prawdy egzotyczne lub prawdy nie egzotyczne..

(Prawie) wszystkie chwyty dozwolone.
Vika
Posty: 262
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:30 pm

prawdy egzotyczne lub prawdy nie egzotyczne..

Post autor: Vika »

Tokubetsu Kōtō Keisatsu…

Brzmi bardzo egzotycznie i niewinnie, ale tak to jest gdy mamy do czynienia z kulturami nam odległymi.

By było zabawniej, egzotyka nazw i różnic kulturowych powoduje, że często automatycznie relatywizujemy różne zjawiska. Często zatem pojawia się opinia - To przecież Japonia, oni są trochę inni, więc nie możemy ich oceniać naszymi, europejskimi miarami moralnymi. Może trochę z tego powodu, że w naszej kulturze ciężko sobie wyobrazić zjawisko seppuku lub kamikaze jako tradycję, choć w historii Europy aż roi się od tego typu wyczynów. Różnica polega jedynie na japońskim zinstytucjonalizowaniu takich zachowań, wpisanych w ich cywilizację. Bardzo chętnie relatywizujemy i inne nie tylko te japońskie zjawiska, jeśli nam to pasuje do modnego, liberalnego widzenia świata, do celebrowania u siebie humanizmu. Jeśli coś jest po prostu do dupy, włączamy modus egzotyki i po sprawie. A jeśli i to nie pomaga, po prostu przemilczamy fakty.

Na przykład bardzo niechętnie mówimy o tym, że obecny Dalajlama miewał czasem bardzo egzotycznych (z jego, geograficznego punktu widzenia) przyjaciół. Do jednych z nich należał na przykład, jeszcze do niedawna (bo zmarł w 2009) „antropolog”, były SS-Hauptsturmführer Bruno Beger, który w latach 1938-39, na zlecenie Heinricha Himmlera organizował wyprawy “naukowe” do Tybetu celem odnalezienia kolebki rasy nordyckiej. W obozie koncentracyjnym Auschwitz Beger był specjalistą od kwestii rasowych. Ups...

Lećmy dalej.

Austriacki podróżnik Heinrich Harrer, specjalista od problematyki tybetańskiej, autor wielu książek i programów telewizyjnych, były nazista, należał do 2006 roku (bo też mu się zmarło) do grona przyjaciół jego Boskości. Amerykanie, jak to oni, nakręcili oczywiście wzruszający serca film na podstawie książki Herrera „Siedem lat w Tybecie”. Naświetlili tam niewinną duszę Heinricha, pozostawiając w bardzo mocnym półcieniu jego nazistowski światopogląd, typowy dla członka grupy szturmowej SA, którym to pan Harrer niestety jednak był. Zapomniano też objaśnić publikę, że pan Harrer był ulubieńcem nazistowskiej propagandy, gdyż “nadludzie” sporą estymą darzyli kulturę fizyczną, którą Heinrich spektakularnie reprezentował i której ambasadorował poza granicami Reichu. Ale to było dawno. Dalajlama jest boski i nie nam jego boskość osądzać naszymi zachodnimi miarami, zapewne chodzi o tolerancję, którą tak uwielbiamy.

No to lećmy dalej.

Miłość do bliźniego nie przeszkodziła jakoś Dalaj Lamie w ciepłym traktowaniu wielbiciela Adolfa Hitlera pana Shoko Ashara, przywódcy japońskiej sekty Ōmu Shinrikyō, która to wykonała gazowe ataki terrorystyczne na tokijskie metro w 1995 roku. Człowiek ten był wielokrotnie przyjmowany przez jego Boskość w pałacu Dharamsala, będącego jedną z siedzib ulubieńca zachodnich liberałów. Ulubieńca na wygnaniu, gdyż Chińczycy tej miłości do Tenzin Gyatso, czternastego Dalajlamy nie podzielają, tak jak swego czasu nie podzielały zachwytu panie z niemieckiej SPD pisząc w proteście przeciwko oficjalnej wizycie tego pana u niemieckich władz - Lamaizm naznaczony jest przemocą, uciskiem społecznym, wiarą w demony, systematycznym wykorzystywaniem dzieci, oraz prawami wrogimi kobiecie.
Miały niemieckie socjaldemokratki jaja by coś takiego sprokurować w tym liberalnym kraju. Sympatyków Dalajlamy przepraszam za psucie humoru, ale takie są fakty. Ale co tam, tym sposobem za sprawą Shako Ashara znowu znaleźliśmy się w Japonii.

