Opowiadanie...

(Prawie) wszystkie chwyty dozwolone.
Reflex
Posty: 10576
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:37 pm
Lokalizacja: USA
Kontakt:

Opowiadanie...

Post autor: Reflex »

Dowiedziałem się dzisiaj, że w wypadku samochodowym zginął mój znajomy Ramon. Był Katalończykiem, nauczycielem tańca, szaleńcem życiowym, muzykiem, poetą, aniołem, mężczyzną... Znaliśmy się chyba kilkanaście lat. Widywałem go rzadko, ale spotkania te robiły na mnie piorunujące wrażenie. Po pierwsze zawsze twierdził, że nawet mnie można nauczyć tańczyć - naiwniak! Po drugie grał na malutkim akordeoniku i zawsze podziwiałem jak zręcznie przebiera palcami, jednocześnie pokazując kroki swym uczniom, rytmicznie recytując katalońskie wiersze. Po trzecie jednak, po czwarte, piąte i osiemdziesiąte ósme, zawsze podziwiałem jego miłość do Nani - niesamowitej Dziewczyny, Partnerki, Współpracowniczki... (tu trzy kropki znaczą o wiele więcej, niż zwykle, bo mógłbym tu wpisywać pół nocy kim dla niego, dla nas wszystkich była).

Obrazek

Tańczyli razem jak para motyli - lekko, zgrabnie, z wdziękiem i polotem. Ramon był od niej starszy kilkanaście lat, więc kiedy kilka lat temu odeszła do młodszego mężczyzny pozostawiając go z niespełnioną Miłością, mimo że przepłakał setki godzin; że naopowiadał o swoim smutku dziesiątkom nocy; że nabłagał miliony gwiazd o jasną drogę dla niej; że naszukał się Biedaczyna gdzie, kiedy i jakie błędy popełnił, by doprowadzić ją do odejścia... potrafił wyprawić ją w podróż przez Życie, Jej Własne życie bez Niego; potrafił pożegnać, jak żegna się Tę Osobę - z Miłości obdarowując Wolnością. Bo gdy mężczyzna tak bardzo kocha Kobietę, potrafi podarować jej Wolność taką, o jakiej Ona czyta w wierszach i marzy w romantycznych powieściach.

Przesiedzieliśmy kiedyś z Ramonem całą noc w lesie, na jakimś megalicie w środkowej Francji. Ognisko (zapalone mimo zakazu) dawno już zgasło, a Ramon jak w transie opowiadał o Nani, o swej Miłości, o Kobiecie, o tym co ważne w sprawach My, o Domu jeszcze w budowie i w walizkach, o Tym no nadejść miało, czy mogło... Dzisiaj Kobiety wolą silnych facetów z wypchanymi portfelami, a on malutki, z marzeniem w oczach, czasem muzyką zamiast kolacji, zawsze z potarganą brodą i czupryną czarną jak smoła, z głową pełną pomysłów, które realizował stopniowo - wszystko inwestując we wspólny Dom, który budował dla nich gdzieś Pirenejach. Gdy odchodziła, najwyraźniej wystraszona, że to już, że dach już stawiają, że w szopie coraz większy porządek..., nie wierzył, my też nie wierzyliśmy, każdemu się zdawało, że to jakiś okrutny żart, farsa, czarny prima aprilis... Kiedyś, lata temu, uczyłem się od Niego, od Nich takiej Miłości i mimo że nie było mi dane zdać egzaminu, to jednak staram się przekazywać te lekcje młodym przyjaciołom - ważne lekcje bycia z kimś, z Tym Kimś...

Ramon uwielbiał, gdy budziła go rano, by wspólnie iść po chleb i żarcie dla psów. Oczywiście trudno im było wyjść z łóżka, bo gdy do pracy idzie się wieczorem, nie ma nic przyjemniejszego, niż dłuuugi poranek w ramionach ukochanej osoby. Godzinami potrafili też przesiadywać w górach, trzymając się za ręce, komponując nowe tańce, by nagle znienacka zerwać się i zacząć próbować kroki. Zazdrościłem im cholernie, gdy porozumiewali się sobie tylko znanymi spojrzeniami, gestami, słowami panując nad czasem kilkudziesięciosobową grupą ludzi tańczących w kręgu. Jak wielką nić porozumienia trzeba osiągnąć, by być ze sobą tak blisko! Zazdrościłem im czułości i ciepła na co dzień; umiejętności mówienia sobie dotykiem o sprawach ważnych - bez słów, ale tak, by każde z nich wiedziało o co chodzi. Ileż rzeczy można wyrazić dotykiem dłoni, przytuleniem, położeniem głowy na ramieniu, czy dłoni na plecach lub udzie...

