Kasjerki hipermarketu

Podróże kształcą - te bliskie, i te dalekie.
tekajot
Posty: 2043
Rejestracja: wt lis 16, 2010 7:02 am

Kasjerki hipermarketu

Post autor: tekajot »

Kilka dni temu na politologicznym deputowanym Migalskim wieszano wszystkie psy, z powodu przypływu szczerości deputowanego. Nie przyłączę się do chóru oburzonych, przeciwnie, uważam, że trzeba mieć jaja, aby w polityce mówić prawdę i w dodatku prawdę, która nie służy politykowi. Migalski zapewne chciał uzyskać taki efekt, bo z kolei naiwnością jest sądzić, że zamierzał prawdą sobie szkodzić. Sądził, że gdy powie coś oryginalnego zostanie nagrodzony za odwagę. Tym rad sposobem Polacy dowiedzieli się, że deputowani nie mają pojęcia nie tylko nad czym głosują, ale i o tym, że w ogóle głosowali. Prawda wypowiedziana przez Migalskiego dotyczy wszystkich deputowanych i jestem więcej niż pewien tej skali. Dokładnie tak działa biurokratyczny moloch zwany Unią Europejską i co więcej nie jest to efekt rozbudowanej administracji, ale zaplanowanego działania. Ostatnim zawodem na świecie jaki mógłbym wykonywać jest zawód pedagoga, dlatego wymyśliłem sobie Portal dla ludzi, którzy skończyli szkoły i potrafią zrobić z tego użytek. Dzięki tak ustawionej poprzecie nie muszę męczyć się niczym Ludwik Dorn w rozmowie z redaktorem Morozowskim i tłumaczyć, dlaczego Grecja zbankrutowała, chociaż według Morozowskiego Grecja dzięki euro może na niższym procencie sprzedawać obligacje. Współczuję pedagogom, Ludwikowi Dornowi mniej, bo on nie miał prawa sądzić, że rozmowa z Morozowskim skończy się inaczej. Moloch europejski pod światłym przywództwem Niemiec i już nie Francji, funkcjonuje według reguły hipermarketowej. Przede wszystkim nieustanna wyprzedaż i promocja, jakie były ceny wyjściowe nikt nie pamięta, a w wielu wypadkach nie miał okazji zobaczyć. Po drugie gratis, kupisz jedno dostaniesz drugie gratis albo kupisz jedno i do jednego dostaniesz 20%. Wreszcie ulotki za darmo z ratami „0%” i nikt nie czyta treści drobnym drukiem.

Na hipermarkecie nigdy nie zarobił żaden klient hipermarketu, chociaż najadł się darmowych próbek, nałykał gratis, a resztę sobie kupił na raty „0%”. Odczytując prostą metaforę, hipermarket, ten cudowny, kochany i charytatywny, jest jak Niemcy, którzy „płacą na nasze drogi”. Klientami są wszyscy pozostali i wbrew natarczywej reklamie hipermarketu, ani w hipermarkecie nie jest za tanio, ani za „0%”, ani też nie ma hipermarketu, który nie zarabiałby kroci. Z kolei do hipermarketu, czyli do Europy przychodzą biedni i kupują wielkie paki na wagę, tylko należałoby się zastanowić czego? Polędwica sopocka, moja ulubiona „wędlina” felietonowa, króluje w hipermarkecie. Padlina nazywa się ekskluzywnie, wygląda na pięć razy większą niż kiedykolwiek została wyciętą z jakiejkolwiek świni, kosztuje gorsze. Nic tylko brać na kilogramy, a w domu pierwsze rozczarowanie, smakuje truchło jak truchło, na drugi dzień obrasta jakimś obleśnym śluzem i nawet pies nie chce tego ruszyć. Tej klasy produktu nie kupi żaden właściciel hipermarketu, zresztą właściciele hipermarketów z zasady nie zaopatrują się w sowich sklepach. Nie kupią też pracownicy, którzy się napatrzyli jak się robi hipermarket, ale klienci będą kupować, bo jest tanio i za każdym razem się wydaje, że wygląda apetycznie. Hipermarket daje najgorsze miejsca pracy za najpodlejsze pieniądze, mami klientów gigantomanią i reklamą piorącą mózgi, bez namoczenia i co najważniejsze wszystko dookoła hipermarketu pada pokotem. Główne celem hipermarketu to: byle jaki produkt na wysokiej marży, masowy klient, tania siła robocza i mordowanie konkurencji.