Tokubetsu Kōtō Keisatsu po polsku znaczy Specjalna Wyższa Policja, ale w języku obiegowym znana była pod nazwą shisō-keisatsu, czyli - policja myśli. Zadaniem Tokkō było śledzenie osób podejrzanych o “przestępstwo nieprawomyślności”. Ponieważ Japonia jest dla człowieka zachodu krajem bardzo tajemniczym, stąd trudno mu sobie wyobrazić co Japończycy uważali za nieprawomyślność. Nie będę was trzymała w napięciu, lub co gorsza zmuszała do guglania. Decydenci Tokkō za nieprawomyślność uważali dokładnie to samo co kilka lat później koledzy z NKWD,a kilkanaście lat później ich odpowiednicy w Gestapo, a ich metody działania były dokładnie takie same, jeśli nie bardziej okrutne. Ot taki miejscowy koloryt, egzotyka.

Można powiedzieć takie były czasy. Błąd. W Japonii te czasy zaczęły się w 1881 roku, czyli w roku powstania organizacji wojskowej Kempeitai, pełniącej obowiązki wojskowej policji politycznej, żandarmerii i kontrwywiadu. Jej obszar zainteresowań rozszerzał się stopniowo, w typowo egzotyczny sposób. Podczas II wojny światowej odpowiadali między innymi za ochronę tych żołnierzy japońskich, którzy dopuszczali się na ludności okupowanej morderstw, gwałtów i rozbojów. Członkowie Kempeitai często osobiście dopuszczali się krwawych rzezi poprzedzanych perwersyjnymi gwałtami. Byli też odpowiedzialni za japońskie obozy koncentracyjne. Metod Kampeitei nie przeżyło 35,756 tysięcy jeńców.

Obie organizacje zostały rozwiązane w 1945 roku. W Tokio odbyło się wprawdzie sporo procesów na egzotycznych zbrodniarzach, ale nie przesadzano z nimi zbytnio. Nie robiono też wokół tego specjalnego hałasu. W Końcu USA potrzebowały sojusznika po wschodniej stronie ZSRR, a Japonia doskonale się do tego nadawała. W ocenie ekspertów w japońskich obozach jenieckich śmiertelność przewyższała śmiertelność np. w obozach hitlerowskich. Wynika to trochę z japońskiej tradycji, w której niewola była hańbą, więc pohańbionych nie traktowano jako ludzi, a ich życie było warte mniej niż nabój do karabinu.

Wróćmy jednak do świata zachodniego. Jeszcze przed końcem wojny Amerykanie doszli do wniosku, że miłość pomiędzy sojusznikami i ZSRR nie ma szansy na miłosne spełnienie, więc będą im potrzebni pewni ludzie, niezależnie od wyznawanego wcześniej światopoglądu. O tym czy k*** trafi przed trybunał, czy pod opiekę amerykańskiej administracji nie decydowała więc nazistowska przeszłość, ale umiejętności i posiadana wiedza. Specjalistów Amerykanie potrzebowali koniecznie, więc byli w stanie “zapomnieć” czy ich ostatnim pracodawcą było SS, czy Kampeitai.

Pomijam fakt, że nagle z kolaboranta Francja awansowała na sojusznika, że Watykan skrupulatnie organizował drogi przerzutowe przez Szwajcarię, której było obojętnie czy złoto pochodzi z banku, czy uzębienia, że nazistów nie szukano przesadnie w Urugwaju czy Argentynie, chyba że szukali chłopcy z Mosadu. Pominę też fakt, że w nowo utworzonym państwie niemieckim do aparatu administracyjnego trafiło wielu ludzi, którzy powinni trafić do więzienia z wyrokiem co najmniej dożywotnim. Pominę też różne kurioza, na przykład historię firmy Adidas vel Puma albo i Hugo Boss. To właśnie ta firma swój rozkwit zawdzięcza kontraktowi na umundurowanie SS i Hitlerjugend, pracowicie szytych przez więźniów w obozie pracy Metzingen. Po wojnie Hugo Ferdinand Boss został denazyfikowany, jak widać z olbrzymim komercyjnym powodzeniem. A skoro już jesteśmy w świecie mody, warto przypomnieć postać Coco Chanel. Ta miła pani od “Małej czarnej” w 1940 roku uciekła przed niemiecką inwazją do Vichy, a następnie powróciła do Paryża, gdzie spędziła resztę wojny w hotelu Ritz, w towarzystwie wysoko postawionych Niemców, w tym dyplomaty – a zarazem jej kochanka – Hansa Günthera von Dincklage. Według jednego z jej biografów, Hala Vaughana, flirtowała (czytaj kolaborowała) w tym czasie z Abwehrą. Pomijam to wszystko, gdyż taka podobno była potrzeba chwili by ratować zachodnią cywilizację, przed najazdem barbarzyńców zza Buga.