Żegnaj Nauczycielu - a raczej do zobaczenia! Niech Ci tam teraz aniołowie skaczą w rytm Twojej muzyki, bo jestem pewien, że z tej autostrady zabrali Cię prosto na najpiękniejszą salę taneczną wszechświata, założyli zapasowe anielskie skrzydła i od razu, bez dania chwili wytchnienia zagnali do prowadzenia w niebie kursów tańca. I pewien jestem, że któraś z tych anielic okaże się siostrą-bliźniaczką Nani i podobnie jak kiedyś, zaczniecie oboje dawać innym lekcje tańca, Miłości, Życia - tym razem już bez konieczności nieustannej naprawy dachu i reperowania zdzierających się butów... A odwiedzajcie mnie czasem, wpadajcie na herbatę i pogawędki o tym jak Tam jest. Kto wie, może nawet dam się namówić na kurs tańca?

Leonard Cohen
sprawiedliwy
Posty: 2627
Rejestracja: sob wrz 20, 2014 4:05 am
Lokalizacja: stary kontynent

Re: Opowiadanie...

Post autor: sprawiedliwy »

Wspaniałe. Mistrzostwo. Już wydawało mi się Reflexie że to Ciebie będzie trzeba chwalić.
Leonard już tam jest razem z Ramonem.
Ale dzięki za ten tekst, bo wart oczu i czasu oraz refleksji.
Reflex
Posty: 10576
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:37 pm
Lokalizacja: USA
Kontakt:

Re: Opowiadanie...

Post autor: Reflex »

Fantastyczny prawda? Cieszę się że tak to odebraleś, identycznie czulem ja...
Cudowny opis, lekki jak dotyk powiewu wiatru i tak gleboko radosny i emocjonalny.
Reflex
Posty: 10576
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:37 pm
Lokalizacja: USA
Kontakt:

Re: Opowiadanie...

Post autor: Reflex »

Kiedy milość odchodzi

To zawsze skrada się po cichu.. Nie nadchodzi stopniowo. Nie daje czasu na przygotowanie murów swego serca do obrony. Napada nagle, jakby takie było odgórne założenie. Taki cel okrutny-rozorać jak największą połać delikatnych uczuć. Nawet nie daje to szansy na zadanie choćby jednego ciosu w odwecie. Tak już bywa,że gdy staniemy w obliczu znajomego niebezpieczeństwa,nie potrafimy się obronić.
Choć godzinami trenowaliśmy. Znamy wszytkie chwyty. Z zamkniętymi oczami trafilibyśmy w słabe punkty.
Nie odłącznym elementem tego..tego gwałtownego zjawiska...jest całkowity paraliż. Sekundy za sekundami wloką się, jakby zmęczone długim marszem przez rozpaloną pustynię, kiedy okazało się, że oaza do której zdążaliśmy już nie istnieje.

Pustka.
Widzę ją.
Czuję jej ciężar na mym ramieniu.
Jej złowieszczy oddech zjeża malutkie włoski na mym karku..W mym umyśle czai się zamieszanie .Coś co brzmi łagodniej niż kataklizm,a jednak przewyższa go o cała skalę.. TO wprowadziło ów chaos do mych myśli, stało się dla mego życia czymś ohydnie przewidywalnym. Kiedy filary podtrzymujące świat rozsypują się w proch, pogrążając nas tuż przy bramach nieba, można już tylko obserwować absolutna zagładę złudnych marzeń. Popiół spalonych nadzieji. Krwawą kałużę łez..Moich łez. Jeśli chcesz ,możesz jej dotknąć.Jeśli chcesz możesz się nawet zanurzyć w moich myślach.Jeśli chcesz...

