Tatry-Na wiersyckach
Wisielec
Wisielec
Kiedyś, gdym na sznurze dyndał,
Wokół mnie się diabeł szwendał.
Rzekł: nie strachaj się mój brachu,
Tu na ziemi już po strachu,
Za to w piekle, och, nie wspomnę,
Przykrości czekają ogromne.
Masz dla piekła moc zasługi,
Względem ciebie, mamy długi.
Rzekł z przekąsem i ze wstrętem:
Więc zostaniesz prezydentem.
W Izraelu? Nie rzekł czarny:
Jest polityk z ciebie marny,
Psychopata polityczny. W Polsce zatem,
Tu, intencji będziesz katem.
Piekło nimi brukujemy,
Więc je chętnie rozdajemy.
Jak powiedział, tak uczynił.
Oby Naród cię nie winił,
Dodam również ci premiera,
Z tobą Polskę sponiewiera.
Ty, sumienia się nie pytaj,
Lecz opacznie wszystko czytaj.
Nie czerp myśli od Anioła,
A wykradaj myśl chochoła.
Lucyfer cię tu cytuje,
I w przekleństwach naśladuje.
Dobrze czynisz, czyń tak dali,
Wszystko może się zawali.
Za szczególne zaś zasługi,
Względem ciebie spłacim długi.
Józef Bieniecki
Kiedyś, gdym na sznurze dyndał,
Wokół mnie się diabeł szwendał.
Rzekł: nie strachaj się mój brachu,
Tu na ziemi już po strachu,
Za to w piekle, och, nie wspomnę,
Przykrości czekają ogromne.
Masz dla piekła moc zasługi,
Względem ciebie, mamy długi.
Rzekł z przekąsem i ze wstrętem:
Więc zostaniesz prezydentem.
W Izraelu? Nie rzekł czarny:
Jest polityk z ciebie marny,
Psychopata polityczny. W Polsce zatem,
Tu, intencji będziesz katem.
Piekło nimi brukujemy,
Więc je chętnie rozdajemy.
Jak powiedział, tak uczynił.
Oby Naród cię nie winił,
Dodam również ci premiera,
Z tobą Polskę sponiewiera.
Ty, sumienia się nie pytaj,
Lecz opacznie wszystko czytaj.
Nie czerp myśli od Anioła,
A wykradaj myśl chochoła.
Lucyfer cię tu cytuje,
I w przekleństwach naśladuje.
Dobrze czynisz, czyń tak dali,
Wszystko może się zawali.
Za szczególne zaś zasługi,
Względem ciebie spłacim długi.
Józef Bieniecki
Pogineli
Pogineli
Myśl, chmurą przelotną,
W bezkres czasu wnika.
Na horyzoncie bytu,
W otchłani pytań znika.
Wzburzona toń oceanu,
Wchłonie łupinki statku.
Niewiedzą kropel pryśnie,
W oknie siądzie, ostatków.
Studnia odgłosem dudni,
Dno zrywa rozmowę,
Gdzieś na krawędzi studni,
W echu zawiesza mowę.
Niema cisza wieczności,
Wynik z pytań stworzenia.
Staje się odpowiedzią,
Też granicą zwątpienia.
"Wiara góry przenosi"
Niewiarą, niemoc tonie.
Na fali wyobraźni,
Nadzieją ognia płonie.
Szukali, zabłądzili,
Mając dane na tacy,
Znaleźli, zwyciężyli.
Poginęli biedacy.
Józef Bieniecki
Myśl, chmurą przelotną,
W bezkres czasu wnika.
Na horyzoncie bytu,
W otchłani pytań znika.
Wzburzona toń oceanu,
Wchłonie łupinki statku.
Niewiedzą kropel pryśnie,
W oknie siądzie, ostatków.
Studnia odgłosem dudni,
Dno zrywa rozmowę,
Gdzieś na krawędzi studni,
W echu zawiesza mowę.
Niema cisza wieczności,
Wynik z pytań stworzenia.
Staje się odpowiedzią,
Też granicą zwątpienia.
"Wiara góry przenosi"
Niewiarą, niemoc tonie.
Na fali wyobraźni,
Nadzieją ognia płonie.
Szukali, zabłądzili,
Mając dane na tacy,
Znaleźli, zwyciężyli.
Poginęli biedacy.
Józef Bieniecki
Styczniowa noc
Styczniowa noc
Dmuchnięty pył gwiezdny, księżyc wyłuskiwał,
W platynowej poświacie w brylanty odziewał,
W szmaragdowej witrynie roziskrzone cuda,
Anielskimi włosami świetlista ułłuda,
Czarodziei oczami po świecie wodziła,
Rozpalone iskrami, siarczyste, studziła.