Aktualnie na całym świecie brutalnie ścierają się różne interesy. Nie mam pojęcia czy ktoś to wszystko jeszcze ogarnia. Oczywiście za wyjątkiem wszędobylskich mentorów z mediów i portali, którzy tradycyjnie ogarniają wszystko i mówią nam jak żyć i co myśleć. Nieszczęściem po latach słodkiego swingu coraz więcej mieszkańców tej planety ma wątpliwości co do poczynań naszych elit i to niezależnie czy dzieje się to w Warszawie, Berlinie, Paryżu, czy Nowym Yorku. Im bardziej wydarzenia mijają się z tym co normalny człowiek uważa za uczciwe, im bardziej posunięcia elit sprawiają wrażenie podejrzanych moralnie, tym bardziej rośnie nie tylko opór zwykłych ludzi, ale i medialna presja specyficznie pojętej poprawności politycznej - policja myśli.

Mam nadzieję być uczciwą kobietą i w miarę dobrym człowiekiem. W moich oczach moralność i uczciwość nie podlegają relatywizowaniu. W tym sensie jest mi wszystko jedno czy kryminalista jest Japończykiem, Polakiem, Niemcem, Żydem, Amerykaninem, Chińczykiem czy Arabem. Zło ma zawsze ten sam wymiar moralny i nie wolno go tłumaczyć inną kulturą, religią, drogą pod górkę, wyższymi interesami, humanizmem, czy tym, że kogoś mamusia nie kochała. To nie wzbogaca mojej kultury w żaden sposób, powoduje jedynie uzasadniony opór, więc ku mojej rozpaczy tak pojęty humanizm zaczynam mieć w tym momencie głęboko w dupie i nie wiem kiedy on powróci z tej podróży.

To samo dotyczy dobra. Jeśli mam do czynienia z dobrym człowiekiem, chętnie podzielę się z nim tym co mam, przyjmę go do stołu, niezależnie czy do tej pory jadał maniok, falafel, ryż, czy bliny. Do tego nie potrzebne są mi polityczne tyrady elit, wyklepywanie mi berecika przez mainstreamowe media, czy wymądrzanie się bloogowych, yotubernych czy fejsbukowych Gutmensch’ów. Myślę, że każdy emocjonalnie zrównoważony człowiek tak ma, a zmuszanie do takiego a nie innego myślenia przypomina jedynie shisō-keisatsu, którą niestety fundujemy sobie sami.

Może z tego powodu coraz rzadziej mogę o sobie powiedzieć, że mam konkretne przekonania polityczne. Nie mam już takich, a przysłużyli się temu Ci, którzy coraz głośniej mówią mi co mam myśleć i mówić, a czego nie. Coraz częściej mam wrażenie, że mocne, ukorzenione przekonania polityczne to doskonałe alibi by akceptować wszelkie zło bez moralnego konfliktu.

Odrzucajmy wszelkie skrajności jeśli tylko zaczyna tam rządzić chaos i dezorientacja. Gdy docierają do nas wykluczające się informacje, przestajemy ufać własnej umiejętności oceny. Dodatkowo ogłupia nas wysyp autorytetów moralnych.
Zaufajmy sobie i temu, że każdy z nas wie co jest dobrem, a co złem. Zaufajmy pomimo, że autorytety twierdzą, że sytuacja jest kompleksowa, skomplikowana i to oni nam powiedzą co myśleć, gdyż my tego nie mamy szansy ogarnąć.

