Re: Dlaczego facaci sa glupsi o kobiet?
: wt mar 29, 2016 5:37 am
a wspominalem dlaczego Gienka poznalem osobiscie?
otoz.... pewnego pieknego dnia kolega ze Szmulek, niejaki Marek K. wspomnial ze nie warto isc do szkoly ale on musi zarobic troche grosza, to pojedziemy kolejka WKD na Ochote bo tam kolo Domu Slowa Polskiego Express Wieczorny dostarczaja juz okolo poludnia, podczas gdy u nas na Pradze bywal kolo trzeciej... no to z Markiem pojechalismy...
na samym peronie w klitce wykutej w scianie byl kioseczek Ruchu i w nim siedziala kobicina, ktora sie ucieszyla widzac Marka.... spytala tylko - ile? Marek na to - 50 bo wiecej kasy nie mial.... ja bylem zupelny golodupiec, wiec tylko bylem wolnym obserwatorem tej transakcji...
potem Marek Expressy pod kurtke, do WKD z Ochoty do Srodmiescia, tam w elektryczny do Warszawy Wschodniej, wysiadka przy Stadionie, potem tramwajem trojka dwa przystanki i bylismy przy Bazarze Rozyckiego... Marka expressy poszly sie yebac w doslownie piec minut a my cala wycieczke powtorzylismy i za godzine bylismy z powrotem, tym razem przy dworcu Warszawa Wilenska zeby obsluzyc klejentow dojezdzajacych z Wolomina czy Tluszcza... i tak to na szybko mielismy z 25 zlotych cale 100 zlotych bez zadnych kosztow wlasnych... potem poszlismy poszalec do kiosku z kielbaskami umieszczonym nad przejsciem podziemnym na Targowej przy dworcu Wilenskim...
pamietam jak dzis, Marek postawil mi dwie kielbaski serdelowe à 100g kazda + dwie buly oraz orenzade o egzotycznej nazwie Mandarynka, gdzie na etykiecie pisalo ze osad na dnie butelki jest oryginalna zawiesina owocow cytrusowych...
potem przez jakis czas tez handlowalem z nim gazetami... chadzalem wtedy od czasu do czasu do piatej czy raczej szostej klasy... piekne czasy byly... taki maly kapitalizm robilismy... czasem trzeba bylo spierdzielac przed milicja czy ormo ale warto bylo... raz mi sie udalo zaprosic ojca na kielbase w czasach gdy stracil robote i w domu cienko sie przedlo... widzialem ze byl chyba dumny ze mnie...
potem sprzedajac gazety w kiosku Ruchu juz takich wrazen nie mialem....
i niech se reflex tego Ahmeda przytula...
ps
a najfajniejsze uczucie to bylo gdy my sprzedalismy juz podwojny nasz maly nakladzik gazet i obserwowalismy jak podjezdza Nyska z napisem lacznosc i przywozi w koncu gazety do kioskow... a my juz mielismy fajrant...
otoz.... pewnego pieknego dnia kolega ze Szmulek, niejaki Marek K. wspomnial ze nie warto isc do szkoly ale on musi zarobic troche grosza, to pojedziemy kolejka WKD na Ochote bo tam kolo Domu Slowa Polskiego Express Wieczorny dostarczaja juz okolo poludnia, podczas gdy u nas na Pradze bywal kolo trzeciej... no to z Markiem pojechalismy...
na samym peronie w klitce wykutej w scianie byl kioseczek Ruchu i w nim siedziala kobicina, ktora sie ucieszyla widzac Marka.... spytala tylko - ile? Marek na to - 50 bo wiecej kasy nie mial.... ja bylem zupelny golodupiec, wiec tylko bylem wolnym obserwatorem tej transakcji...
potem Marek Expressy pod kurtke, do WKD z Ochoty do Srodmiescia, tam w elektryczny do Warszawy Wschodniej, wysiadka przy Stadionie, potem tramwajem trojka dwa przystanki i bylismy przy Bazarze Rozyckiego... Marka expressy poszly sie yebac w doslownie piec minut a my cala wycieczke powtorzylismy i za godzine bylismy z powrotem, tym razem przy dworcu Warszawa Wilenska zeby obsluzyc klejentow dojezdzajacych z Wolomina czy Tluszcza... i tak to na szybko mielismy z 25 zlotych cale 100 zlotych bez zadnych kosztow wlasnych... potem poszlismy poszalec do kiosku z kielbaskami umieszczonym nad przejsciem podziemnym na Targowej przy dworcu Wilenskim...
pamietam jak dzis, Marek postawil mi dwie kielbaski serdelowe à 100g kazda + dwie buly oraz orenzade o egzotycznej nazwie Mandarynka, gdzie na etykiecie pisalo ze osad na dnie butelki jest oryginalna zawiesina owocow cytrusowych...
potem przez jakis czas tez handlowalem z nim gazetami... chadzalem wtedy od czasu do czasu do piatej czy raczej szostej klasy... piekne czasy byly... taki maly kapitalizm robilismy... czasem trzeba bylo spierdzielac przed milicja czy ormo ale warto bylo... raz mi sie udalo zaprosic ojca na kielbase w czasach gdy stracil robote i w domu cienko sie przedlo... widzialem ze byl chyba dumny ze mnie...
potem sprzedajac gazety w kiosku Ruchu juz takich wrazen nie mialem....
i niech se reflex tego Ahmeda przytula...
ps
a najfajniejsze uczucie to bylo gdy my sprzedalismy juz podwojny nasz maly nakladzik gazet i obserwowalismy jak podjezdza Nyska z napisem lacznosc i przywozi w koncu gazety do kioskow... a my juz mielismy fajrant...