziom długu w stosunku do PKB w tym roku nie przekroczy 50 proc, a w przyszłym roku nie przekroczy 55 proc. – precyzyjnie wyliczono, że będzie to zaledwie 54,7 proc. Tymczasem w dokumentach przekazanych do KE nasze zadłużenie w tym roku ma przekroczyć 51,2 proc., a w 2010 grubo przekroczyć poziom 55 proc. i oscylować w granicach 59 proc. w stosunku do PKB. Ktoś tu kłamie lub nie umie wykonać prostych rachunków. Czy nadal inna prawda o stanie polskich finansów publicznych obowiązuje dla nas obywateli, a inna dla UE? Czy na pewno więc kryzys mamy już za sobą i czy Kowalski w to uwierzy?

Autor jest analitykiem gospodarczym
agnieszka
Posty: 299
Rejestracja: sob paź 17, 2009 10:28 am
Lokalizacja: Nowy Jork
Kontakt:

Re: Kowalski nie czuje końca kryzysu

Post autor: agnieszka »

Co jakiś czas przy okazji rozmów z rodziną w Polsce słyszę przygnębiające historie o kolejnym oddziale onkologii dziecięcej, gdzie w drugiej połowie roku zawiesza się leczenie pacjentów, bo fundusze na leki skończyły się w sierpniu albo wrześniu. Albo dostaję emaile z prośbą o pomoc w zbieraniu funduszy na chore dziecko, na którego leczenie NFOZ (czy jak to tam się nazywa) nie da pieniędzy.

Ale to są informacje zdobywane kanałami prywatnymi, bo ogólnie polskie media raczej wszystko w kraju chwalą - w Polsce wszystko świetnie, wszystko się rozwija, podczas gdy Ameryka schodzi na psy. Ten artykuł idzie zdecydowanie pod prąd tonu większości tekstów. Kubeł zimnej wody?
ODPOWIEDZ