Dobro jest dobrem, zło złem.
I jak powiedział Bartoszewski - prawda nie leży po środku, leży tam gdzie leży.

pozdrawiam
v.
pomorzak
Posty: 9439
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:30 pm

Re: prawdy egzotyczne lub prawdy nie egzotyczne..

Post autor: pomorzak »

Dzięki Vika
wielokropek
Posty: 269
Rejestracja: sob paź 17, 2009 8:48 pm
Lokalizacja: Dziki Zachod

Re: prawdy egzotyczne lub prawdy nie egzotyczne..

Post autor: wielokropek »

Witaj, Vika; milo Cie widziec tu znow. :)
Kiedys, jakies kilkanascie lat temu zobaczylem przy wejsciu do China Town w San Francisco taki widok: starszawy Azjata trzymal duzy plakat z napisem: Bylem niewolnikiem Dalaj Lamy. Zaskoczylo mnie to niebywale, Dalaj Lama bowiem byl dla mnie prawie swietym czlowiekiem i w ogole niepodwazalnym autorytetem moralnym. Zatrzymalem sie przy owym osobniku, ale trudno sie bylo z nim porozumiec ze wzgledu na jego ograniczona znajomosc jezyka angielskiego. Z tego co zrozumialem, to gosciu byl bardzo zle traktowany przez guru i prawdopodobnie bylo tam kilku innych niewolnikow, ktorzy musieli spelniac wszystkie zadania swego pana. W drodze do domu zaczalem przemysliwac pozycje Lamy. Coz, pewnie, gdybym nie musial nic robic, gdyby podsuwana mi jedzenie do usta, sznurowano mi buty i zajmowano sie najmniejsza nawet moja zachcianka - to pewnie mialbym mnostwo czasu, by uprawiac filozofie i glosic swiatu swoje przemyslenia. Bo czymze innym mialbym sie zajmowac?
Zaczalem wiec szperac po internecie i w sumie okazalo sie, ze nasz bohater wcale taki krysztalowy nie jest. Szkoda mi tylko jego narodu, ktory mu jest wierny , a przeciez ktory on zostawil na pastwe losu.
Oczywiscie, popieram dazenia niepodleglosciowe Tybetu, ale jesli juz chodzi o osobe Dalaj Lamy - elkko sobie odpuscilem.
Dzieki za Twoje spostrzezenia; to tylko potwierdzilo moje domysly.

Pozdrawiam slonecznie -
wielokropek
rekin oceanu
Posty: 5488
Rejestracja: ndz sty 18, 2015 1:18 pm

Re: prawdy egzotyczne lub prawdy nie egzotyczne..

Post autor: rekin oceanu »

wielokropek pisze: pt lut 01, 2019 8:59 pm
Kiedys, jakies kilkanascie lat temu zobaczylem przy wejsciu do China Town w San Francisco taki widok: starszawy Azjata trzymal duzy plakat z napisem: Bylem niewolnikiem Dalaj Lamy. Zaskoczylo mnie to niebywale, Dalaj Lama bowiem byl dla mnie prawie swietym czlowiekiem i w ogole niepodwazalnym autorytetem moralnym. Zatrzymalem sie przy owym osobniku, ale trudno sie bylo z nim porozumiec ze wzgledu na jego ograniczona znajomosc jezyka angielskiego. Z tego co zrozumialem, to gosciu byl bardzo zle traktowany przez guru i prawdopodobnie bylo tam kilku innych niewolnikow, ktorzy musieli spelniac wszystkie zadania swego pana. W drodze do domu zaczalem przemysliwac pozycje Lamy. Coz, pewnie, gdybym nie musial nic robic, gdyby podsuwana mi jedzenie do usta, sznurowano mi buty i zajmowano sie najmniejsza nawet moja zachcianka - to pewnie mialbym mnostwo czasu, by uprawiac filozofie i glosic swiatu swoje przemyslenia. Bo czymze innym mialbym sie zajmowac?
Zaczalem wiec szperac po internecie i w sumie okazalo sie, ze nasz bohater wcale taki krysztalowy nie jest. Szkoda mi tylko jego narodu, ktory mu jest wierny , a przeciez ktory on zostawil na pastwe losu.
Oczywiscie, popieram dazenia niepodleglosciowe Tybetu, ale jesli juz chodzi o osobe Dalaj Lamy - elkko sobie odpuscilem.
Dzieki za Twoje spostrzezenia; to tylko potwierdzilo moje domysly.