Jeśli tylko chcesz spaść w bezdenną odchłań mej rozpaczy. Proszę, droga wolna.
Dla mnie nic już się nie liczy .Możesz mnie nawet zabić. Zrób to, nie będę płakać. Właśnie wtedy już nie będę płakać...
Więc zrób to wreszcie!
Uwolnij mnie z więzów zakłamania. Tu i teraz, wśród czarnych róż zwiędłych ranię się tylko ich kolcami. Są brzydkie i niebezpieczne . Czemóż więc je kocham?!
Dlaczego wciąż mam nadzieję,że odżyją..?. .Przecież ich serca i tak pozostaną czarne. Chyba Bóg tylko mógłby tchnąć w nie karmin piękna........lecz ja nie wierzę w Boga..!...Jestem tylko ja i nieustanny puls jednego spostrzeżenia. Świat wiruje, lecz ja nie tańczę. Chyba już nie potrafię.

Koniec.
To już koniec..?
Przecież to nie może być koniec!
Tak wielkie uczucia nie mają prawa ulatywać. Czy można kryjąc delikatny puch w dłoni po prostu go od siebie odrzucić? Tak bez serca? By szybował wśród chłodu poranka,raniącego każdym promieniem słońca.....
Pierwszy świt bez Ciebie...
A może ostatni? Z Tobą w mej duszy skrytym przed każdą świata nieprawością...
Tu czy tam....?
Blisko nieszczęścia?
W pobliżu niewiadomej?

Wybieram lekkość...Chcę znów szybować w przestworzach!
Lecz już nie tu..W tym miejscu kamienie przywiązane do mych stóp nie pozwolą mi się wzbić...
Skrzydła cementem smutku zespojone zbyt ciążą...
Wybieram tam...
Nie słuchaj mnie już.
Zamknę oczy.
Zniknę...
Ulecę......jak jego zimnej miłości ostatni lodowy okruch.........

_________________________________________________________________________________


Nie sztuką jest kochać. Jednak przez specyficzne uwarunkowanie (z pewnością genetyczne) , niektóre jednostki potrafią kochać na zabój. Jeśli jesteś jedną z nich i przeżyłeś coś podobnego...Wiesz, że świat tych uczuć które zostaly zapisane w myśli,wcale nie jest głupi ani naiwny...Nie wyolbrzymia. To jest uwieczniona chwila.Jak zdjęcie,które wkrótce może się okazać nieaktualne.

Jeśli zaś utrata miłości nie jest dla Ciebie powodem do takiegoż rozpaczania....Przeczytaj to i...Ciesz się.
Bo nigdy nie poczujesz się tak jakby Twój największy skarb kamienował Twe serce fałszywymi słowami. Zrzucał Cię w przepaść i sprawiał, że będziesz umierać z głodu...Powoli, tak by sprawiło Ci to więcej bólu. Pamiętajcie, iż każda miłość jest pierwsza. A przynajmniej miejcie nadzieję...Czas jest w stanie wyleczyć nawet śmiertelne rany.

ZoJa
sprawiedliwy
Posty: 2627
Rejestracja: sob wrz 20, 2014 4:05 am
Lokalizacja: stary kontynent

Re: Opowiadanie...

Post autor: sprawiedliwy »

no dobra. jak na razie to wklejasz przeżycia innych.
A my co? mamy wpisać własne? Od tak się wyspowiadać.
Nie, nie ze mną ten numer. :oops: Oczywiście żart!
Niestety w necie jest tak że jak się coś napisze to natychmiast przypisuje się to osobie która napisała. Wierzą ludzie ślepo we wszystko, żadnego polotu, a fantazja tylko taka w która jest absolutnie nieprawdopodobna.
Lubię pisać i mam co nieco w szufladzie, "takich osobistych" opowiadanek. Nie dotyczą mnie, lecz taka ich forma.
Ostatnio mam na ekranie dziwną powieść młodego autora. Pierwsza, choć jest niejako profesjonalnym literatem i znawcą literatury. Powieść o śmierci. Autor niesamowicie wczuwa się w sumienia figur, które stworzył. To duża sztuka pisać o miłości w wielu wariantach. Temat rzeka. Lubię. Bo miłość to wspaniała sprawa, Ma tyle oblicz i ludzi na świecie.

A jeszcze każdy z nas ma kilka miłości...
Reflex
Posty: 10576
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:37 pm
Lokalizacja: USA
Kontakt:

Re: Opowiadanie...

