W Ameryce zrobiono wiele, aby prowadzenie samochodu było przyjemnością. Drogi są gładkie jak stół, wyprofilowane, z obowiązkowymi poboczami i zawsze widocznym oznakowaniem. Od pokoleń oswojeni z samochodami Amerykanie prowadzą je bezpiecznie i ze znajomością przepisów. Jazda autem nie jest dla nich probierzem męskości, jak dla szarżujących za kierownicą Europejczyków – prawie wszyscy prowadzą spokojnie, nie ścigając się i nie zajeżdżając sobie drogi. Trąbienie klaksonem świadczy o braku kultury. Zresztą Jankes się nie spieszy, do pracy wyjeżdża wcześnie, a wracając do domu nie widzi powodu, by gnać.
Takich bzdetów nie czytałem od czasu polskiej prasowej nagonki na "komunizm".
Pan Zalewski musi być niezłym wazeliniarzem,czerpiącym swoją wiedzę z jakichś broszurek propagandowych,popartych sporą dozą fantazji literackiej.
Może nawet i gdzieś był i coś widział,ale wie o amerykańskich kierowcach tyle,ile pewien orzeł internetu posiada wiedzy na temat starozakonnych od samego widoku faceta mieszkającego w okolicy.
Niech sobie wyjedzie na ulicę w godzinach szczytu albo w świąteczny weekend,to zobaczy "amerykańską kulturę jazdy samochodem".
Rednecks są wszędzie,a statystyki USA ratują drogi faktycznie o niebo lepsze niż w Polsce i nowocześniej
wyposażona policja,która ma władzę absolutną nad amerykańskim kierowcą.
Ale drogi też nie wszędzie są lepsze..Jeździłem po takich że piszące lalusie zapewne narobiłyby w gacie na sam ich widok.
Natomiast Polska ma jedną zdecydowaną przewagę;
nikt tam do nikogo nie strzela za zajęte miejsce parkingowe,albo ułańską jazdę przez STOP.
A tutaj i owszem.
Ba,zarobić po pysku można za samo spojrzenie na kierowcę sąsiedniego samochodu,przy staniu na świetle.
A że w USA rzadko gdzie jest zakaz używania klaksonu,to też i barany trabią nagminnie,wyzwalając frustrację spowodowaną pięknym i szczęśliwym żywotem w hamerykańskim raju.
Tak dla podtrzymania kultury osobistej,bezpieczeństwa jazdy i znajomości przepisów.
Opinia pana Zalewskiego to jak reportaż z burdeli Paryża,napisany na podstawie wizyty w Wersalu.
P.S.Najczęściej używanym określeniem dla ludzi przyjeżdżających na Florydę na okres zimowy jest "snowbird",ale "winter' daddy",albo "winter' granpa" też się zdarza.
Ale żeby o tym wiedzieć,to trzeba mieszkać na Florydzie i obracać się w nieco lepszym,od pospolitego,towarzystwie.