Pozdrawiam slonecznie -
wielokropek
Jeśli się nie mylę to przyjaciel Największego twego Boga solidarności.
Za czasów przemian Polskich.
Z ogoloną głową nagimi rękoma i owinięty Jakimś towarem nie wiem jak to nazwać.

Jeśli by się tak rzeczy mają to dla kogo grasz.
Nie wiem nie zechcę wnikać
W ten temat.
Ich sprawa.
Vika
Posty: 262
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:30 pm

Re: prawdy egzotyczne lub prawdy nie egzotyczne..

Post autor: Vika »

wielokropek pisze: pt lut 01, 2019 8:59 pm Witaj, Vika; milo Cie widziec tu znow. :)
Kiedys, jakies kilkanascie lat temu zobaczylem przy wejsciu do China Town w San Francisco taki widok: starszawy Azjata trzymal duzy plakat z napisem: Bylem niewolnikiem Dalaj Lamy. Zaskoczylo mnie to niebywale, Dalaj Lama bowiem byl dla mnie prawie swietym czlowiekiem i w ogole niepodwazalnym autorytetem moralnym. Zatrzymalem sie przy owym osobniku, ale trudno sie bylo z nim porozumiec ze wzgledu na jego ograniczona znajomosc jezyka angielskiego. Z tego co zrozumialem, to gosciu byl bardzo zle traktowany przez guru i prawdopodobnie bylo tam kilku innych niewolnikow, ktorzy musieli spelniac wszystkie zadania swego pana. W drodze do domu zaczalem przemysliwac pozycje Lamy. Coz, pewnie, gdybym nie musial nic robic, gdyby podsuwana mi jedzenie do usta, sznurowano mi buty i zajmowano sie najmniejsza nawet moja zachcianka - to pewnie mialbym mnostwo czasu, by uprawiac filozofie i glosic swiatu swoje przemyslenia. Bo czymze innym mialbym sie zajmowac?
Zaczalem wiec szperac po internecie i w sumie okazalo sie, ze nasz bohater wcale taki krysztalowy nie jest. Szkoda mi tylko jego narodu, ktory mu jest wierny , a przeciez ktory on zostawil na pastwe losu.
Oczywiscie, popieram dazenia niepodleglosciowe Tybetu, ale jesli juz chodzi o osobe Dalaj Lamy - elkko sobie odpuscilem.
Dzieki za Twoje spostrzezenia; to tylko potwierdzilo moje domysly.

