Opowiadanie...

(Prawie) wszystkie chwyty dozwolone.
sprawiedliwy
Posty: 2627
Rejestracja: sob wrz 20, 2014 4:05 am
Lokalizacja: stary kontynent

Re: Opowiadanie...

Post autor: sprawiedliwy »

Znalezione kiedyś w sieci....Ciekawe jak to zinterpretujecie, odczytacie. Bo ja czytam jak cudzą spowiedz.

Moja Kochana Jolu,
Już kilka dni, tygodni, lat, piszę ten list. Bardzo mi Ciebie brakuje. Jesteś tak daleko a teraz już wiem, że się nie zobaczymy, spóźniłam się. Mimo tego dokończę ten list, bo wiem że niczym Anioł Stróż jesteś przy mnie. Stale nie mogę z czymś zdążyć. Wydaje mi się, że już osiągnęłam pewne, jak mawiają fizycy, „nasycenie“. Mam za sobą wszystkie etapy uczenia się życia, poznawania, odkrywania, doświadczania, czas szkolny, uniwersytecki, małżeński, czas pracy zawodowej i macierzyństwa. Pytań coraz więcej a odpowiedzi mniej. Czym jest świadomość? Czym jest sens? czym albo kim jestem? Dokąd zmierzamy ciągle się spiesząc? Odpędzam dziwne refleksje gdyż wpędzają mnie w paskudny nastrój, co prawda nieco inny niż łazienkowa waga albo myśl o oknach czekających na mycie, podłogach, o chowających się przede mną chwastach w ogródku. Martwi mnie moja córeńka. Odpowiada opryskliwie na każdą moją prośbę, a za chwilkę jest nieszczęśliwa, że tak na przekór samej sobie się zachowała. Zaraz żałuje, płacze. Czy my byłyśmy też takie w tym wieku? Myślę, że tylko bezwzględna, bezwarunkowa dobroć i miłość może ją zmienić. Jak wiesz, nigdy się nie obrażam, zawsze gotowa do spełniania próśb. Nie stosuję milczenia jako broni. Liczę, że skoro my wyrosłyśmy z tego nastolatkowego okresu buntu i sprzeciwu, to ona również. Chyba ją denerwuję, właśnie tym jaka jestem. Na razie z Jasiem nie ma tych trosk, jest rozkoszny, ufny, ugodowy, grzeczny. Oby świat go nie zepsuł. Oboje są dla mnie wszystkim.
Myślałam o Tobie, gdy poddałam się operacji przegrody nosowej. Bardzo się wycierpiałam, bo nie potrafię oddychać przez usta. Śniło mi się, że siedzisz przy mnie w białym fartuchu i stetoskopem wokół szyi jak kiedyś gdy usunięto mi migdałki. Trzy dni bez snu.Trzy noce lęków i refleksji, po których dochodzę do wniosku, że staram się cały czas być najlepszą matką i żoną pod słońcem. Boję się, że mi się to nie udaje. Jak wiesz, prawie porzuciłam pracę zawodową. Te kilka godzin w tygodniu to prawie nic. Tęsknię za ludźmi, za użyciem intelektu a nie tylko płynu do zmywania, za ludźmi z którymi się przyjaźniłam, uczyłam, spierałam w sądzie, tęsknie za przeciwnikiem i za współpracownikiem, za szefostwem. Zostaną w mojej głowie nostalgią. Do sprzątania wkładam buty na obcasie, ładnie się ubieram, no i nie wychodzę rano z łazienki bez lekkiego makijażu choć spoglądanie w lustro sprzyja mojej melancholii. Niestety. Jest jednak coś, co mnie raduje, to jakby nowy rozdział w życiu. Moje relacje bratem. Nie znaliśmy się przez wiele, wiele lat. Nie zdążyłam Ci go pokazać. Wiesz, śmierć naszego Taty spowodowała zniknięcie niewidocznej bariery uprzedzeń, „walki“ o pozycję, uznanie, o miłość Taty. Matka mojego brata przestała mnie traktować jak konkurentkę. Myślę, że to tata załatwił „w niebie” iż nastąpiło zamknięcie rozdziału nieporozumień między nami. Mam wreszcie braciszka, o którym zawsze marzyłam jak i Ty.
Lata biegną nieubłaganie, inaczej niż teraz dla Ciebie. Dziś obchodziłybyśmy nasze 50 urodziny. Robią mi się worki pod oczami. Wklepuję mnóstwo kremów. Walczę z czasem.
Odwiedzam mamę co trzy miesiące, gdyż ona nie może już przyjechać do nas. Czas dosięgnął ją niczym morderca na raty. Bardzo mi smutno z tego powodu, że dobrowolnie poddaje się starości. Nie chce ograniczyć papierosów i nie czyni nic, co by wpływało korzystnie na jej zdrowie. Jest trudniejsza w obejściu, mniej cierpliwa, jakby mniej tolerancyjna. Oczekuje więcej. Potrzebuje więcej ciepła i rodziny wokół siebie, więcej uwagi. Zwraca ją na siebie w różny sposób. Nie mogąc jej sprawić ulgi mam wyrzuty sumienia, boli mnie żołądek, gniecie serce. Czy ja też będę taka na starość? czy też będę kiedyś powodem takich dolegliwości moich dzieci? Widziałam się z Twoją mamą. Dzielna jest bardzo i nie mówiłyśmy o Tobie, bo ona bardzo cierpi, że tak zniknęłaś. Byłaś niewidzialna między nami.

