Wychowywałem się wśród piorunów

(Prawie) wszystkie chwyty dozwolone.
izorys
Posty: 38
Rejestracja: sob paź 20, 2012 3:14 pm
Lokalizacja: Polska
Kontakt:

Wychowywałem się wśród piorunów

Post autor: izorys »

Wychowywałem się wśród piorunów
Artykuł autobiograficzny
Moja rodzinna miejscowość położona jest w odległości półtora kilometra od trasy Mława-Ciechanów. Wjeżdża się do niej pod górkę, po prawej stronie w odległości kilkudziesięciu metrów od drogi znajdował się wiatrak a przy samej drodze położone są w kilkudziesięciu metrowych odstępach trzy stawy. Obok trzeciego z nich znajduje się moje rodzinne gospodarstwo. Tutaj w latach 50 XX wieku upływało moje beztroskie i szczęśliwe dzieciństwo. Lata były wówczas upalne a zimy srogie. Podczas lata biegało się boso najchętniej po trawie lub po rozgrzanym piasku. Podczas zimy wraz z kolegami lepiliśmy bałwany lub korzystaliśmy ze ślizgawki na pobliskim stawie.
Były też i dramatyczne momenty głównie podczas lata. W upalne dni smoliło się niebo, w wyniku tego powstawała burza, która najczęściej przechodziła nad naszą miejscowością w środku nocy. Huk licznych uderzeń piorunów głównie w okoliczne stawy wybijał ze snu i wytwarzał nastrój grozy potęgowanej błyskawicami. Tego typu „rozrywkę” groźna natura fundowała nam kilkanaście razy w ciągu jednego lata. Te nocne burze mimo dramatycznego przebiegu nie wyrządzały większych szkód. O wiele gorsze były te dzienne, mniej liczne, i o mniejszym zasięgu ale powodowały nawet skutki śmiertelne. W mojej pamięci pozostały trzy takie dramaty .
1. Do wspomnianego wyżej wiatraka przyjechał na koniu z sąsiedniej wsi gospodarz w sprawie przemiału zboża, gdy już sprawę załatwił siadł na swego rumaka, obok niego stał właściciel wiatraka, ów gospodarz postanowił wstrzymać się z odjazdem gdyż nadciągała niewielka burza. Gawędzili więc obaj czekając, aż burza przejdzie. Niestety, piorun uderzył w gospodarza rażąc go śmiertelnie. Spłoszony koń pobiegł do odleglej o kilka kilometrów swojej stajni.
2. Kilka lat później dwoje starszych ludzi wczesnym popołudniem pieliło buraki na polu odległym od wsi o niecały kilometr. Ich sąsiad przyszedł na sąsiednie pole przepalować swoje krowy. Zaskoczyła ich niewielka burza, więc skryli się pod stertę słomy. Gdy zaczęły się rozbłyski i groźne grzmoty, ów sąsiad stwierdził, że tu może być niebezpiecznie. Na to siedząca pośrodku kobieta odpowiedziała proroczo: „Jeśli ma nas coś spotkać, to nas spotka”. Ledwie zdążyła to wypowiedzieć, uderzył w stertę piorun, kobietę poraził śmiertelnie, dla jej męża skończyło się to pobytem w szpitalu. Najmniej ucierpiał ów sąsiad, który o własnych siłach dotarł do wsi, by zawiadomić mieszkańców o tragedii.
3. Po następnych kilki latach zdarzył się jeszcze jeden tragiczny wypadek podczas żniw nadeszła burza. Jeden z gospodarzy ratował zboże przed zamoknięciem. Ów gospodarz układał widłami snopy na wozie, które podawała mu jego żona. Piorun uderzył we widły zabijając jednocześnie gospodarza.
Podczas moich studiów przydarzyła się prelekcja na temat właściwego zachowania się turystów podczas burzy w górach. Wygłaszał ją profesor Politechniki Gdańskiej, kierownik katedry wysokich napięć. Gdy opowiedziałem mu o nocnych burzach i o tych trzech śmiertelnych wypadkach od uderzenia pioruna, był nieco zdziwiony i lekko zaskoczony, bo przecież to nie były góry i nie umiał mi wyjaśnić, dlaczego tak się działo. Ja zresztą kilka lat później byłem na wczasach w Zakopanem i wraz z trójką młodych nauczycieli i czwartym starszym, który pełnił rolę przewodnika wybraliśmy się rano w góry. Około południa nadeszła burza, trochę pogrzmiało, kilka razy gdzieś w oddali uderzył piorun no i ostro popadało, ale w sumie ta burza to mały pikuś w porównaniu do tych moich nocnych burz, o których wcześniej pisałem.
Zacząłem więc się zastanawiać, skąd się biorą te dziwne zjawiska w mojej rodzinnej miejscowości. Stało się to wręcz moim ambicjonalnym problemem. Jak to, ja student matematyki a więc umysł logiczny a i w pokrewnej fizyce mający niezłe rozeznanie nie umiem tego wyjaśnić ?.
I po jakimś czasie przyszło olśnienie. Doszedłem bowiem do wniosku, że przez moją rodzinną miejscowość płynie rzeka podziemna. Płynie albo raczej sączy się . Wybija ona na powierzchnię w postaci trzech wspomnianych na wstępie stawów oraz kilkunastu innych małych stawków, bagienek, i dwóch zdrojów położonych na gruntach prywatnych.
Nieco później utwierdziłem się jeszcze w moich przypuszczeniach gdy popatrzyłem na dokładną mapę północnego Mazowsza.
Okazało się, że moja rodzinna miejscowość leży na skraju Wysoczyzny Ciechanowskiej. Stąd następne moje wnioski.
Przez kilka tysięcy lat, które upłynęły od ostatniego zlodowacenia w którym ta wysoczyzna powstała, spływające z niej wody sprzyjały rozwojowi bujnej roślinności, która z kolei wytworzyła warstwę urodzajnego czarnoziemu. Zaistniały więc korzystne warunki do osadnictwa. Żyzne ziemie ogrodowe i wody pod dostatkiem to niemal idealne warunki do rozwoju rolnictwa. Ale woda z rozpuszczonymi w niej solami to również bardzo dobry przewodnik elektryczności, a więc i łatwo się elektryzuje pod wpływem naładowanych elektrycznie chmur burzowych. Stąd tak częste uderzenia piorunów w czasie burz.
Jest jeszcze inny dramatyczny aspekt życia mieszkańców. Nauka medycyny alternatywnej mówi o złym wpływie żył wodnych na zdrowie ludzi. Ta podziemna rzeka wytwarza takich żył całe mnóstwo. Stąd doliczyłem się co najmniej 10 osób z mojego pokolenia, które zmarły w młodym a nawet bardzo młodym wieku co jak na 50 rodzinną społeczność to nazbyt duży odsetek ludzkiego nieszczęścia.
Poznań 25.08.2021r.
ODPOWIEDZ