Pozdrawiam slonecznie -
wielokropek
Dziękuje Wielokropku,że pochyliłeś się nad tekstem . Sądzę że jak zawsze chcesz dostrzec dwie strony medalu i nie zaciągnięto Ci jeszcze klapek na oczy. Przynajmniej starasz się ich pozbywać kiedy ogarniasz chaos. Przykro mi, że cię zasmuciłam poniekąd. Sympatia dla lamaizmu wynika dla mnie ze niezrozumiałego zafascynowania tymi uśmiechniętymi mnichami. Jeśli jednak przyjrzeć się bliżej ich poczynaniom, tego co dzieje się w ich klasztorach, fascynacja zamienia się w (delikatnie mówiąc) ambiwalencję.
Podobnie ma się sprawa z konfucjanizmem. Warto się zastanowić dlaczego chińska partia tak polubiła nagle tę religię. Moim zdaniem generalnie mitologizujemy azjatyckie religie i ich kulturę. Nie wiem z czego to wynika, bo przecież większość z nich jest apoteozą podporządkowania, dokładnej odwrotności tego co my uważamy za wolność, a może to trzeba po prostu przeżyć osobiście?... zobacz, ilu jest ludzi, którzy odbywają jakieś spotkania, podróże w różne święte miejsca i nagle kompletnie im odbija...ja nikomu nie zabraniam robienia za bateryjkę Duracell, niech sobie uwalniają energię jeśli im to pomaga zostać lepszymi ludźmi. Każda droga jest dobra.
Zaczęło się to od podróży Beatlesów do Aszramu Maharishi Mahesh Yogi. Jak się później okazało, był to bardzo nieciekawy typ, nawiasem mówiąc lubiący pieniądze, bardzo. Problem z historią i teraźniejszością polega też na tym, że uwielbiamy miłe symbole. One jakoś pozwalają nam zorganizować emocjonalnie ten cały chaos. Propagandyści wszelkiej maści doskonale o tym wiedzą i bez mrugnięcia okiem "pomagają" nam w dopasowaniu się do sytuacji, lub uzyskaniu emocjonalnej satysfakcji.
Mit Westerplatte mało ma wspólnego z faktami, które ciężko przebijają się przez naszą świadomość. Sławetne zdjęcie z zatknięcie amerykańskiej flagi na Ivojimie, to też dobra propagandowa robota, opłacona dramatami kilku ludzi. Stalin dostał podobno szału gdy na sławnym zdjęciu czerwonoarmisty zatykającego flagę na Reichstagu zobaczył kilka zegarków na ramieniu bohatera. Retuszyści mieli robotę.
Zdjęcie kilkuletniego martwego Syryjczyka, wyrzuconego na plażę też ma swoją historię.
Towarzysz Gorbaczow, najśliczniejszy Gensek w historii, symbol pokojowych przemian. To, że był protegowanym byłego szefa KGB Andropowa postrachu dysydentów i głównego aktora najazdu na Węgry nikomu nie przeszkadza. Jest symbolem jak się patrzy, choć kilka lat temu gdy mu w Niemczech wręczano kolejną pokojową nagrodę delikatnie podkreślił, że wkurwianie Putina może mieć spore konsekwencje dla opornych na fakty, militarne.
Nguyen Ngoc Loan - szef proamerykańskiej południowowietnamskiej policji strzela w głowę niewinnemu Wietnamczykowi. To nagrodzone Pulitzerem zdjęcie obiegło cały świat i było symbolem protestu przeciwko wojnie w Wietnamie. Tym niewinnym Wietnamczykiem był Nguyen Van Lem, szef plutonu egzekucyjnego Wietkongu, odpowiedzialny za śmierć sześciu tysięcy niewinnych ludzi.
Takie symbole można mnożyć, a nawiasem mówiąc Lennon nigdy nie koncertował w towarzystwie towarzysza Che choć istnieje takie zdjęcie. Może nie lubił cygar.
Moja próba tzw. ogarnięcia tego wszystkiego od razu się włącza staccato,taniec łabędzi i pociąg,który gdzieś pędzi..więc kończę.

hej!

serdecznie pozdrawiam

vika
Vika
Posty: 262
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:30 pm

Re: prawdy egzotyczne lub prawdy nie egzotyczne..

Post autor: Vika »

pomorzak pisze: pn sty 21, 2019 3:50 pmDzięki Vika
proszę bardzo Pomorzaku ,

U mnie zawsze czeka miska strawy dla Ciebie...i kieliszek chleba :)))


V.

https://www.youtube.com/watch?v=fwIE1Fl ... 9z57YSJoSA
wielokropek
Posty: 269
Rejestracja: sob paź 17, 2009 8:48 pm
Lokalizacja: Dziki Zachod

Re: prawdy egzotyczne lub prawdy nie egzotyczne..

Post autor: wielokropek »

Viko, ciagnac temat upadku autorytetow: okazuje sie, ze slawny cudotworca Jan od Boga molestowal seksualnie swoje pacjentki. Przynajmniej kilkanascie z nich go o to posadza… Od bohatera do zera?
Nie, nie mam zadnej satysfakcji z takowych odkryc. Wrecz przeciwnie: czuje duzy niesmak. Wolalbym, by we wszystkich przypadkach byla to nieprawda…


wielokropek
Vika
Posty: 262
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:30 pm

Re: prawdy egzotyczne lub prawdy nie egzotyczne..