W Europie były dwa hipermarkety: Francja i Niemcy, wokół nich padło wszystko, na koniec odpada Francja i zostaję jeden super-hipermarket niemiecki. W pampersach u Niemca będzie siedzieć europejska kasjerka i będzie liczyć niemieckie zyski, a Niemiec raz do roku zaprosi zapieluchowanych wyrobników na opłatek, czy inne jajeczko i przez megafon hipermarketu oświadczy, że wszyscy jesteśmy jednym hipermarketem, tylko na różnych stopniach integracji. Istnieją rozmaite normy, jakościowe dla produktów, prawa pracy dla pracowników, na hasłach klient jest panem hipermarketu, a pracownik nie jest płatnikiem netto. Taki „układ zbiorowy”, zwany na przykład traktat lizboński, którego nikt nie przestrzega i de facto zmienia jak chce choćby „paktem fiskalnym”, podpisanym na kolanie. Kolejne pakty i traktaty otwierają nowe horyzonty, ale jakoś produkt hipermarketowy nadal jest na poziomie polędwicy sopockiej, pracownik zarabia tyle, co turecki bezrobotny dostaje zasiłku w Niemczech, pampers na kasie jest pełnym poszanowaniem praw, co zatwierdzają wszystkie trybunały, natomiast reguły gry w hipermarkecie ustala Niemiec, bez żadnego porozumienia trójstronnego.

Dzieje się tak, że i głupi by się połapał, ale jak widać klientom niemieckiego hipermarketu ciągle mało, chciałaby jeszcze za cały chłam płacić więcej i zarabiać mniej na kasie, ponieważ hipermarket przeprowadził kolejną promocję. Nasz Pan klient! Będziesz płacił euro, będziesz w ekskluzywnej grupie, tej samej, do której należy niemiecki właściciel Europy, on to dorobił się dzięki euro i tylko w euro liczy swoje zyski. Dołącz do najbogatszy, obracaj euro! Kaczyński zaprosił na konferencję politologa, ów pedagogicznym językiem wyjaśnił to samo, co ja usiłuję wyjaśnić najprościej jak się da. Przestrzegł politolog, że Donald Tusk nabrał towaru na raty „0%”, bo jak 99% deputowanych nie ma pojęcia lub nie przeczytał, co jest napisane drobnym drukiem. Uprzedził, że skończymy jako klienci nabici w butelkę i pracownicy hipermarketów z taką sr*** po sopockiej, że na pampersy nam nie starczy. Potem prezes dodał jeszcze kilka uwag, między innymi i taką, że od patrzenia jak inni jedzą, jeszcze nikt się nie najadł. No i zgadnijcie Szanowni Rodacy, o co, po całej tej lekcji życia, zapytał jeden europejski dziennikarz? Nikt nie zgadnie, kto nie słyszał na własne uszy. Dziennikarz spytał, dlaczego prezes Kaczyński jest przeciw ACTA, skoro nie ma bankowego konta elektronicznego i kiedyś powiedział, że widział studenta w bibliotece. Nie ma gorszego zawodu na świcie niż pedagog, ponieważ świat jest pełen… klientów. Niemcy robią interes życia, płacą polskim i greckim kasjerkom 1100 netto, na polędwicy zarabiają 700 netto, 300 netto kasują za Laremid 500 za pampersy na raty, plus 150 odsetki. Marża na głupotę zawsze była najwyższa.

Głos w dyskusji

ojciec_milicjant ::: czw., 02.02.2012 - 11:54.
i czują, na codzień, problem pampersów. Tak się bowiem składa, że wykształcone Polki, bywa, że nauczycielki, zajmują się masowo pielęgnacją niemieckich staruszek i staruszków. A więc wymianą pieluch. Albo gorzej.
Z moich obserwacji wynika, że Republika Federalna dopiero wtedy popadnie w kryzys, kiedy zabraknie polskich opiekunek, polskich sprzątaczek i polskich zbieraczy szparagów oraz chmielowych szyszek
Załączniki
niemcy.jpg
niemcy.jpg (34.23 KiB) Przejrzano 6046 razy
ODPOWIEDZ