Gdy zna sie pisarza osobiscie, to jakos zwraca sie baczniejsza uwage na jego twórczosc. Zapamietuje sie publikacje, które - gdyby zostaly napisane przez kogos innego - nie zrobilyby moze takiego
wrazenia.
Mnie np. ciagle chodzi po glowie ten Putrament. Nikt nawet nie zauwazyl pewnie jego eseju o psach, a ja mu to dobrze pamietam. Chodzilo o to, ze nie moze byc na rynku miesa dla ludzi, skoro rózne paniusie i nieodpowiedzialni faceci hoduja bezczelnie psy, które zupelnie po swinsku obzeraja nas z tego artykulu.
Brawo, brawo, panie Jerzy, dziekujemy. Gdyby Pan, czy pan Wlodzimierz Sokorski (tez go znam) wpadli na jakies nowe prawidlowosci, to szybko publikujcie, bo odczuwa sie wyrazny glód (takich publikacji).
Ale to znowu margines. Ja, na tych stronach, wspominam dawniejsze czasy, gdy mielismy, mimo wszystko, jednak znacznie mniej psów.
Dobrych kilkanascie lat temu myslalem przez moment, ze zwariowalem. Wrazenie to potegowalo sie jeszcze przez fakt, ze bylem sam w mieszkaniu i nie moglem sie z nikim skontrolowac.
Bylo to w czasie, gdy pasjonowalismy sie jeszcze wszyscy rowerowym wyscigiem na rzecz pokoju. Telewizorów bylo jeszcze bardzo malo, gromadzilismy sie przy radioodbiornikach.Reperowalem wlasnie mieszkanie, które dostalem przed paroma tygodniami, a na parapecie w pustym pokoju stala bateryjna, dwuzakresowa „Szarotka", odbiornik radiowy, który na owe czasy byl ostatnim krzykiem postepu technicznego. W owym czasie baterie
byly jeszcze w powszechnej sprzedazy, wiec odbiorniczek grzmial na pelny gaz swoich mozliwosci. Ostatni etap Wyscigu. Do mety w Warszawie zostalo jeszcze kilkanascie kilometrów. Sprawozdawca plótl swoje standardowe dyrdymalki na temat rewelacyjnej druzyny radzieckiej, ale nie o to chodzilo. Wazne bylo, jak jada nasi?
Tu konieczna jest dygresja. Pewien nasz wybitny maz stanu stal sie akurat w owych czasach, choc na krótko, najwybitniejszym.
Mozna by tutaj moze potrudzic sie o jakis kalambur na temat krótko-dlugo, poniewaz wyzej wymieniony byl autentycznym krótkowidzem, ale nie w tym rzecz.
Otóz maz ów wybitny, czy to z wlasnej checi, czy tez na polecenie innych, moze mniej wybitnych, ale wystarczajaco mocnych, zaszczycil swa obecnoscia uroczystosc zakonczenia Wyscigu, na stadionie X-lecia
w Warszawie. Usiadl w lozy honorowej i usilowal cos zobaczyc. Historia milczy, czy i co chcial zobaczyc i nie to nalezy do opowiadania, ale fakt, ze jego zobaczyl sprawozdawca. Ot, gratka. Dopasowywalem wlasnie rame okienna do framugi, gdy sprawozdawca wpadl na pomysl zrobienia wywiadu z mezem. Na zywo, bezposrednio na antene. Fakt prawie bez precedensu.
Faceta z mikrofonem przepusci kazdy goryl. To jest po prostu silniejsze od goryla. No i stalo sie.
Po paru slowach wstepu, na temat zaszczytu, jaki nas spotkal, reporter poszedl na bezposredniosc. Panie Przewodniczacy powiedzial - niech mi wolno bedzie zapytac, o panski osobisty stosunek do naszej sportowej imprezy i jak Pan ocenia walke na trasie?
Cisza.
Pauza byla tak dluga, ze pomyslalem, ze cos sie stalo z odbiornikiem. Ale nie. Po chwili maz odezwal sie jednak. Po pierwsze - wycedzil gniewnie - prosze przyjac do wiadomosci, ze jestem komunista (podkreslenie jego), wiec prosze zwracac sie do mnie wylacznie „towarzyszu". A jezeli chodzi o Wyscig Pokoju to, mój Boze, (podkreslenie moje), któz nie interesuje sie sportowa walka?
Watpie, czy ocalala tasma z tym nagraniem, ale z naszego kregu jezykowego slyszalo te rozmowe ladnych kilka milionów ludzi.
Nasuwa sie pytanie: Jaka to trzeba miec sieczkarnie w glowie, aby móc zostac najwybitniejszym mezem stanu i zbudowac taka konstrukcje myslowa?
Odpowiedz: Nie ma chyba jednoznacznej odpowiedzi, ale sadze, ze zupelnie wyjatkowa.
Ja, gdy minal pierwszy szok, próbowalem rzecz jakos przeanalizowac, ale nie. Tego nie dalo sie ugryzc z zadnej strony. Forma zwracania sie per pan tkwi od wieków w polskiej tradycji obyczajowej i zwiazana jest trwale i naturalnie z naszym jezykiem. Wszelkie inne, niektóre o pieknych tradycjach, formy maja wylacznie
charakter srodowiskowy i maz powinien o tym wiedziec. A jezeli juz próbuje publicznie pouczac sprawozdawce w jednym (choc mylnie, bo sprawozdawca nie nalezal do tej samej Organizacji dla Doroslych, co maz) to nie wolno mu pomylic sie chociaz w drugim, bo wtedy moczy juz na calej linii. Tu nasuwa sie drugie pytanie: Co powinien
popelnic maz, aby chociaz nieznacznie zmazac te plame?
Odpowiedz: Tym razem jest jednoznaczna - samobójstwo.
Fakt, ze swiecki maz, deklarujac sie jako komunista, powoluje sie jednoczesnie na Pana Boga, nie swiadczy prawdopodobnie od razu o jego akcie wiary (chociaz tu juz nic nie wiadomo), ale na pewno swiadczy jednak o braku jakiejkolwiek samokontroli. Czyli co? Czyli maz, nie cwiczac umyslu na co dzien, nie wlada nim biegle. C.b.d.u.*
Pare akapitów temu wspomnialem mimochodem, ze dostalem mieszkanie. To prawda. To znaczy - nieprawda. Postanowilem wlasnie krótko to omówic.
Oczywiscie kazdy wspólczesny krajan rozumie rzecz jednoznacznie, ale czy ja wiem, kto i kiedy bedzie to czytal?
Na przyklad prawnuk moze wyrobic sobie zupelnie mylne pojecie o patosie naszych czasów, nie mówiac juz o wspomnianym nieco wyzej Angliku. Co do Anglika, co prawda, sprawa wydaje sie byc szczególnie karkolomna, bo trzeba by zalozyc raz - ze trafi to w jego rece, dwa - ze bedzie znal jezyk polski, trzy - ze zechce to przeczytac.
Chociaz znajac zamilowanie Anglosasów do science-fiction, mozna zalozyc, ze ten ostatni warunek jest mozliwy.
*Sprawozdawca byl Bogdan Tuszynski, przepytywanym towarzysz Ochab. Gdyby ktos nie wiedzial, to c.b.d.u. - co bylo do udowodnienia.