Post autor: Reflex »

Czlowieka urzeka życie. Posiada wlasne marzenia, uczucia i przeżycia które mocno czuje, ale często nie potrafi ich opisać.
Bo są wieksze jak slowa, większe jak wszystko. Są życiem.
I kiedy się natkniesz na nie ... przeżywasz ... otwierasz przed nimi wlasne serce.
Każdy z nas gdzieś, kiedyś ... przeżyl radość i szczęscie - zawód i ból ...Dlatego taki tekst trafia prosto do serca....

A Ty sprawidliwy, sięgnij do tej szuflady i pisz... Ja będę pierwszy, który się nad tym pochyli. 8-)
sprawiedliwy
Posty: 2627
Rejestracja: sob wrz 20, 2014 4:05 am
Lokalizacja: stary kontynent

Re: Opowiadanie...

Post autor: sprawiedliwy »

no tak. tylko jeśli je tu wkleję, to albo opowiadanie będzie już spalone albo ja.
Ponieważ sporo ostatnio o rasizmie, to przypomnę stary wiersz, który był kiedyś na forum Żydów Polskich.
Autorem był Adam. B. Wiersz mam schowany u siebie, bo jest piękny. Właściwie to za mało powiedziane"piękny", jest wspaniały, doskonały. Czy to ważne? istotne?, czy żydowskiej akurat, czarnej, żółtej, arabskiej ?

Kropelka Krwi


To było dawno, me narodziny,

Na świat spojrzenie pierwsze, ciekawe,

A potem lata, dni i godziny

Miałem beztroską, zwykłą zabawę

I nikt przyjaźni nie wzbraniał mi

Przez moją kroplę żydowskiej krwi.


Me szkolne lata niezapomniane,

Pierwsze miłości, czułe westchnienia,

Leciutka mgiełka jakby zawiane

Słodkich łez szczęścia i rozmarzenia,

Bo nie kłamały dziewczęta mi

Przez moją kroplę żydowskiej krwi.


Aż przyszedł dzień zawstydzić słońce.

Ze wszystkich stron słyszałem jedno,

Jednym okrzykiem pałające,

Ogromne i bolesne sedno

Co wzniosło sztylet i wbiło mi

W moją kropelkę żydowskiej krwi.


Jak we śnię wszystko się rozegrało.

Gorzkie łzy żalu, smutku, rozpaczy

I jakby w niebie coś pociemniało,

Jakbym się zrodził znowu, inaczej.

I wyjechałem, kazała mi

Moja kropelka żydowskiej krwi.


I nic, I pustka. Nadzieja złudna -

Mam swoje życie i co poza tem?

Ścieżka pod górę pnąca się, trudna

A ja, samotny stoję przed Światem

Pytając, czemu zamknięto drzwi

Za moją kroplę żydowskiej krwi...?
Reflex
Posty: 10576
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:37 pm
Lokalizacja: USA
Kontakt:

Re: Opowiadanie...

Post autor: Reflex »

Tu się nikt nie spali... chyba jakiś umyslowo okaleczony antysemita.
Wiersz pelen rozżalenia, bólu i smutku. Trafia do serca i sumienia.
Piekny.
sprawiedliwy
Posty: 2627
Rejestracja: sob wrz 20, 2014 4:05 am
Lokalizacja: stary kontynent

Re: Opowiadanie...

Post autor: sprawiedliwy »

Reflex pisze: ndz cze 07, 2020 12:18 pm Piekny.
Dla mnie on jest pełen miłości, do przyjaciół. do ukochanej dziewczyny. do kraju z którego musiał wyjechać, i do rodziców.

Tak napisać mogła dusza która bardzo pełna była miłości.

Znaleźć takie opowiadania , wiersze wcale nie jest łatwo. Szczególnie krótkie formy.
Reflex
Posty: 10576
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:37 pm
Lokalizacja: USA
Kontakt:

Re: Opowiadanie...

Post autor: Reflex »

Zmysly...

To bylo elektryzujace. Juz dawno nie czula takiej ciekawosci, co zdarzy sie dalej. Czy ma pozwolic mu brac swoje wlosy do ust? Czy ma prawo czuc taka ciekawosc? Co naprawde by chciala, aby zdarzylo sie dalej? Ona, zona przystojnego meza, ktorego zazdroszca jej wszystkie kolezanki. Jak daleko moglaby sie posunac, aby poczuc cos wiecej niz tylko ten dawno zapomniany dreszcz, gdy mezczyzna znowu caluje jej wlosy, zamykajac przy tym oczy? Jej maz od dawna nie caluje jej wlosow i jest tak... potwornie przewidywalny.

