Why Boomers don't like it?

O wszystkim i o niczym nocne Polaków rozmowy.
Vika
Posty: 262
Rejestracja: sob paź 17, 2009 9:30 pm

Why Boomers don't like it?

Post autor: Vika »

Jeśli urodziłeś/aś się w latach 1946-1964 jesteś Boomersem, czyli dzieckiem (wprawdzie dzisiaj jakby już trochę dojrzalszym, za wyjątkiem kilku polityków) powojennego wyżu demograficznego.
Zacznę jednak od tego, że od pewnego czasu abonuję na Y.Tubie kanał pewnego dyskutera nazwiskiem Rick Beato. Rick też jest Boomersem, dodatkowo muzykiem multi-instrumentalistą, nauczycielem muzyki, producentem i bardzo super gościem. Co ważniejsze Rick patrzy trzeźwo na świat i to co widzi nie powoduje u niego nadprodukcji żółci. Co zatem idzie, nie pluje na lewo i prawo jadem. Wręcz przeciwnie w najgorszym (muzycznym) g*** szuka choćby śladów czegoś pozytywnego. Lubię go za ten rys charakteru.
W odcinku, który oglądałam wczoraj leżąc w wannie, Rick zajął się tematem: Dlaczego Boomersi nie lubią obecnej muzyki pop? W tym celu wziął pod muzyczną lupę dziesięć pierwszych utworów z listy przebojów "Spotify", ulubionego portalu obecnej generacji.
Efekt był piorunujący. Jak się okazało całą dziesiątka "hitów" opierała się na tej samej konotacji podstawowych akordów (A, C, D, E, G), w prawie tej samej kolejności i bez tam jakiś staromodnych molów, siódemek, sysów, wersji flat lub sharp. Cała dziesiątka miała sekcje perkusyjne i basowe precyzyjenie wygenerowane komputerowo, więc dokładnie co do nanosekundy nudne i puste. W całej dziesiątce linia melodyczna wokalu oscylowała wokół maksymalnie trzech akordów. W porównaniu z tym Status Quo, to wirtuozi. Wszystkie zaś teksty oscylowały wokół hipotezy, że życie jest w najlepszym wypadku do dupy, co miał dramatycznie podkreślać komputerowy morfing wokalu w pięciu kolejnych utworach. Chyba, gdyż nie jestem na tyle bezczelna by podejrzewać, że celem było zatuszowanie braku głosu i talentu depresyjnego wykonawcy.
I to jest to czego Boomersi nie lubią w muzyce, kosmicznej pustki opakowanej w efektowne sreberko pseudo-intelektualnej kontestacji.
Ale jak to Rick, znalazł i tutaj rzeczy pozytywne, a mianowicie kawał dobrej roboty producentów, którzy stawali na głowie by z kupy g*** jednak jakiś tam bicz ukręcić. Problem w tym, że większość z nich to właśnie Boomersi. Podziwiam Ricka za opanowanie i że nie dostał choroby refluksowej, czyli cofania się treści żołądkowej do przełyku. Jak mówiłam, Rick to super gość.
Leżałam sobie zatem w wannie i powyższe spowodowało, że generalnie zaczęłam się zastanawiać nad różnicami pomiędzy moją generacją, a obecną. Tym bardziej, że często w pracy przysłuchuję się ich rozmowom o tym jak wszystko jest do dupy (szczególnie praca), a ich życie jest bez perspektyw, czego powodem nie jest oczywiście ot choćby taki brak matury i chęci do zmiany tego stanu.
Z tym ostatnim zgadzam się w całej pełni, w porównaniu z moim pokoleniem mają faktycznie przesrane, więc nie dziwi mnie ich frustracja. Myśmy mieli przecież o niebo lepiej. Zaraz po studiach (zrobionych z nudów) dostałam skierowanie do pracy, więc nie musiałam się bać bezrobocia. Miałam szczęście, gdyż jako młody inżynier zarabiałam mniej od robotnika, co było sporą motywacją by więcej i dłużej pracować i w perspektywie złapać jedynie parę groszy mniej od eksperta pracy młotkiem. Zabrałam się do tego z optymistyczną ochotą, przecież całe życie jest przede mną. W nagrodę za ten optymizm, Spółdzielnia powiadomiła mnie, że mieszkanie dostanę już za circa 20 lat, a bank, że Malucha za niecałe dziesięć. Było zatem po co żyć, aż serce się radowało, nie to co teraz, brak perspektyw.
No ale zakończę tę wyliczankę by ewentualnej części czytelników młodszego pokolenie dodatkowo nie frustrować ogródkiem Jordanowskim jakim było życie naszego pokolenia w socjalistycznym Pleasantville. Szczególnie sympatyków Grety Thunberg, której (według jej słów) moje pokolenie zmarnowało dzieciństwo i młodość, nie chcę prowokować bez potrzeby.
I gdy dwa dni temu przysłuchiwałam się w pracy tym młodym ludziom, zrobiło mi się wstyd i przykro. Zgotowaliśmy im straszny los i to jest nasza wina i tylko nasza. Patrząc jak żują gumowatego sandwicza od Subway'a, ciężko przez gardło przechodziła mi soczysta kanapka zrobiona własnymi rękami. Mea culpa, nie nauczyliśmy ich tego i teraz muszą jeść odpady.
Wstyd spowodował, że z wyrozumiałością spoglądałam na zmęczonego dwugodzinnym tyraniem trzydziestolatka, który by zacząć pracę musiał przejść na piechotę z parkingu, cały kilometr. Szczególnie, że ja XVIII-latka :) miałam już za sobą 9 godzin pracy i 10km po lotnisku i jeszcze ten kilometr na parking mnie czekał. Zrobiło mi się wstyd, że mam taką kondycję i zdrowie, gdyż miałam przecież lekkie życie. Mea culpa, nie wyganialiśmy ich na boisko, lub w góry z plecakiem.
I tak zrozumiałam dlaczego my nie, a oni tak lubią tę "muzykę" podawaną dożylnie w formie pulpy dźwiękowej. Mają przecież przesrane życie bez perspektyw, a myśmy ich niczego innego nie nauczyli. Mea culpa…
… choć zaraz, zaraz… Czy nas ktoś uczył oczywistych rzeczy, czy raczej wymagano od nas ruszenia dupy?
Ale nie martwcie się przedstawiciele pokolenia “C” (od angielskiego: connect & communicate), nas Boomersów kiedyś zabraknie
i w końcu nikt nie będzie wam marudził. A ponieważ jeszcze żyję, z przyjemnością i złośliwie dodam, że nazwa “C” jest trochę na wyrost. Powinniście nazywać się Generation-Copy/Paste. Jeśli już koniecznie "C", to może smutne C-mol a tym co może jednak chcą się zastanowić polecam https://www.facebook.com/messing.xavier ... 1937479601

v.
ODPOWIEDZ