Głos Żydowskiego świadka.
: śr lut 28, 2018 9:06 pm
Widział, jak „rękoma Żydów śmierć zadawano Żydom!”. Poemat „Pieśń o zamordowanym żydowskim narodzie” Icchaka Kacenelsona (1886-1944), żydowskiego poety i dramaturga, jest czymś więcej niż tylko wstrząsającym utworem poetyckim. To także, zważywszy na okoliczności powstania utworu, cenny dokument i świadectwo. Kacenelson od 1940 roku przebywał wraz z rodziną w getcie warszawskim. Ocalał wraz z najstarszym synem z wielkiej wywózki Żydów do Treblinki w sierpniu 1942 roku. Potem brał udział w powstaniu w getcie. W 1943 roku w ramach prowokacji zwanej „akcją Hotelu Polskiego” został wywieziony do obozu Vittel we Francji. Tam powstała „Pieśń o zamordowanym żydowskim narodzie”. Kacenelson zdążył przed śmiercią – został zamordowany 1 maja 1944 w KL Auschwitz – przekazać gorzką prawdę: kto współuczestniczył w zagładzie jego narodu. „Pieśń o zamordowanym żydowskim narodzie” w przekładzie Jerzego Ficowskiego ukazała się w języku polskim w 1986 roku. „Pieśń o zamordowanym żydowskim narodzie” (fragment) - Jam jest ten, który to widział, który przyglądał się z bliska, Jak dzieci, żony i mężów, i starców mych siwogłowych Niby kamienie i szczapy na wozy oprawca ciskał I bił bez cienia litości, lżył nieludzkimi słowy. Patrzyłem na to zza okna, widziałem morderców bandy – O, Boże, widziałem bijących i bitych, co na śmierć idą… I ręce załamywałem ze wstydu… wstydu i hańby – Oto rękoma Żydów śmierć zadawano Żydom! Zdrajcy, co w lśniących cholewach biegli po pustej ulicy Jak ze swastyką na czapkach – z tarczą Dawida, szli wściekli, Z gębą, co słowa im obce kaleczy, butni i dzicy, Co nas zrzucali ze schodów, którzy nas z domów wywlekli, Co wyrywali drzwi z futryn, gwałtem wdzierali się, łotrzy, Z pałką wzniesioną do ciosu – do domów przejętych trwogą, Bili nas, gnali starców, pędzili naszych najmłodszych Gdzieś na struchlałe ulice. I prosto w twarz pluli Bogu. Odnajdywali nas w szafach i wyciągali spod łóżek, I klęli: „Ruszać, do diabła, na umschlag, tam miejsce wasze!” Wszystkich nas z mieszkań wywlekli, potem szperali w nich dłużej, By wziąć ostatnie ubranie, kawałek chleba i kaszę. A na ulicy – oszaleć! Popatrz i ścierpnij, bo oto Martwa ulica, a jednym krzykiem się stała i grozą – Od krańca po kraniec pusta, a pełna, jak nigdy dotąd – Wozy! I od rozpaczy, od krzyku ciężko jest wozom... W nich Żydzi! Włosy rwą z głowy i załamują ręce. Niektórzy milczą – ich cisza jeszcze głośniejszym jest krzykiem. Patrzą… Ich wzrok… Czy to jawa? Może zły sen i nic więcej? Przy nich żydowska policja – zbiry okrutne i dzikie! A z boku – Niemiec z uśmiechem lekkim spogląda na nich, Niemiec przystanął z daleka i patrzy – on się nie wtrąca, On moim Żydom zadaje śmierć żydowskimi rękami! Popatrz na wozy! Na hańbę, rozpacz, na mękę bez końca!