Ziarenkami brylantów przykucnęła w ziemi,
A w gałęziach uschniętych z wyglądu korzeni.
Wyrzeźbione misternie, kosmate pierwotnie,
Finezyjne układy mnożyły stokrotnie.
Wokół księżyc oczami, to płynął, to stawał,
Czasem smutny, pochmurny, jakby zastanawiał.
Na wieczystej swej myśli obraz nowy czytał,
Stąd i jego zaduma, gdyż sam siebie pytał,
Ile twórczych pomysłów na obrazie drzewa,
Subtelnością przyroda w konarach wyśpiewa.
W szadzi białe figury, ręką nie dotknięte,
Gdyż dla ducha radości jakby z Nieba wzięte,
Ileż różnej inności jest w śnieżynce zwiewnej,
Aby nad nią przystanąć dla myśli potrzebnej,
Chwilę jedną poświęcić, skąd, dlaczego, po co?
Tyle piękna Bóg właśnie nam maluje nocą.
Ubrał w białe koszulki, wymalował krzewy,
Ptaków pienia zastąpił, wiatrem zimne śpiewy,
Tam gdzie oko nie widzi, to ucho usłyszy,
Pośród nocnej zadumy, przeraźliwej ciszy,
Mróz siarczysty wystawia, zębiska, pazury,
Cichą nocą jak złodziej, naraz spada z góry,
Taflą lodu w jeziorze, drzewem w lesie pęka,
Gdyż znużony już zimą, pod ciężarem stęka.
Tchnieniem zimnym po polach, po zagrodach hula,
Zamieć śnieżna, puszysta, styczniowa wichura,
Szczelinami się sączy, niczym wody cieki,
Ościem mrozu poraża, pędem mknie do rzeki,
Piętrzy lodu zwaliska i tworzy zatory,
Rozlewiska wytacza, zatapia ugory,
Niszczy pola uprawne i przeraża żywych,
Chochoł chlipie nad losem, na polu życzliwy.
Puki styczniowym mrozem znów nie zetnie gniewny,
Wiatr po polach zamiecią popłakuje rzewny.
Jęczy lasem, sitowiem i po świecie hula,
Siwa czasem, lecz żwawa, zimowa babula.
Chociaż zima na polu końca nam nie wróży,
Na jutrzenkę słoneczko każdy dzień wydłuży.
Józef Bieniecki
Dmuchnięty pył gwiezdny, księżyc wyłuskiwał,
W platynowej poświacie w brylanty odziewał,
W szmaragdowej witrynie roziskrzone cuda,
Anielskimi włosami świetlista ułłuda,
Czarodziei oczami po świecie wodziła,
Rozpalone iskrami, siarczyste, studziła.
Ziarenkami brylantów przykucnęła w ziemi,
A w gałęziach uschniętych z wyglądu korzeni.
Wyrzeźbione misternie, kosmate pierwotnie,
Finezyjne układy mnożyły stokrotnie.
Wokół księżyc oczami, to płynął, to stawał,
Czasem smutny, pochmurny, jakby zastanawiał.
Na wieczystej swej myśli obraz nowy czytał,
Stąd i jego zaduma, gdyż sam siebie pytał,
Ile twórczych pomysłów na obrazie drzewa,
Subtelnością przyroda w konarach wyśpiewa.
W szadzi białe figury, ręką nie dotknięte,
Gdyż dla ducha radości jakby z Nieba wzięte,
Ileż różnej inności jest w śnieżynce zwiewnej,
Aby nad nią przystanąć dla myśli potrzebnej,
Chwilę jedną poświęcić, skąd, dlaczego, po co?
Tyle piękna Bóg właśnie nam maluje nocą.
Ubrał w białe koszulki, wymalował krzewy,
Ptaków pienia zastąpił, wiatrem zimne śpiewy,
Tam gdzie oko nie widzi, to ucho usłyszy,
Pośród nocnej zadumy, przeraźliwej ciszy,
Mróz siarczysty wystawia, zębiska, pazury,
Cichą nocą jak złodziej, naraz spada z góry,
Taflą lodu w jeziorze, drzewem w lesie pęka,
Gdyż znużony już zimą, pod ciężarem stęka.
Tchnieniem zimnym po polach, po zagrodach hula,
Zamieć śnieżna, puszysta, styczniowa wichura,
Szczelinami się sączy, niczym wody cieki,
Ościem mrozu poraża, pędem mknie do rzeki,
Piętrzy lodu zwaliska i tworzy zatory,
Rozlewiska wytacza, zatapia ugory,
Niszczy pola uprawne i przeraża żywych,
Chochoł chlipie nad losem, na polu życzliwy.
Puki styczniowym mrozem znów nie zetnie gniewny,
Wiatr po polach zamiecią popłakuje rzewny.