Stan duszy, to jakby ciężar na sercu, czyli wszystko co wiruje w mojej głowie, i to jest natchnieniem dla pióra. Byłyśmy sobie bliskie od pierwszego dnia we wspólnej ławce szkolnej. Ta więź między nami przetrwała do teraz, to też piszę do Ciebie gdy jest mi smutno, gdy dusza jęczy a Ciebie już nie usłyszę. Przywołuje z pamięci Twoje słowa: harmonia w domu, radość, miłość wymagają dbania o nie jak o kwiaty by nie zwiędły. Staram się je pielęgnować. Miałaś rację mówiąc o gosposi Rózi, którą traktujesz z szacunkiem, bo może odejść, poskarżyć się, uciec, obgadać. Matka, żona nie okradnie, do związków zawodowych nie pójdzie. Nie zostawi dzieci ani nie ucieknie z dziećmi, pozbawiając ich ojca z powodu poczucia własnego niedowartościowania, przecież tkwi w nas wszystkich silna potrzeba akceptacji przez otoczenie, bliskich i najbliższych.
Do wszystkiego można przywyknąć. Ale przyzwyczajenia są jak żelazny kaftan z którego trudno się uwolnić. Wiesz, ja lubię „tulić” i odwzajemniam wierność i lojalność. Mam nadzieję, że nauczę tego dzieci, bo męża mi się nie udało. Czasem mam wrażenie, że mojej troskliwości, przezorności, ostrożności i czułości wystarczyłoby na tuzin dzieci i pół tuzina mężów.

Przebacz, minęło znów sporo czasu. Moja Kochana, daj mi jakiś znak, że postępuję dobrze.
Teraz coś we mnie umiera naturalnie. Szczęścia pragniemy wszyscy, za szczęściem gonimy niczym w zabawie w szukanego albo ciuciubabkę. Wolność, to życie godne. Godność i wolność, to dwa skarby, których nie pozwolę sobie odebrać. Jan nie dostrzega nawet, że wymagając stale ode mnie, gasi każdy mój entuzjazm, optymizm, czyni mnie bardziej dojrzałą do radykalnych posunięć. Do uwolnienia się. Nie wiem jeszcze, czy będę w stanie bez Jana być szczęśliwsza.
…Mam Cię w sercu Kochana Moja i do zobaczenia w Hadesie

Filomena Meror 19 września
Reflex
Posty: 10576
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:37 pm
Lokalizacja: USA
Kontakt:

Re: Opowiadanie...

Post autor: Reflex »

Drogi (droga?) sprawiedliwy... Chociaż to jest tekst raczej dla kobiet, zanurzylem sie w nim calkowicie.
Chcialem czuc, i rozumieć i myśle, ze mi się to udalo, ale napewno nie uda mi się tego napisać.
Może dlatego że to kobieta, inne odczucia inna pozycja w życiu, niż żywot faceta.
Jedno jest pewne i nalezy uczciwie to przyznać. Bez meżczyzny świat bylby niepelny.
Bez kobiety nie mial by sensu istnieć.
sprawiedliwy
Posty: 2627
Rejestracja: sob wrz 20, 2014 4:05 am
Lokalizacja: stary kontynent

Re: Opowiadanie...