Post autor: Vika »

wielokropek pisze: śr lut 06, 2019 7:00 pm Viko, ciagnac temat upadku autorytetow: okazuje sie, ze slawny cudotworca Jan od Boga molestowal seksualnie swoje pacjentki. Przynajmniej kilkanascie z nich go o to posadza… Od bohatera do zera?
Nie, nie mam zadnej satysfakcji z takowych odkryc. Wrecz przeciwnie: czuje duzy niesmak. Wolalbym, by we wszystkich przypadkach byla to nieprawda…


wielokropek
Większość ludzkości cierpi na dziejową krótkowzroczność niestety. Dlatego potrzebuje mitu , w którym ulokuje swoej niepewności .
Łatwo ten kapitał posiąść dając naiwnym np. szlik jak to się trafiło Richardowi Gere, ale ..o tej dobroci.. to już pisałam
Napisałam, że mam nadzieję być w miarę dobrą osobą , by rościć sobie prawo do pełnej dobroci, brak mi jeszcze sporego ładunku arogancji.
Ale tak skoro już jesteśmy przy dobroci....
Ilekroć apeluje mi się do mojego humanizmu, ilekroć czynienie dobra zaczyna wymagać się na komendę, ilekroć w szybkim tempie rośnie ilość Gutmensch'ów... tylekroć jestem pewna, że szykuje się jakaś gruba przewałka lub inne kurewstwo, których będziemy za jakiś czas gorzko żałować. Dlatego tak trudno być "Übermenschem" w sensie wzięcia pełnej odpowiedzialności za swoją całkowitą wolność. Wymaga to albo świadomych samoograniczeń w kontekście dobra wspólnego, albo zgody na każdy rodzaj konsekwencji wypływającej z własnych decyzji.
Chyba najtrudniej zarządzać samym sobą. Przypuszczam, że dzisiejszych czasach, największą panikę wzbudziłoby całkowite odłączenie internetu, mam wrażenie, że gros ludzi nie wiedziałoby co mają myśleć, nawet na temat tego co zjeść. Musieliby zacząć głodować żeby się ogarnąć.
Cały dramat polega na tym, że nasza lekkomyślna pramatka z wężem się zadawała. Stąd też więcej w nas bestii, która pożarłszy wszystko za własny ogon już się zabrała.:))

pozdrawiam jak zawsze Cię serdecznie
vika
wielokropek
Posty: 269
Rejestracja: sob paź 17, 2009 8:48 pm
Lokalizacja: Dziki Zachod

Re: prawdy egzotyczne lub prawdy nie egzotyczne..

Post autor: wielokropek »

Viko; wielkie dzieki za mile slowa.
Dywagacji o Janie od Boga ciag dalszy.
Otoz wczoraj wieczorem rozmawialem z moja dobra kumpela (skadinad szalenie inteligenta dzioucha) wlasnie o tymze cudotworcy, ze sie zawiodlem, ze jak to latwo zamylic oczy innym swoja swietosci i tak dalej. I nagle ona rzekla:
- A co, jesli sie okaze, ze seks oralny, na ktore tak bardzo namawial swoje pacjentki - rzeczywiscie ma wlasciwosci lecznicze? Wspolczesna medycyna jest na tyle pruderyjna, ze zupelnie ignoruje wplyw seksu na nasze zdrowie. Ale gdzieniegdzie slychac pobakiwania, ze i owszem, jest dobry, zdrowy i pozyteczny przy wielu komplikacjach. Jedynie owa pruderia zabrania naukowcom zajmowac sie tym tematem. Niektore plemiona afrykanskie uskuteczniaja seks oralny swoim krowom (fakt!), by te byly wydajniejsze w mleku i plodnosci.
W przypadku leczenia seksem oralnym zachodzi tylko pytanie, czy terapeuta moze sam go stosowac na swoich pacjentach; podobnie jak przy masazu, nakladaniu rak na cialo, itp. Bo tu moze byc bardzo cieniutka granica miedzy zabiegiem (oralnym), a molestowaniem.
No, badz tu madry!
Juz wydawac by sie moglo, ze odarto cudotworce z jego czystosci, a przecie moze mial racje...
Mity i bleffy. Prawda i okolice.
Jak sie w tym wszystkim odnalezc, Viko?

Pozdrawiam slonecznie -
wielokropek
godzilla
Posty: 14045
Rejestracja: sob paź 17, 2009 8:49 pm

Re: prawdy egzotyczne lub prawdy nie egzotyczne..

Post autor: godzilla »

no, prosze... istnieja jeszcze tutaj ludzie MYSLACY...
pozdrawiam wiec Vike i Wielokropka...
Andrzej
ODPOWIEDZ