Jęczy lasem, sitowiem i po świecie hula,
Siwa czasem, lecz żwawa, zimowa babula.
Chociaż zima na polu końca nam nie wróży,
Na jutrzenkę słoneczko każdy dzień wydłuży.
Józef Bieniecki
Czarna wizja
Czarna wizja
Niech się w piersi uderzą,
Z karabinów nie mierzą,
Bo rządzenia ich podła zasługa.
Każdy kary się boi,
Dzisiaj dwoi i troi,
Lista przestępstw przeraża i długa.
Wszyscy winni, nie oni,
Choć rządzili czerwoni,
Biedny Naród, pamięcią nie grzeszy,
Krótkowzroczność przeraża,
Stare błędy obnaża.
Pogrobowców - kacyków, ucieszy.
Stosy ciał ułożone,
W niepamięci spalone.
Pomnikami zbrodniarzy uczczono,
W piersi winni już biją,
Zbrodnie winą niczyją.
Z niewinnymi je znowu ochrzczono.
Kiepski skryba, w pół słowa,
Rzeknie: po co ta mowa?
Nowe, dzisiaj i przyszłość buduje.
Tym, co prawda jest bratem,
Budowniczy zaś katem.
Wizje czarną w pomyśle maluje.
Józef Bieniecki
Niech się w piersi uderzą,
Z karabinów nie mierzą,
Bo rządzenia ich podła zasługa.
Każdy kary się boi,
Dzisiaj dwoi i troi,
Lista przestępstw przeraża i długa.
Wszyscy winni, nie oni,
Choć rządzili czerwoni,
Biedny Naród, pamięcią nie grzeszy,
Krótkowzroczność przeraża,
Stare błędy obnaża.
Pogrobowców - kacyków, ucieszy.
Stosy ciał ułożone,
W niepamięci spalone.
Pomnikami zbrodniarzy uczczono,
W piersi winni już biją,
Zbrodnie winą niczyją.
Z niewinnymi je znowu ochrzczono.
Kiepski skryba, w pół słowa,
Rzeknie: po co ta mowa?
Nowe, dzisiaj i przyszłość buduje.
Tym, co prawda jest bratem,
Budowniczy zaś katem.
Wizje czarną w pomyśle maluje.
Józef Bieniecki
Oszołom
Oszołom
Jam ciemnogród, oszołom,
Posłusznie melduję.
Na tradycji, kulturze,
Tak serce dyktuje.
Ważna wola praojców,
Ich z Bogiem przymierze.
W niezawisłej Ojczyźnie,
Wychowanie w wierze.
Świetli Kraju bonzowie,
Marnie wasz wzrok sięga.
Z wyobraźnią ubogą,
Granie widnokręga.
Uwielbiacie trzy pieski,
Czerwony, biały, niebieski.
Dzisiaj piesek zawładnął,
Barwami angielski.
Obrąż wprawdzie jak nowa,
Lecz łańcuszek krótki.
Kaftan na grzbiet przyciasny,
I dziurawe butki.
Zmiencie zatem planetę.
Z nieba wysokości.
Głębiej można spoglądać.
Da oczom ostrości.
Jam ciemnogród, oszołom,
Posłusznie melduję.
Na tradycji, kulturze,
Tak serce dyktuje.
Ważna wola praojców,
Ich z Bogiem przymierze.
W niezawisłej Ojczyźnie,
Wychowanie w wierze.
Świetli Kraju bonzowie,
Marnie wasz wzrok sięga.
Z wyobraźnią ubogą,
Granie widnokręga.
Uwielbiacie trzy pieski,
Czerwony, biały, niebieski.
Dzisiaj piesek zawładnął,
Barwami angielski.
Obrąż wprawdzie jak nowa,
Lecz łańcuszek krótki.
Kaftan na grzbiet przyciasny,
I dziurawe butki.
Zmiencie zatem planetę.
Z nieba wysokości.
Głębiej można spoglądać.
Da oczom ostrości.
Bałwan
Bałwan
Mówi bałwan do bałwana:
Słuchaj stary, proszę pana.
Wokół krąży moc bałwanów.
Pań bałwanek, noi panów.
Wszystkich dziwi noc bałwana.
Więc przygląda mu się z rana,
Nos z marchewki, dwa węgielki.
Czy rynsztunek w miejscu wszelki.
Jest jak trzeba - razi kpiną.
I bałwanią głupią miną.
Bałwan mając czasu wiele,
Dużo widzi, zna fortele.
Tu, ostrożnie stawia ucha,
Tam, krzykaczy miernych słucha.
A, że Naród polityczny,
Zaś w wymowie retoryczny,
Od bajania ucho boli,
Od głupoty, serce koli.