Post autor: sprawiedliwy »

Owszem, to tekst pisany przez kobietę do kobiety, ale czy dla kobiet tylko?
Ciekawiło mnie jaka będzie wasza reakcja. I czy wklejać coś jeszcze? oczywiście zupełnie innego. O ile znajdę.
sprawiedliwy
Posty: 2627
Rejestracja: sob wrz 20, 2014 4:05 am
Lokalizacja: stary kontynent

Re: Opowiadanie...

Post autor: sprawiedliwy »

Reflex pisze: śr cze 10, 2020 4:43 pm Bez meżczyzny świat bylby niepelny.
Bez kobiety nie mial by sensu istnieć.

no to skromny jesteś. Ja śmiem twierdzić akurat odwrotnie. :oops:

to może o facecie teraz ? co?
sprawiedliwy
Posty: 2627
Rejestracja: sob wrz 20, 2014 4:05 am
Lokalizacja: stary kontynent

Re: Opowiadanie...

Post autor: sprawiedliwy »

hmmm. to inne znalezione na jakimś blogu . Taki fragment.
No dobra, Ostatni! Bo coś nie pasuje, chyba.


HRABICZ

Nie martwił na zapas. Wychodził z założenia, że jakoś to będzie i się ułoży. Dobrze będzie, bo inaczej tzn. gorzej być już nie może. I nawet gdy już wydałoby się, że sytuacja jest beznadziejna, on uważał, że przecież mogłoby być jeszcze tragiczniej. Potrafił znaleźć jakiś pozytywny punkt i uczepić się go mówiąc „na szczęście tylko prawa ręka złamana a nie lewa”, bo był mańkutem. Mawiał, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, jak nie teraz, to kiedyś wyjdzie to lepsze. Zawsze pogodny, zawsze uprzejmy, miły i zwyczajnie serdeczny, pozytywnie nastawiony do każdego człowieka.
Lubił pogadać z dozorczynią na podwórzu i z księdzem, z robotnikiem i z dyrektorem, z towarzyszem sekretarzem oraz z rzeźbiarzem. Potrafił z każdym rozmawiać i dostosować się do nich, bez względu kim ta osoba by była i czym się zajmowała, po prostu lubił ludzi, i ich szanował takimi jacy są. Mówił, że głupi nie wie, że jest głupi, więc i on winien być szanowany.
Kiedyś spotkał zapłakaną dozorczynię, akurat zamiatającą podwórze między nowymi blokami gdzie stał jeszcze stary familok.
Co się dzieje? szkoda łez moja droga w taki mróz.- podaje jej chusteczkę.
Och Panie Władku, jo to mom niefart - zdziwiony odebrał jej tę miotłę i nakłania do opowiedzenia. - Pisulino, mówcie po kolei, jak mam wam pomóc ? hę? jak nie wiem co się stało, że wam tak łzy lecą.
Bo widzi Pan, Panie Władku, moją Kaśkę posłałam do piwnicy, co by kapusty z beczki przyniosła. No i wróciła z kapustą i z bachorem w brzuchu. Nawet nie wie kto to był, bo ciemno było, wie pan. tam nie ma elektryki. Ino pamięta, że się opierała o tę beczkę, tak ją mocno przygniótł, że aż ją bolało w krzyżach.
Nie wiedział, śmiać się czy płakać razem z Pisuliną. Ona dalej w lament, narzeczony Kaśkę spierze, no i się nie ożeni, ksiądz nie ochrzci, oj, bydzie bida, Panie Władku.
- Wiecie co, Pisulino, znajdziemy rozwiązanie, nic się nie martwcie i nie rońcie łez. Jak powiem że będę chrzestnym, to ksiądz ochrzci, a z Frankiem pogadam, obalimy połówkę i będę świadkiem na ślubie. A teraz koniec z płaczem. Uspokojona Pisulina zamiatała dalej trotuar swoją miotłą z gałązek. Jak powiedział tak zrobił. W kościele wyszło na jaw, że Pan Władek, jak go nazywano na osiedlu, mimo że teraz partyjny, zna całą mszę na pamięć po łacinie, bo wiele lat służył do mszy. Musiał się wprawdzie nieco tłumaczyć przed sekretarzem partyjnym z tej całej „maskarady”. Jednak udawało mu się nawet partyjniaków przekonać o słuszności takiej „akcji”. Władeczek, który na chrzcie dostał imię swego chrzestnego, był potem świetnym hokeistą w kadrze KS. A Kaśka z Frankiem, dumni z chłopaka, żyli ponad 50 lat w szczęśliwym małżeństwie.
Reflex
Posty: 10576
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:37 pm
Lokalizacja: USA
Kontakt:

Re: Opowiadanie...

Post autor: Reflex »

no to skromny jesteś. Ja śmiem twierdzić akurat odwrotnie.
sprawiedliwy
Śmiesz? No jak możesz?
Żartuje...

Wolno Ci, to jest trybuna gdzie każdy ma swój pogląd i glos. Ja nie napisalem tego z jakiejś prywatnej sympatii.
Patrzę jak się świat zmienia, jak kobieta idzie w góre a samiec zaczyna "niewieścieć". Spójrz na politykę, gdzie dzieją sie rzeczy nie do pomyślenia przed emancypacją kobiety. Idira Gandhi, Margaret Thatcher, Angela Merkel. W Nowej Zelandii Jacinda Ardern, w Slowacji Zuzanna Czaputowa. I to nie są postacie przeciętne, to wybitne osobowosci dające się poznac sukcesami w swoich państwach.

Ale zostawmy wysokie stanowiska, spójrzmy na dzisiejsza kobietę w domu. Pracuje normalnie jak każdy dorosly poza domem, potem kojejna zmiana w domu. Meżczyzna wraca z pracy dostaje obiad, lapie za remote control od telewizora i odpoczywa. Kobieta pracuje w kuchni, w pralni, sprząta, zajmuje się dziecmi, szkolą, lekarzem. Prowadzi caly dom, w każdym miejscu widac jej obecność. Wieczorem po kąpieli..... Nie musze pisac dalej prawda?

Kiedy kobieta zachoruje, zwykle znosi to bardzo dzielnie. Kiedy meżczyzna zachoruje np.na grype w domu panuje stan wysokiego napięcia. Pan cierpi, pan jest wkurzony, denerwuje go lekarz, żona i każdy kto się pod ręke nawinie.

Może gdzieś przesadzilem. Moze nie kazdy mąż jest taki sam. Ale coś się zmienilo, kobieta zaczyna z sukcesem konkurować z dotychczasowym panem rodziny i świata.
I bardzo dobrze, w końcu my biedni meżczyzni odpoczniemy a niech baby sie zajma światem.
Gdzie jest mój pilot....o tutaj kolo kapcia na podlodze... Wrrrrrrrrrr. :mrgreen:

PS. A Twoje opowiadanie jest fajne, każde coś wnosi, czegoś uczy. Nie pytaj tylko jak cos masz publikuj. Miejsca jest dośc dla każdego.
Reflex
Posty: 10576
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:37 pm
Lokalizacja: USA
Kontakt:

Re: Opowiadanie...

Post autor: Reflex »

Nie najnowsze, Autor już nie żyje, ale wiersz aktualny jeszcze bardziej niż pieć lat temu.

Obrazek
godzilla
Posty: 14046
Rejestracja: sob paź 17, 2009 8:49 pm

Re: Opowiadanie...

Post autor: godzilla »

Reflex pisze: ndz cze 07, 2020 12:18 pm Tu się nikt nie spali... chyba jakiś umyslowo okaleczony antysemita.
Wiersz pelen rozżalenia, bólu i smutku. Trafia do serca i sumienia.
Piekny.
i widzisz glupia mendo... zaden antysemita sie nie znalazl... a ty qrewski rasisto nadal wegetujesz...

a ty baska sie nie martw... mam wlasna wedzarnie i wedze wlasne wedliny w ilosciach jakie mi sa potrzebne...
zaczalem sie tego uczyc po szescdziesiatce i jakos daje rade... jedyne co s3.14erdolilem to ryby... 3 mrozone makrele musialem wywalic... reszta moich wyrobow zdobyla uznanie mojej rodziny i znajomych... tak ze mozesz sama w3.14erdalac swoje kielbasy i przestac sie o mnie martwic...

nie zagladam tu bo mnie brzydzicie...
sprawiedliwy
Posty: 2627
Rejestracja: sob wrz 20, 2014 4:05 am
Lokalizacja: stary kontynent

Re: Opowiadanie...