Myslala o tym ostatnio bardzo czesto. W zasadzie z niepokojem. Nie, zeby jej wszystko spowszednialo, nie az tak. Ale zniknal naped. Rozproszyl sie gdzies w codziennosci. Wszystko ostyglo. Czasami tylko sie rozgrzewalo na chwile. W pierwsza noc po powrocie jej lub jego z jakiegos dluzszego wyjazdu, po lzach i klotni, ktora postanowili zakonczyc w lozku, po alkoholu, lub jakichs wonnych lisciach palonych na przyjeciach, na urlopie w obcych lozkach, na obcych podlogach, przy obcych scianach, lub w obcych samochodach.

To ciagle bylo. Powiedzmy bywalo. Ale bez tej dzikosci, tej mistycznej tantry z poczatku. Tego nienasycenia. Tego glodu, ktory powodowal, ze na sama tylko mysl
o tym, krew szumiac, odplywala w dol jak oszalala i pojawiala sie jak na zawolanie wilgotnosc. Nie! Tego nie bylo juz dawno. Ani po winie, ani po lisciach, ani nawet na parkingu przy autostradzie, na ktory zjechal, gdy wracajac pewnej nocy z jakiegos przyjecia i nie zwazajac na to, ze jada niesmowicie szybko, wepchnela - tak jakos ja naszlo pod wplywem muzyki w radiu - glowe pod jego rece na kierownicy i zaczela rozpinac pasek od jego spodni.

To pewnie przez te dostepnosc. Wszystko bylo na wyciagniecie reki. Nie trzeba bylo o nic zabiegac. Znalo sie kazdy swoj wlosek, kazdy mozliwy zapach, kazdy mozliwy smak skory i suchej i wilgotnej. Znalo sie wszystkie zakamarki swoich cial, slyszalo wszystkie westchnienia, przewidywalo wszystkie reakcje i uwierzylo sie sie juz dawno we wszystkie wyznania. Niektore byly od czasu do czasu powtarzane. Ale nie robily juz wrazenia. Nalezaly po prostu do scenariusza.

Ostatnio wydawalo jej sie, ze sex z nia ma dla jej meza nastroj katolickiej mszy - jak moglo jej to w ogole przyjsc do glowy? Po prostu pojsc, nad niczym sie nie zastanawiac i znowu ma sie spokoj na caly tydzien.
Moze tak jest u wszystkich? Czy mozna sie dziko pozadac, gdy zna sie od kilkunastu lat i gdy sie widzialo go jak krzyczy, wymiotuje, chrapie, siusia i zostawia brudna muszle klozetowa?
A moze to nie jest takie wazne? Moze potrzebne jest tylko na poczatku? Moze nie najwazniejsze jest chciec isc z kims do lozka, ale chciec wstac nastepnego dnia rano i zrobic sobie nawzajem herbate?

- Czy zrobilem cos zlego? - To Jean wyrwal ja z zamyslenia.
- Jeszcze nie wiem - odpowiedziala z wymuszonym usmiechem, przepraszam na chwile zaraz wroce.
W toalecie wyciagnela z torebki szminke. Patrzac w lustro, powiedziala do siebie:
- Masz jutro dluga droge przed soba. Zaczela malowac usta.
- I meza tez masz - dodala, grozac sobie palcem w odbiciu w lustrze.

Wyszla z toalety. Przechodzac obok recepcji uslyszala jak jakis mezczyna , odwrocony do niej plecami, literuje recepcjonistce swoje imie:
J-a-k-u-b...

Juz nie czula ciekawosci, co "zdarzy sie dalej".Tesknila za mezem. Podeszla do baru, do czekajacego na nia mezczyzny. Stanela na placach i pocalowala go w policzek. - Nie zrobil pan nic zlego - wrecz przeciwnie.
Z torebki wyjela swoja wizytowke, odwrotna pusta strone przycisnela mocno do ust blyszczacych od swiezo nalozonej szminki. Polozyla wizytowke na barze obok swojego kieliszka z niedopitym pastelowym plynem.
- Dobranoc powiedziala cicho.

Janusz L. Wisniewski
fragmenty ksiazki Samotnosc w Sieci
ODPOWIEDZ