Takim oto więc sposobem,
Wiedzcie, wcale nie jest snobem.
Spośród ludzi, też baronów,
Twierdzi więcej jest bałwanów.
Józef Bieniecki
Mówi bałwan do bałwana:
Słuchaj stary, proszę pana.
Wokół krąży moc bałwanów.
Pań bałwanek, noi panów.
Wszystkich dziwi noc bałwana.
Więc przygląda mu się z rana,
Nos z marchewki, dwa węgielki.
Czy rynsztunek w miejscu wszelki.
Jest jak trzeba - razi kpiną.
I bałwanią głupią miną.
Bałwan mając czasu wiele,
Dużo widzi, zna fortele.
Tu, ostrożnie stawia ucha,
Tam, krzykaczy miernych słucha.
A, że Naród polityczny,
Zaś w wymowie retoryczny,
Od bajania ucho boli,
Od głupoty, serce koli.
Takim oto więc sposobem,
Wiedzcie, wcale nie jest snobem.
Spośród ludzi, też baronów,
Twierdzi więcej jest bałwanów.
Józef Bieniecki
Kanalie
Kanalie
Takie dzisiaj są realia,
Mądrości nie kupi.
Każdy komuch to k***,
By nie mówić głupi.
Łotr czy łajdak, zbyt potulne,
Nie trafiają w sedno.
Przy właściwym określeniu,
Znowu uszy więdną.
Nazwij jak chcesz, błąd nijaki,
Nie ubliżasz sobie.
Różne myśli, piekła znaki,
Chodzą im po głowie.
Dziś podłota wprawdzie modna,
Mądre miny stroi.
Ale kłamstwa mać wyrodna,
Widać końca boi.
Wiek zbrodniarzy i nicponi,
Żegnałem ze wstrętem.
Nad krzywdami łzy uroni,
Kto nie był przekrętem.
Kronikarze już nie piszą,
Nie przystoi piórze.
Wiek kanalii i zbrodniarzy,
Odczytasz w kulturze.
Józef Bieniecki
Takie dzisiaj są realia,
Mądrości nie kupi.
Każdy komuch to k***,
By nie mówić głupi.
Łotr czy łajdak, zbyt potulne,
Nie trafiają w sedno.
Przy właściwym określeniu,
Znowu uszy więdną.
Nazwij jak chcesz, błąd nijaki,
Nie ubliżasz sobie.
Różne myśli, piekła znaki,
Chodzą im po głowie.
Dziś podłota wprawdzie modna,
Mądre miny stroi.
Ale kłamstwa mać wyrodna,
Widać końca boi.
Wiek zbrodniarzy i nicponi,
Żegnałem ze wstrętem.
Nad krzywdami łzy uroni,
Kto nie był przekrętem.
Kronikarze już nie piszą,
Nie przystoi piórze.
Wiek kanalii i zbrodniarzy,
Odczytasz w kulturze.
Józef Bieniecki
Tatry-Na wiersyckach
Tatry - Na wiersyckach
Tam się ślizgał, tu zeskoczył,
Z wiersycka w wiersycek.
Siwe włosy w stok potoczył.
Księżyca promyczek.
W Juhasowej wyżnej grani,
Słał anielskim włosem.
Tuż przed jutrznią rozsypywał,
Brylantową rosę.
Na koronie pięciu wierchów,
Sterczał granitowy.
Ozdobiony w biały diadem,
Śnieżny - platynowy.
Na potokach się zabawiał,
Igrał z hyżą wodą.
By w siklawie łzy Haleczki,
Uśmiechnąć pogodą.
Przysiadł w brzysku,
Na smreczysku,
W szalach cotynowych.
Jak południem na ściernisku,
W koliach szmaragdowych.
Czas jutrzenki obraz zmienia,
Wodzi łzawym okiem.
Figli również się nie ima.
Usypia pod stokiem.
Józef Bieniecki
Tam się ślizgał, tu zeskoczył,
Z wiersycka w wiersycek.
Siwe włosy w stok potoczył.
Księżyca promyczek.
W Juhasowej wyżnej grani,
Słał anielskim włosem.
Tuż przed jutrznią rozsypywał,
Brylantową rosę.
Na koronie pięciu wierchów,
Sterczał granitowy.
Ozdobiony w biały diadem,
Śnieżny - platynowy.
Na potokach się zabawiał,
Igrał z hyżą wodą.
By w siklawie łzy Haleczki,
Uśmiechnąć pogodą.
Przysiadł w brzysku,
Na smreczysku,
W szalach cotynowych.
Jak południem na ściernisku,
W koliach szmaragdowych.
Czas jutrzenki obraz zmienia,
Wodzi łzawym okiem.
Figli również się nie ima.
Usypia pod stokiem.
Józef Bieniecki