Post autor: sprawiedliwy »

Przemek Staroń Obserwuj
27 stycznia
Jestem gejem.

Gdybym urodził się kilkadziesiąt lat wcześniej, trafiłbym do obozu i został oznakowany różowym trójkątem.

Mimo że urodziłem się wiele lat po wojnie, nie mam pewności, czy mogę być bezpieczny.
Przesadzam?

- Poproszę 20 dag szynki - mówimy do ekspedientki.
- A może być 22, bo tyle się nałożyło?
- Jasne - mówimy.

- Poproszę 20 dag szynki - mówimy do ekspedientki.
- A może być 85, bo tyle się nałożyło?
- No chyba pani zwariowała - mówimy.

Skąd tak różne nasze reakcje?
Z powodu czegoś, co siedzi sobie w naszej psychice i nazywamy to "progiem różnicy".
Do pewnego momentu można nam sprzedać wszystko. Do momentu, w którym nie zostanie przekroczony próg.

Doskonale zna się na tym zło.

Najstraszniejsze nawet zło wie doskonale, że nie może zaczynać się spektakularnie. Gdyby zaczynało się spektakularnie, mało kto byłby w stanie się na nie zgodzić.

Jeśli chce wykonać skok, musi najpierw zrobić krok.

Kroku nie zauważamy. Potem zmiana wynikła z tego kroku staje się elementem tła.

Pojawia się kolejny krok. Mija czas, znów wszystko rozpływa się w tle.

Potem następuje krok kolejny.
I kolejny.
I kolejny.

I budzimy się w świecie, w którym eksterminuje się ludzi.

W spektaklu o wybitnej filozofce polityki, Żydówce, Hannie Arendt, jest taki moment, gdy Hanna zarzuca swojemu kochankowi, wybitnemu dwudziestowiecznemu filozofowi Martinowi Heideggerowi, popieranie Hitlera.
Arendt mówi mu, że przecież on jest antysemitą. A Heidegger na to, że nie, że to tylko na potrzeby kampanii wyborczej. W pewnym momencie Hanna krzyczy: "Martin, na mojej ulicy skatowano żydowskiego lekarza!" Ale Martin już nie słucha. Jak w transie mówi o tym, że trzeba przywrócić wielkiego ducha Niemiec. Heidegger zostaje rektorem Uniwersytetu we Fryburgu. Zwalnia z niego Edmunda Husserla, swojego mistrza, wybitnego filozofa. Bo ten jest Żydem.

Hanna ucieka do Francji, a potem do USA. W Europie trwa Zagłada. Shoah. Holocaust. Arendt zostaje wybitną teoretyczką polityki. W swoich pracach podkreśla, że jednym z najważniejszych korzeni nazizmu był antysemityzm. Gdy publikuje swoją koncepcję banalności zła, spotyka się z ostrą krytyką. Dlaczego? Bo pokazuje, że zło nie jest demoniczne. Wynika z bezmyślności, z pozwolenia na to, aby ktoś myślał za nas, z bezrefleksyjnego słuchania czyichś poleceń, i jednocześnie z nieczułości na inne istnienie. I co ważne, zaczyna się krok po kroku.

I właśnie dziś, w 75. rocznicę wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau, dziękuję Ci, Bart Staszewski - aktywista, za Twój projekt, pokazujący, że jeśli będziemy nieczuli i jeśli nie będziemy myśleć, zło będzie wykorzystywać próg różnicy. I robić kroki. Link wrzucam w komentarz.

I proszę za byłym więźniem obozu w Auschwitz, Marianem Turskim, proszę Ciebie, tak, konkretnie Ciebie, przestrzegaj 11. przykazania. Nie bądź obojętny.
ODPOWIEDZ